ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

No! A korowłosa panieneczka nie zsiądzie? A jej smagła towarzyszka? - Zsiądziemy, zsiądziemy. - uśmiechnęła się Finiviel - w końcu baba z siodła, koniu lżej. Uciekajże, Pili! - ostrożnie odczepiała juki koniu maści izabelowatej, czyli jasnobrązowemu o białej grzywie. Drielfi również zsiadła i zdjęła swemu wierzchowcowi zbędny ciężar. - Idź, Aineshkel, dzięki za fatygę. - Nie ma za co. Konie robiły wrażenie naprawdę ucieszonych. Dreptały w miejscu, jakby nie mogąc się doczekać swobodnego biegu bez obciążenia. Inne, w tym Terond o niebieskiej grzywie, zdawały się być zazdrosne. Elfki usiadły więc na wozie, faktycznie pełnym dyń, wielkich i dorodnych. Wśród nich spało śliczne, rumiane jak i John dziecko, mała, złotowłosa i uśmiechnięta dziewczyneczka w prostej czerwonej sukience i brązowym sweterku. Na szyi wisiały jej czerwone korale, na pewno podkradzione z maminej kolekcji. - Cudne dziecko. Kiedy na nią patrzę, wydaje mi się, że widzę uosobienie niewinności. Nie tam jakieś wątpliwe dziewice - Finiviel splunęła - lecz właśnie ona, mała i bezbronna. Powiedz mi, Drielfi, dlaczego wszyscy nas jakoś razem kojarzą? Korowłosa i jej smagła towarzyszka? Hę? - Widzisz, ja się rzucam w oczy, - zamyśliła się na chwilkę - a że ty jesteś zawsze obok mnie to jakoś tak wychodzi. - Dzińdobry paniom, panie elfki. - dziewczynka obudziła się i przetarła oczka. Nie było w niej śladu jakiejkolwiek wrogości. I nie bała się ich. Mimo, że miały na plecach łuki i strzały. Inna sprawa, że Drielfi nie umiała się nim posługiwać. - Ano dzień dobry, mała. Jak masz na imię? - Drielfi uśmiechnęła się serdecznie. - Halska. - dziewuszka wpijała w Drielfi wzrok. - Halska? - Nie. Halska! Ja seplenię. - pokazała dziury po brakujących górnych jedynkach. - Ach! - Finiviel olśniło - Halszka! - Tak! - uradowała się. - Powiedz mi Halszeczko, skąd te cudne dynie? Takie duże? - Wracamy z tatusiem ze zbiorów. Dynie duze, bo psy lasku rosną. - Ach tak. Powiedz tylko jeszcze czy do domu daleko. Długa droga? - Ze pół godzinki. - A no to, frelli, utnijmy se komarka. - zaproponowała Finiviel, zdejmując z pleców długaśny łuk. Drielfi zgodziła się ochoczo. - Prose pani... - zaczęła mała nieśmiało. - Tak? - Drielfi łypnęła na nią swoim kocim, niebiesko-żółtym okiem. - Bo... - zacisnęła piąstki na sukienczynie i wpiła wzrok w buciki. - pani ma takie ładne włosy i taki kolor! U nas to nikt nie ma... Bardzo rzadko u niziołków ktosik ma brązowe włosy. Mogę dotknąć? - poderwała głowę i spojrzała jej prosto w twarz, z dziecinną prośbą w oczach. - Dotknij kochana. Mam na imię Drielfi. - Ładnie... Ciszę mąciło tylko podskakiwanie wozu na wertepach i pochrapywanie Finiviel. - No co za tandeta... Mruknęła przez sen Drielfi na kolejnym podskoku. - Pobudeczka, elfie pannice! Już we wiosce jesteśmy! - John ryknął im nad uchem, rozpromieniony. Otworzyły oczy i ujrzały rządki ładnych, niskich, drewnianych domków otoczonych ogródkami pełnymi więdnących już kwiatów i cudne pagórki dookoła. Na tychże rosły wsławione sado-lasy. Dzieciaki, podobne do Halszki, nie bacząc na chłód, biegały boso po drodze odziane w ciepłe swetry. Miły obrazek. W wiosce panowało zamieszanie - małe dzieciaki brały konie za uzdy i prowadziły je do stajni. Niziołkowe panie zapraszały po dwa, trzy, nawet cztery elfy, do swych domów. Finiviel i Drielfi, na prośbę Alardiego, zamieszkały u Johna, jego żony Trzykrotki, małej Halszki i trójki jej rodzeństwa. Domek był ładny, miło urządzony, w stylu prostym, ale szykownym. Przy stole postawionym na, jak się okazało, przemiękkiej owczej skórze, stały dwa krzesła duże i sześć mniejszych. - Witajcie, witajcie, wędrowne panie! - Ruda Trzykrotka uśmiechnęła się rozkosznie - Złóżcie swoje manatki w tym pokoju - wskazała na lewo - i chodźcie potem na kolacyjkę. Tak też zrobiły. Poszły do pokoju wskazanego przez Trzykrotkę