ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

(Choisnin upiera się przy tym twierdzeniu, że każde najmniejsze sioło w Polsce miało szkołę. Nie należy mu wierzyć. Szkoły istniały we wszystkich wioskach kościelnych.) Pan de Balagny zjawił się w Polsce, gdy Zygmunt August jeszcze oddychał, ale przed oblicze umierającego dopuszczony być nie mógł. Oglądali za to w Knyszynie zwłoki monarsze już wspaniale przybrane i spoczywające na katafalku. Jan de Balagny stanął na wysokości zadania. Pozyskał zaufanie posła austriackiego, opata Cyrusa, który nie tylko niczego nie zwęszył, ale zwierzał się Francuzowi ze swych zamysłów i utrapień. Balagny wracał przez Gdańsk. Za radą miejscowych, wsiadł w Pułtusku na statek i wodą dostał się nad Bałtyk, zatrzymawszy się na krótko w Płocku. Mocno sobie tę podróż chwalił, bo statek był porządny i we wszystko zaopatrzony. W Gdańsku członkowie rady miejskiej podarowali mu dwnaście flasz srebrnych, zawierających tyleż gatunków wina. Ofiarowywano mu również jeden z sześciu pucharów, które wzbudziły jego podziw. Były bursztynowe, zdobione diamentami, rubinami i perłami, a osadzone na złotych podstawach. Tego prezentu Balagny nie przyjął. Gdańszczanie dlatego tak życzliwie traktowali Francuza, że wszelkie rozszerzenie stosunków z jego krajem rokowało im zyski. Balagny powrócił do domu okrętem francuskim, który akurat odpływał z portu nad Motławą. Agent wywoził łup bardzo cenny - dobrą znajomość i porozumienie z kanclerzem wielkim koronnym Walentym Dembińskim, z jego dwoma synami, Erazmem i Kasprem, oraz z innymi jeszcze możnymi osobami. Kandydatura Henryka Walezego zakotwiczyła w Polsce. Jak się już wspomniało, wysłannicy Balagny'ego zapukali w Błoniu do drzwi dworu Infantki, lecz nie stanęli przed jej obliczem. Nie dopuszczono ich. List, który przywieźli, w obecności Anny otworzyli i przeczytali senatorowie. Francuz oświadczał wielki szacunek i prosił o pozwolenie złożenia hołdu osobiście. Otrzymał odpowiedź bardzo grzeczną. Mieściły się w niej wyrazy czci dla króla Francji i kurtuazyjna odmowa przyjęcia wizyty. Okolicznością utrudniającą miała być rzekomo żałoba. W rzeczywistości senatorowie nie życzyli sobie rozmowy Infantki z cudzoziemcami. Jeden z nich, niejaki Charbonneau, dotarł jednak do marszałka dworu Anny oraz do jej lekarza. Powiedział im, że chodzi o projekt małżeństwa. Dworzanie powtórzyli wszystko swojej pani, omijając straże senatorskie. Leciwa królewna została więc poinformowana o zamysłach, których urzeczywistnienie dałoby jej tron oraz pozbawiło mocno uprzykrzonego dziewictwa. Spełniłoby więc oba namiętne marzenia Jagiellonki. Potulnakrólewna dotychczas się z nimi nie zdradzała. Dumna Infantka okazała wkrótce krajowi, czego pragnie. Misja pana de Balagny wzorowo spełniła swe obowiązki. Infantka boleśnie odczuwała bezwzględność senatorów, szczelnie izolujących ją od świata. Dziejopisarze, którzy później opowiadali o tych czasach, nakłonili ucha do jej skarg, wyrażanych w listach. I Bartoszewicz, i Szujski gorszą się postępowaniem panów koronnych. Zdaje się jednak, że niesłusznie. Anna musiała odcierpieć za brata. Kraj miał jeszcze w całkiem świeżej pamięci samowolę królewską we wszystkim, co dotyczyło spraw matrymonialnych i damsko_męskich w ogóle. Trudno się dziwić, że nie pożądał powtórzenia się romansowych historii, odprawianych kosztem ogółu. Posunięta w latach dziewica, spragniona zamążpójścia arcyposażna panna na wydaniu, była rzeczywiście niebezpieczną figurą na szachownicy. Senatorowie strzegli pola gry przed posunięciem nieobliczalnym i nieodwracalnym. Nader pilnie nadzorowali wtedy Polacy wszelkich cudzoziemców oraz własną Infantkę. Położyli rękę nawet na jej korespondencji z siostrami. W piśmie przesłanym tajnie błagała Anna Zofię, by nie zdradziła, że od niej wie... o śmierci brata. Niech raczej księżna brunszwicka udaje zgorszenie, oskarża siostrę o obojętność dla tak ważnej kwestii. Korespondencja trwała naturalnie po cichu. Ułatwiał ją referendarz koronny Stanisław Sędziwój Czarnkowski, jedna z najmniej sympatycznych osobistości owych czasów. W pewnym jego liście do Zofii znajduje się zdanie dające wiele do myślenia: "bo jeszcze czasu nie ma, abyśmy mieli grozić, gdyż czym innym trzeba teraz ludzi sobie sposobić". Anna gorzko żaliła się na rodaków koronnych: "co czynię, z kim mówię, co piszę do kogo, chcą o tym wszystkim wiedzieć; komu odpisywać mam, to mi rozkazują, jak chcą". Boją się przede wszystkim cesarza, jego okrutności. A posłowie cesarscy przekroczyli właśnie granicę i znaleźli się w Polsce. Obaj byli Czechami. Maksymilian II wiedział, że naród czeski cieszy się w Koronie znaczną popularnością i uważany jest za bratni. Chciał wyzyskać tę okoliczność dla swej sprawy. Nie przewidział dwóch rzeczy. Tego przede wszystkim, że jeden z ambasadorów, żonaty z Jagiellonką po kądzieli, Wilhelm z Rożemberku, nieoczekiwanie sam zostanie na czas krótki kandydatem do korony polskiej. W zamęcie elekcyjnym pewien odłam szlachty zapragnął nagle obwołać go swym panem. Druga niespodzianka na tym polegała, że którejś nocy obaj Czesi, podpiwszy sobie tęgo w towarzystwie senatorów koronnych, jęli przestrzegać POlaków przed Habsburgami. Wskazywali na los własnej ojczyzny gnębionej przez Niemców. Wojewoda sandomierski grzecznie, lecz stanowczo zatrzymał u siebie posłów cesarskich, nie puścił ich do Knyszyna. Na czas bezkrólewia Polska starała się zamknąć swe drogi dla cudzoziemców. Legatowi kazano usunąć się do Sulejowa, żądano nawet jego wyjazdu. Stałym przedstawicielem Rzymu był nuncjusz, legata uznano za osobistość w danych okolicznościach zbyteczną. Commendone osiadł w Sulejowie, lecz przesadnej lojalności nie wykazał. NIe siedział w opactwie bez ruchu. Na żądanie senatorów Infantka przeniosła się do Płocka. Cichaczem odwiedził ją tam nocą agent habsburski, członek poselstwa. Był to ten sam Alfons Castaldi margrabia di Cassano, który przed laty wykradał ze skrzyni Bony listy Izabeli Jagiellonki i dostarczał je Wiedniowi. Zdołał zmylić czujność opiekunów królewny, biskupa chełmskiego oraz wojewody z Płocka, i w tajemnicy przesłać jej kartkę. Pokrywały ją jakieś dziwne kulfony