ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

A potem zobaczymy, co nam zgotuje los. A jeżeli nie uda mi się nawet dotrzeć do kraju Kendahów, to przynajmniej upoluję kilka słoni w okolicznych dzikich puszczach. Gdy tak rozmawialiśmy, usłyszałem wystrzał zwiastujący przybycie angielskiego statku pocztowego. Poszedłem do siebie, aby napisać kilka pilnych listów — moje zwykłe zajęcie od czasu, gdy wziąłem na swoje barki prowadzenie interesów kopalni. Uporałem się już z kilkoma epistołami, gdy nagle w oknie ukazała się głowa Hansa. — Baas, jacyś dwaj panowie idą w tę stronę, jakby szukali twego domu. Jacyś prawdziwi baasowie; nigdy ich jeszcze nie widziałem. OPOWIEŚĆ LORDA RAGNALLA 75 Pewnie znowu udziałowcy Bona Fide Gold Minę, pomyślałem sobie i postanowiłem wymknąć się z domu tylnymi drzwiami. __ Powiedz im, Hans, że mnie nie ma. Powiedz, że wyjechałem dziś wczesnym rankiem na poszukiwanie źródeł Nilu. — Dobrze, baas — odrzekł Hans i powlókł się na ganek. Wyszedłem tylnymi drzwiami, rozmyślając nad tym, że oto ja, Allan Quatermain, zajmuję teraz na świecie takie stanowisko, iż nie śmiem spojrzeć w oczy nieznajomemu, z obawy, że mogę usłyszeć coś nieprzyjemnego. A potem nagle zbudziła się we mnie duma. Bo i czegóż miałem się wstydzić? Spotkam się twarzą w twarz jeszcze i z tymi udziałowcami, skoro nie ulękłem się tylu ich wczoraj... Udałem się do pomarańczowego ogrodu prZed domem i tam, stojąc pod żywopłotem z granatów, który oddzielał moją posesję od ulicy, usłyszałem na drodze taką rozmowę: — Ajkone, Inkuzi (nie wiem, wodzu) — mowił jakiś Kafr A na to głos, który wydał mi się znany: — Chcemy dowiedzieć się, gdzie mieszka wielki myśliwy. — Ajkone — powtórzył Kafr. — Może przypomnimy sobie jego tutejsze imię — rzekł inny głos, który również znałem. — Wmakumazany! — zawołał pierwszy g}os z triumfem. I oto nagle jak błyskawica mignęła mi w oczach wspaniała sala w Ragnall Castle oraz pełen godności marszałek dworu, wprowadzający dwóch Arabów w szubach bramowanych futrem. Savage, jak mi Bóg miły! A cóż on tu robi? — Widać ten Arab zażartował z ciebie wówczas, nie znają tutaj takiego nazwiska — mówił tymczasem drugi głos. — I trzeba było posłuchać mnie, Savage, i wziąć białego przewodnika; nie trudzilibyśmy się na próżno. — Zdawało mi się to niepotrzebnym wydatkiem, milordzie, skoro podróżujemy incognito. — Niedługo tak będziemy podróżować, skoro wciąż upierasz się nazywać mnie, na cały głos, „milordzie". Lecz widzę tu jakiś domek za drzewami, idź i zapytaj o pana Quatermaina. Doszedłem przez ten czas do bramy, a otworzywszy ją rzekłem: — Dzień dobry, lordzie Ragnall. Dzień dobry, panie Savage. Zdawało mi się, że słyszę wasze głosy na drodze i przyszedłem zobaczyć, czy się nie mylę. Proc ?, wejdźcie, panowie. 76 DZIECIĘ Z KOŚCI SŁONIOWEJ To mówiąc przyglądałem się przybyłym i zauważyłem, że SavagJ jest zupełnie taki sam jak przed dwoma laty, ale wygląda dziwnie w nowym otoczeniu, lord Ragnall natomiast zmienił się bardzo. Był to zawsze ten sam mężczyzna wspaniałej postaci, lecz na jego pięknej twarzy malowało się cierpienie. Zaznał smutków życia, to pewne. Cienie dokoła czarnych oczu zdradzały przeżyte troski. I — Kochany panie Quatermain — pwiedział ściskając moją dłoń — nareszcie pana znaleźliśmy. Przebyłem siedem tysięcy mil, drżąc z niepokoju, że mogę pana nie zastać, że może udał się pan na daleką wyprawę w głąb lądu, gdzie nie mógłbym go odszukać. I — Za tydzień mógłby mnie pan już nie zastać, lordzie Ragnall, lecz tymczasem pewne kłopoty zatrzymują mnie w domu. — A mnie przywiodło tutaj nieszczęście — rzekł smutno młody człowiek. Przywitałem się z panem Savage'em, stojącym dyskretnie na boku, po czym weszliśmy razem do mego domu. — Przychodzą panowie w sam czas na śniadanie — zauważyłem odkładając na później dalsze wyjaśnienia. — Czeka nas, zdaje się, pieczeń z antylopy i górska fasola. Boy, jeszcze dwa nakrycia! — Tylko jedno nakrycie, sir — skromnie odezwał się Savage. — Ja wolałbym zjeść potem. — W Afryce będzie pan musiał zmienić swoje przyzwyczajenia — bąknąłem, lecz nie sprzeciwiłem się jego woli. I oto moja maleńka jadalnia stała się widownią niecodziennego zdarzenia: za moim krzesłem stanął wspaniały angielski kamerdyner i nalewał zwykłą wódkę z miną tak uroczystą, jak gdyby to był co najmniej szampan. Widok ten sprawił niemałe wrażenie wśród moich domowników i sprowadził pod okna widzów — starego Hansa oraz kilku innych tubylców. Po śniadaniu wyszliśmy na ganek wypalić cygaro, pozostawiając pana Samuela przy stole. Zapytałem lorda, gdzie zostawił swój bagaż, i prosiłem, by kazał przynieść kufry do mnie. — Znajdzie się tu skromny pokoik gościnny, którym pan może nie wzgardzi, lordzie Ragnall, a dla Samuela można rozpiąć namiot w ogrodzie. Przystał na to z chęcią, więc wkrótce potem wyprawiliśmy pana Samuela z jednym z moich służących, który miał wynająć w mieś cie wóz