Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Bariera ta, w swojej obecnej konfiguracji, została przygotowana z wszystkimi koniecznymi przesłonami potrzebnymi statkom kosmicznym na opuszczenie łub wejście na orbitę Ziemi. Przesłony te można dowolnie zamykać i zostaną one natychmiast zamknięte w przy- padku zbliżającego się zagrożenia. Po ich zamknięciu, nic we wszechświecie nie będzie mogło przebić się do środka bez naszej zgody. - Jednak osłona fazowa, która stanowi ulepszony model tej chroniącej Encyklopedię Ostateczną, została zaprojektowana by umożliwić przenikanie niezbędnego światła słonecznego i pozostałej radiacji słonecznej, koniecznej dla funkcjonowania planety. Z powodu jej istnienia w żaden sposób nie uległy zmianie fizyczne parametry przestrzeni. - Nasze załogi generujące tę osłonę fazową, mogą też w każdej chwili dowolnie otwierać przesłony, teraz i w przyszłości. Z czasem będą robić tak zgodnie z wolą mieszkańców Ziemi. - Chciałbym podkreślić, że przez uruchomienie barie- ry ochronnej w żaden sposób nie wpłynęliśmy na jakość ży- cia na Ziemi. Jak wiecie, nasz świat jest systemem samo- wystarczalnym, potrzebującym do działania jedynie energii słonecznej, która nie przestanie do niego napływać. 392 Gordon R. Dickson - Niedługo przekażemy wam dodatkowe szczegóły na temat osłony fazowej i zagrożenia, które spowodowa- ło, że nakazałem jej konstrukcję. Personel Encyklope- dii Ostatecznej nie ma intencji w żaden sposób ustana- wiać się władzą nad Ziemią i jej ludnością. I tak zresztą brak nam umiejętności i dostatecznej liczby ludzi, by tego dokonać, nawet gdyby ta społeczność naukowców miała takie inklinacje. Po prostu okoliczności wymusi- ły na nas podjęcie konkretnego działania, nie mając czasu na skonsultowanie się z wami. - Za tę akcję biorę na siebie pełną odpowiedzial- ność. Przepraszam za podjęcie jej bez konsultacji z wami, powtarzając jeszcze raz, że była to konieczność. Proszę byście zaczekali, aż udostępnimy wam wszystkie infor- macje, na których się opierałem i będziecie w stanie samodzielnie ocenić niebezpieczeństwo, jakie skłoniło mnie do tej decyzji. - Po tym wszystkim mam wam już tylko jedno do powiedzenia. Jest to ostatni mój oficjalny akt jako Dy- rektora Encyklopedii. Jak sądzę większość z was wie, że pełnię tę funkcję dłużej niż planowałem, cały czas szukając odpowiedniego następcy. Teraz wreszcie mogę oznajmić, że go znalazłem - a właściwie, że zdał test samej Encyklopedii, co dotąd udało się tylko dwóm lu- dziom w całej jej historii - jednym z nich jestem ja, dru- gim Mark Torre, twórca tego wielkiego narzędzia i skarbnicy ludzkiej wiedzy. - Osoba, która mnie zastąpi, to obywatel Ziemi, Hal Mayne. Część z was już o nim słyszała. Reszta z pewno- ścią niedługo usłyszy, kiedy przemówi do was za dzień lub dwa. Przerwał. Jego głos ciągle słabł, a teraz zawiódł go całkowicie. Po sekundzie zaczął na nowo. - Błogosławię wam, mieszkańcy Ziemi. Myślę, że niejeden z was zna moją reputację. Nie rozdaję komple- mentów i pochwał, o ile nie ma pewności, że są zasłużo- ne. A jednak jako ktoś, kto przyglądał się wam przez stulecie i ćwierć, mówię wam, że o ile pozostaniecie jacy jesteście, żaden wróg nie może mieć nadziei na Encyklopedia Ostateczna - tom 2 393 podbicie was. Spotkał mnie zaszczyt długiego życia, dzię- ki któremu mogłem dla was strzec tego cudownego dzie- ła, jakim jest Encyklopedia. Hal Mayne, który zastąpi mnie jako jej strażnik, zadba o nią nawet lepiej niż ja kiedykolwiek byłem w stanie... Na chwilę umilkł i skupił się wyłącznie na oddy- chaniu. Potem mówił dalej urywanym głosem. - Do widzenia wszystkim. Z powrotem zatonął w swoim fotelu, zamykając oczy po zgaśnięciu światełka emisji na kamerze. Pokój eks- plodował głosami mówiącymi naraz i przez chwilę był ignorowany, gdy siedział nieruchomo zapadnięty w fo- telu. Hal już kilka sekund wcześniej doszedł do Ajeli sto- jącej za fotelem Tama. Przy nieoczekiwanym wymie- nieniu jego nazwiska jako następcy Toma, spojrzał na twarz Ajeli, która odpowiedziała mu czymś w rodzaju powstrzymywanego uśmiechu. - A więc - powiedział, gdy wokół rozbrzmiały rozmo- wy - sami mnie wyznaczyliście. - Bez pytania robiłeś to co konieczne, gdy nie było czasu na pytanie - odpowiedziała. - Więc teraz zrobili- śmy to samo. Wiedziałeś, że Tam trzymał się najdłużej jak mógł... Na sekundę jej oczy przyćmił cień bólu. - Zostałeś powołany - stwierdziła. -To wszystko. Nie ma lepszego kandydata. Wolno kiwnął głową. Powiedziała prawdę, co więcej, spodziewał się takiej decyzji. Wiedzieli równie dobrze jak on, że w końcu będzie musiał przyjąć tytuł dyrekto- ra Encyklopedii i będzie potrzebował go jako pozycji do rozmów z mieszkańcami Ziemi. Świadomie zostawił im kwestię przekazania mu stanowiska, by stało się to do- piero, gdy Tam będzie gotów odejść. Sądził, że sam jest w pełni przygotowany na tę chwilę. Jednak teraz poczuł nagły dreszcz pod ciężarem wła- dzy złożonej na jego ramiona. Spróbował odepchnąć od siebie to uczucie. Zawsze pragnął być częścią Encyklo- pedii, a jego praca wymagała obecności tutaj. Ale i tak 394 Gordon R. Dickso n wraz ze słowami Ajeli odniósł wrażenie, jakby na jego duszę opadł cień i rozejrzał się po otaczających go wyso- kich ścianach. Odczuł złowieszcze przeczucie, które w jakiś sposób powiązał z Amandą. - Nie będę miał czasu, by się nią zajmować - powie- dział. - Wiem - odpowiedziała Ajela, zgodznie z przewidy- waniami. - Zajmę się tym kramem, już do tego przywy- kłam. Drzwi gabinetu otworzyły się i szybkim krokiem przeszedł przez nie Rourke di Facino, a za nim Jeamus