ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Tyle już razy opowiadał to samo, tym samym jękliwym skowytem... Zresztą tamte dwa psy były młode, znały tylko pogodne góry beskidzkie i krwawe historie Milusia wydawały im się bardzo nieprawdopodobne. Tylko Szpic, ponury i zgorzkniały domokrążca, udawał, że słucha z uwagą, by zaskarbić sobie względy sędziwego emeryta. - Przyjaciele - zaczął skrzat, siadłszy między nimi - nie będę tracił czasu na gadanie długie, godne ludzi, lubiących mówić dziesięć słów zamiast jednego. Nie mam maru! Pozwoliłem je zabrać i każdy z was ma prawo mnie zelżyć w sposób jego naturze właściwy. Nie obruszę się na pewno. Jestem winien. Ale za 48 moje niedołęstwo nie może płacić cały dom. Bez maru jesteśmy wydani na pastwę każdego wroga. Ten, kto zabrał maru, może każdej chwili zagospodarować się w domu i... - Któż je zabrał?! - zapytał groźnie Topsy. - Zabrała je sowa z Rzybrzyczki, ta, którą dzisiaj chowano. To przyjaciółka Sata ze Złotego Kamienia. Ptak ani zwierzę nie potrafi nosić maru: musiała więc zabrać dla niego. - Powinszować... - mruknął Bekas, wygryzając pchły z ogona. - Jestem stary i niedołężny, tyle wart bez talizmanu, ile naga glista ziemna. Niemniej pójdę sam po moje maru na Rzybrzyczkę. Albo je odbiorę, albo zginę - rzekł z mocą mały podciepek, a psy słuchały z uznaniem. - Teraz mam prośbę do was, towarzysze - podjął po chwili milczenia - a właściwie do jednego... Topsy! Ty lubisz chodzić i jesteś odważny? - Ja? Także pytanie - zaperzył się młodzik. - Myślałby kto, że nie mieszkamy razem już blisko od roku! Ja jestem strasznie odważny! Jestem odważny... po prostu jak lew! Najtęższych rowerzystów chwytam zębami za tylne koło i przewracam! Moim paniom już ze cztery razy za to nawymyślano... Tak samo rzucam się na cielęta i najgrubsze nawet świnie... 0, moja odwaga to jest odwaga! - Zanieś mnie więc na Rzybrzyczkę... Noc minie, zanimbym się tam dowlókł piechotą... - A kto jeszcze pójdzie? - spytał Topsy z niepokojem. - Nikt więcej, tylko ty i ja... Dziś, gdy się ściemni... - Ście... ściemni?... Fatalnie się składa, mój biedny Kacperku. Czyż nie wiesz, że ja po nocy bardzo niedowidzę? Mówiłem nawet moim paniom, żeby zamiast obroży kupiły mi okulary... ale co z ludźmi? Oni nic nie rozumieją... Jakże mi przykro... Doprawdy... - Miluś! Ty byś mnie nie zaniósł? - Ach - westchnął Miluś - nie opowiadam o swej odwadze tak jak Topsy, ale kiedyś byłem mężny... Zaniósłbym cię, przyjacielu, ale moje pchły nigdy się na taką wyprawę nie zgodzą... - Czyż słuchasz swoich pcheł? - krzyknął z gniewem Kacpe-rek. - Niestety, cóż począć? Jestem taki słaby, a ich jest tak dużo, że raczej one mnie noszą, niż ja je noszę. Muszę się więc z nimi liczyć i postanowiliśmy raz na zawsze działać we wspólnym porozumieniu. 4 - Kłopoty Kacperka 49 - Ahuuu! - zawołał nagle Bekas. - Któż by z tobą poszedł jeżeli nie ja, Wielki Łowca nocny! Na Rzybrzyczkę, na Czubel, na Czantorię nawet... Ale cóż? Zaledwie zmierzchnie, zamkną mnie w gorzelni - właśnie dlatego, żebym po polach nie biegał - i nie wypuszczą aż rano. - Nie daj się zamknąć! - Łatwo ci powiedzieć: nie daj! Zuzia mnie złapie, jak tylko przyjdę na kolację... - Nie idź na kolację! -Jak powiedziałeś? Nie idź na ko-la-cję? Ależ ja będę strasznie głodny, mój Kacperku! Ja nie wytrzymam, na pewno... - Bekasie! - zawołał podciepek błagalnie - zaniesiesz mnie na tę górę... przebiegniesz gęsty, ciemny las... wytarzasz się w chłodnej rosie... wytropisz zająca, bażanta i lisa... Czyż dla tego nie warto poświęcić wieczerzy? - Au! Au! Warto... Tak rozmawiali pod gankiem nie przeczuwając, że w Ciemnym Lesie Rzybrzyczki podobna się toczy narada. Sato, otoczony dworem, siedział na swoim kamieniu i myślał głęboko, co robić. Sowa nie wróciła, a wysłany na zwiady latopak zdołał się tylko tyle dowiedzieć, że zdechła. Potwierdził jednak wiadomość, że Kacperek nie ma maru. Dlaczego zatem jest ono bezsilne? Co począć, aby przywrócić mu władzę? Padały różne zdania, bo żadnemu z obecnych nie przyszła do głowy prawdziwa przyczyna: maru istotnie było niezupełne; do jego władzy brakło wszak uczciwego serduszka podciepka i niestrudzonej jego dobrej woli. - Nie znamy jakiegoś zaklętego słowa, które należałoby podsłuchać w domu - dowodził drzewny chichotek. - Najlepiej będzie zapytać się kogoś... Ale kogo? - westchnął opryskliwiec. - Obiec las wokoło i tupnąć siedem razy; może to pomoże... -zauważył ikoro, którego rozum był w nogach. - Milcz, głuptasie, bo ci tupnę* dwadzieścia dwa razy! - syknął Sato z gniewem. - Czy żaden z was nie ma dla mnie lepszej rady? Wiecznie senny na pozór, z martwymi oczami awilo przemówił obojętnym głosem: - Ja dam dobrą radę: iść i porwać skrzata. 50 Po tych śmiałych słowach cisza zaległa przez chwilę. - Tak - powtórzył Sato - iść i porwać skrzata... Heja! Heja! -wołał zrywając się z miejsca. - Dalejże! Prędzej! Ty pójdziesz, awilo! Ikoro zaniesie cię pod same Górki, a latopak poleci jako wywiadowca! Przynieście tu skrzata koniecznie! Żywego! Musi powiedzieć, co brakuje maru, a gdy już powie, rzucimy starego osła do potoku... Ikoro, bestio ciężka, wypluj już te grzyby! Do dzieła! Do dzieła! Czy trafisz, awilo?... Księżyc wyszedł zza chmury, wypłynął ponad Równicę i patrzył zdziwiony na niezwykły widok: jasną drogą pędził ciężki jednorożec. Był trwożny, bo nigdy dotąd nie opuszczał lasu, i oglądał się lękliwie na swój długi, długi cień. Podkurczywszy na jego grzbiecie nogi, senny awilo wlepił w srebrzystą tarczę księżyca swoje martwe, białe oczy - i tak lecieli przez uśpione, ciche pola ku bielejącemu z daleka domowi. - Bekas! Bekas! Na kolację! - wołała z progu domu Zuzia, trzymając miskę w ręku. W gęstych krzakach jaśminu Kacperek rozpaczliwie obejmował wyżła za szyję i zachęcał do wytrwania. - Nie pójdziesz, prawda? Nie pójdziesz - szeptał mu do ucha. - Nie, bądź spokojny, nie pójdę - i zmarszczył czoło na znak niezłomności. - Bekas! Na tu! Na! Beekaas!!! - A może bym poszedł, prędko zjadł i uciekł?..