ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Przypominałam sobie, jak szukał okularów, by po raz kolejny przeczytać któryś z ukochanych fragmentów. Żył w innej epoce i niechętnie odrywał się od niej, gdy wzywały go sprawy parafii. Powinnam była to przewidzieć. Często przyglądał mi się w skupieniu, marszcząc brwi. Moja przyszłość stała się przedmiotem jego głębokiej troski, której długo nie podzielałam. W głębi swego naiwnego serca wierzył, że poślubię Dougala. Z jakąż radością powitałby takiego zięcia! Zapewne wyobrażał już sobie długie spotkania, poświęcone wspólnemu zgłębianiu przeszłości. Dougal był wówczas młodzieńcem niezbyt zasobnym w dobra materialne - typem uczonego, człowiekiem niezwykłej łagodności, pozbawionym ambicji, ulepionym z tej samej gliny, co mój ojciec. Spoglądając wstecz, uświadomiłam sobie, jak wielkie rozczarowanie musiał przeżyć ojciec, gdy sprawy przybrały inny obrót, niż sobie życzył. Nie tylko utracił wymarzonego zięcia, lecz także zaczął go dręczyć niepokój o przyszłość córki. Później nabrał nadziei, że wyjdę za mąż za Colina Brady’ego. Byłoby to bardzo rozsądne posunięcie. Colin nie dorównywał wprawdzie Dougalowi, lecz mimo to jego kandydatura wydawała się wysoce zadowalająca. Ludzie uważali, że powinnam poprzestać na tym, co mogę mieć. Szansę na zamążpójście nie pojawiały się często i nie należało ich pochopnie odrzucać. Lady Harriet dała mi do zrozumienia, że jestem niemądra. Zapewne byłam. Nie odczuwałam niechęci do Colina Brady’ego, bo nikt nie mógł jej odczuwać. Co-lin odnosił się do wszystkich życzliwie i uprzejmie, tak więc doskonale nadawał się na pastora. Gdzieś w głębi duszy żywiłam jednak przekonanie, że jeśli postąpię „rozsądnie”, będę tego żałowała, gdyż wybiorę przewidywalną, monotonną drogę przez życie, które straci dla mnie wszelki urok. Gdybym nie znała Dougala... gdybym bardziej hołdowała konwenansom... może wyszłabym za Colina. Ale byłam sobą i odruchowo buntowałam się przeciw zawieraniu małżeństwa w takich okolicznościach. Fabian odwiedził mnie na plebanii. Wydawał się szczerze przejęty. - Niezmiernie mi przykro - powiedział. - Dziękuję. To nie nastąpiło niespodziewanie. - Nie. Niemniej musiało być wstrząsem. - Miło z pana strony, że pan przyszedł. - To przecież oczywiste. - Mam nadzieję, że pobyt w Indiach okazał się udany. Wzruszył ramionami. - Czy zabawi pan tu dłużej? - zapytałam. - Nie. Muszę zaraz wracać. - Rozumiem. - A pani będzie się zajmować... przygotowaniami? - Tak. To konieczne. - Niewątpliwie. Gdybyśmy mogli coś dla pani zrobić... - Dziękuję, nie trzeba. Pan Brady bardzo mi pomaga. - Jestem tego pewien. Słyszałem, że pogrzeb odbędzie się jutro. Naturalnie przyjdę. - Dziękuję. Uśmiechnął się do mnie i wkrótce potem wyszedł. Byłam z tego zadowolona. Nie chciałam, aby zauważył moje poruszenie. Niemal żałowałam, że mnie odwiedził. Podczas nabożeństwa żałobnego kościół był wypełniony po brzegi. Lady Harriet z sir Fabianem siedzieli w ławce Framlingów. Przez cały czas myślałam wyłącznie o moim ojcu i przypominałam sobie różne związane z nim drobne wydarzenia. Ogarnął mnie bezbrzeżny smutek. Nigdy w życiu nie czułam się równie samotna. Colin Brady był energiczny i rzeczowy. Poprowadził żałobników na plebanię, gdzie popijaliśmy grzane wino i jedliśmy kanapki przygotowane przez panią Janson. Cały dom spowiła atmosfera powagi. Nie był to już mój dom. Mógłby nim pozostać, rzecz jasna, gdybym została żoną Colina. Musiałam się bardzo poważnie zastanowić, co dalej. Odczytano testament. Ojciec posiadał niewiele, lecz to, co zostawił, należało do mnie. Notariusz wyjaśnił mi, że wiąże się to z bardzo znikomymi dochodami, niewystarczającymi nawet na skromne życie, ale mogę po nie sięgnąć w razie potrzeby. Dodał, iż spodziewa się, że przemyślałam już sytuację, która z pewnością nie jest dla mnie zaskoczeniem. Odrzekłam, że nadal o niej myślę. Wyczuwałam wokół siebie nastrój wyczekiwania. Pani Janson miała taką minę, jakby przewidywała rozwój wypadków. Z pewnością myślała, że poślubię Colina Brady’ego i życie w domu potoczy się dawnym torem. Wszyscy znali moje zwyczaje, lubili mnie i nie życzyli sobie nikogo obcego. Takie rozwiązanie wydawało im się nieuniknione, gdyż pan Brady wyraźnie skłaniał się ku niemu, a czyż mogłam znaleźć bardziej odpowiedniego męża? Najwyższy czas, żebym gdzieś osiadła na stałe - a tu czekało na mnie stosowne miejsce. Wieczorem, po pogrzebie, Colin zaczął rozmowę