ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Tymczasem Jaffe okręcił Assada parę razy i skierował twarzą w kierunku linii umocnień. Muhammad spostrzegł coś, co wziął za ciężki karabin maszynowy ustawiony na trójnogu. Był to jednak tylko wysmarowany sadzą złamany zastrzał z przedniego podwozia, umieszczony na obciętym statywie aparatu fotograficznego, który znaleziono wśród bagaży. Związane sznurkiem łuski zużytych pocis- ków błyszczały w słońcu jak pasy amunicji. Nawet jeśli Assad był ciekaw, skąd Izraelczycy mieli na pokładzie samolotu ciężki karabin maszynowy, nie zapytał o to. W ciągu kilku sekund zdążył zauważyć wszystko to, co powinien, po czym pospiesznie założono mu opaskę. Przeprowadzono go pomiędzy dwoma aluminiowymi reflektorami przez okop i usypany z ziemi wał. W połowie zbocza zdjęto mu z oczu opaskę i wręczono kawałek rurki, do której była przywiązana biała chusteczka do nosa. Jaffe zabronił mu odwracać się do tyłu i pozwolił odejść. Uwolniony jeniec szybko ruszył w dół zbocza. Hausner oznajmił koniec uroczystości. Odszukał Burga i Dobkina. Stali na wysokim pagórku, który poprzedniej nocy stanowił punkt obserwacyjno-dowodzeniowy, i oceniali postępy w pracach. — Czy zostało jeszcze coś do zrobienia? — zagadnął Hausner. — Powinniśmy porozmawiać z Beckerem — zaproponował Burg. — Jest w kabinie pilotów. Ruszyli w kierunku concorde'a. Kahn leżał na płaskiej platformie usypanej z ziemi pod przednim podwoziem i manipulował w komorze podwozia. Był spocony i powalany smarem. Hausner pomyślał, że Kahn mógłby wykorzystać swoją energię na przykład przy kopaniu dołów. Nic jednak nie powiedział. — Udało się?! — krzyknął Dobkin. Kahn wyczołgał się spod podwozia i stanął obok nich. — Nie. Na razie nie. Ale wydaje mi się, że jestem coraz bliżej. — To dobrze. — Miejmy nadzieję, że wystarczy prądu w akumulatorach i paliwa, żeby to uruchomić. — Wymownie spojrzał na Hausnera. 179 — Po co? — zapytał Hausner. — Żebyśmy mogli włączyć klima- tyzację? — Wszedł na rampę i dodał: — Jeśli nie możemy nawiązać łączności, używając akumulatorów, to chyba prądnica nie pomoże. Kahn nic nie odpowiedział. Hausner ruszył rampą pod górę, patrząc na dziób concorde'a. — Mechanicy są z natury majsterkowiczami. Jeśli coś jest zepsute, to ty musisz to naprawić. Kahn, całe twoje ego jest zaangażowane w ten pieprzony PZN. Nie mam pojęcia, czy nam się to na coś przyda, nawet jeśli to naprawisz. — Wskoczył na skrzydło. W kabinie pasażerskiej było gorąco jak w piekarniku i Hausner, mimo że już od dawna nie miał w ustach kropli wody, zaczął się pocić. Docierały tu odgłosy prac prowadzonych przy demontażu ogona. Przechodząc koło kuchni, zauważył, że została doszczętnie ogołocona. Machometr był włączony, widać Becker używał zasilania awaryjnego. Machometr wciąż pokazywał 0 machów, co trochę wyprowadziło Hausnera z równowagi. Jakiż to mądry elektryk we Francji podłączył machometr w kabinie pasażerskiej do zasilania awaryjnego? Dlaczego ludzie mieliby wiedzieć, z jaką prędkością lecą w sytuacji awaryjnej. Uświadomił sobie nagle, że pasażerowie con- corde'a 01 musieli widzieć, jak po wybuchu gwałtownie spadała prędkość. Ciekawe, co pokazywał machometr, gdy samolot kozioł- kował w powietrzu. Zanim doszedł do kabiny załogi, uderzyła go dolatująca stamtąd woń. Zajrzał do środka. Hess wciąż leżał na pulpicie, ale ciało zdążyło już zesztywnieć i wyglądało bardzo nienaturalnie. Przez dziurę w szybie zawiał gorący wiatr. Becker słuchał radia przez słuchawki. — Należy go stąd zabrać — powiedział głośno Hausner. Becker zdjął z głowy słuchawki. — Ja za niego odpowiadam. Chcę, żeby tu został do czasu, gdy będą gotowi go pochować. Hausner nie rozumiał, co działo się w głowie Beckera, nie miał nawet zamiaru zastanawiać się nad tym. Co za różnica, gdzie jest ciało? Może to lepiej, że nie widzą go pozostali. Gdyby tylko ten cholerny rabin nie... — Słuchaj! Chcesz sam pokombinować przy tym radiu? — spytał Becker. — Co? Nie, nie chcę. Słyszałeś coś? Próbowałeś nadawać? — Mówiłem ci już wcześniej. Trudno jest nadawać za dnia. — W porządku. Może będziemy mieli więcej szczęścia wieczorem. — Nie, nie będziemy mieli. — Dlaczego? 180 — Odebrałem pewną informację. Hausner podszedł bliżej. — Od kogo? — Od faceta imieniem Ahmed Rish. Wtedy, gdy latał nam nad głowami. Wyraził nadzieję, że Jakub Hausner wziął pod uwagę stawkę, którą jest życie ludzi i w ogóle. Pochwalił też moje umiejęt- ności, miły gość. — Becker pozwolił sobie na uśmiech. — Oznajmił też, że wróci o zmierzchu, żeby pokrążyć nad nami, gdybyśmy się nie poddali. — Skurwysyn. — Z pewnością przygotował mnóstwo niespodzianek, a co jedna to gorsza. — Becker włączył radio. — Czy nie można by go zestrzelić? Hausner wytarł spocony kark