ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Radzili odkupić kilka. Ułatwiłoby to znacznie szybsze niż łodzią dotarcie przynajmniej kilku zwiadowców w rejon planowanej akcji. Rudy nie wahał się. Targ trwał krótko i jeszcze tego samego dnia czterech wojowników z grupy wodza Pięć Niedźwiedzi pognało na południe. Pozostała część oddziału płynęła łodziami. W niecałe dwa tygodnie później wrócił jeden z wysłanych donosząc, że transport jeszcze nie dotarł w tamten rejon. Trzech wraz z wodzem pozostało tam, by wybrać miejsce zasadzki i wypatrywać transportu. Rudy był zadowolony. Nie pozwolił jednak na żadną zwłokę. Banda parła do przodu dzień i noc, robiąc jedynie krótkie postoje. Dowódca nie pozwalał nawet polować. Ludzie musieli się obywać suchym prowiantem. W końcu jednak wszyscy byli już tak zmacha-ni, że mowy nie było o kontynuowaniu wyprawy pod prąd. Palmer i tych paru nowych zażądali wręcz postoju. Rudy wolał nie ryzykować i ustąpił. Rozłożyli się na noc tuż Ś .ad rzeką. Dokoła teren był dosyć wysoki i suchy; skończyła się plaga moskitńw. pozostawionych w tyle lesistych wilgotnych terenów. Banda była silna, dobrze uzbrojona. Rudy nie musiał obawiać się żadnego zaskoczenia, zwłaszcza że znajdowali się na terenach Bobrów, zaprzyjaźnionych z białymi. Sarsi w kilkuosobowych grupkach poszli na falującą prerię i po kilku godzinach wrócili z dwoma upolowanymi bizonami. Zapłonęło kilka ognisk. Woń pieczonego mięsa rozeszła się wkoło. 0 zmroku, kiedy pieczeń była już prawie gotowa, wrócił drugi z indiańskich konnych zwiadowców. Od swego wodza przyniósł dobre wieści, którymi dzielił się z Rudym i Winterem. - Transport dwunastu dużych kanu, każde z czterema członkami załogi, znajduje się jeszcze o dziesięć dni drogi od miejsca, które Pięć Niedźwiedzi wybrał na miejsce zasadzki. Biały wódz i jego wojownicy tu wskazał na Rudego - oddaleni są od tego miejsca tylko o cztery 1 przenosić lądem ładunki i lodzie. 169 dni. Zdążą więc dotrzeć przedtem, nim dotrze tam transport. - A czemu nie przyjechał Pięć Niedźwiedzi? - spytał podejrzliwie Rudy. - Pięć Niedźwiedzi z dwoma wojownikami śledzą transport. Będą oczekiwać na Czerwonobrodego dowódcę o dwa dni drogi stąd. Rudy skinął głową i zmęczony zwiadowca oddalił się od ogniska. - No i co, Winter? - No, cóż. Na razie wydaje się, że wszystko jest w porządku i możemy zabrać się za kolację. Posterunki wyznaczono tylko z przyzwyczajenia. Zmęczeni ludzie zapadli w głęboki sen. W dwa dni później nad brzegiem ujrzeli samotnego jeźdźca. Pięć Niedźwiedzi dotrzymał słowa. Łodzie dobiły do lądu. Wódz Sarsi zeskoczył z konia. Gdy biali stanęli obok niego, powiedział spokojnie: - Łodzie z południa są o pięć dni. Zasadzka tylko o jeden dzień wodą albo o pół dnia pieszo. W odległości, jaką moi biali bracia nazywają godziną drogi, jest miejsce dobre do ukrycia się przed obcymi zwiadowcami. Niech łodzie jadą dalej do tego miejsca, a my chodźmy. Pięć Niedźwiedzi poprowadzi. Istotnie, w niecałą godzinę stanęli na miejscu. Wódz dobrze wybrał kryjówkę. W nurt rzeki wcinał się ukośnie wąski, porosły wikliną cypel lądu. Utworzona w ten sposób naturalna zatoka prowadziła do niewielkiego obniżenia gruntu zasłoniętego od strony lądu gęstwiną splątanych krzewów. Miejsce nadawało się idealnie na kilkudniowe schronienie, zwłaszcza że samej kryjówki nie było widać również od strony rzeki, gdyż cypel biegnący ukośnie do nurtu wody z południa na północ, łagodnie skręcał przy końcu ku zachodowi, zasłaniając widoczność również z rzeki. Łodzie wpływały wolno w zaciszną zatokę. Znużeni ludzie wychodzili na ląd. Gdy zeszli wszyscy, Rudy zaprosił wodza Sarsi, by usiadł obok niego, skinął także na Wintera i Stevensa, a gdy zajęli ;uż swe miejsca, zwrócił się do czerwonoskórego: - Niech mój brat mówi wszystko, co wie o naszych wrogach. Pięć Niedźwiedzi skinął głową.- - Transport, który prowadzi biały przewodnik, składa się z dwunastu łodzi. Płynie w nim dwa razy po dziesięciu białych i przewodnik oraz dwa razy po dziesięciu i jeszcze ośmiu Indian. Indianie to Odżybueje - tchórzliwe psy. Biali mają strzelby, Indianie tylko łuki i tomahawki. Płyną w ciągu dnia. Nocą zatrzymują się na brzegu. 170 Pięć Niedźwiedzi przez cztery noce podglądu! białych i wic, &• zulr/y-mują się w tych samych miejscach co wszyscy. Wody, Siirsl '/.titiliivtl. miejsce, gdzie biali rozłożą swój ostatni obóz. 'lam ich mipmlnirnty li weźmiemy skalpy. Rudy słysząc niezachwianą pewność w głosie tznvv(>in>sk<>rvy,f spytał podejrzliwie: - A skąd mój czerwonoskóry brat wie, że biali właśnie lam z;iln/i|| swój wieczorny obóz? Indianin uśmiechnął się z wyższością. - Pięć Niedźwiedzi to wie. Biali za trzy dni dopłyną do miejsca J ^dzie rzeka jest wąska, skacze jak jeleń po skałach i ryczy. Nie popłyną dalej, tam się zatrzymają i przenocują. Rano zaczną przenosić łodzie i towary w dół rzeki, tam gdzie woda jest spokojna. Będą nosili cały jeden dzień, do wieczora. Po przeniesieniu łodzi i towarów będą zmęczeni i zasną. Tam ich napadniemy. Wszystko pójdzie szybko - dodał z przekonaniem. - Jutro pokażę moim braciom to miejsce. Sami się przekonają, czy jest dobre. - Gdzie znajdują się obaj towarzysze mojego czerwonoskórego brata? - Pilnują transportu. Pięć Niedźwiedzi jeszcze dzisiaj wyśle kilku wojowników w górę rzeki. Więcej oczu - lepiej widzą. Kilku pójdzie na zachód i na północ. Będą patrzeć, czy gdzieś nie czają się Bobry. Sarsi wiedzą, że Bobry są teraz na południu. Poszli za stadami bizonów, ale może trochę zostało. Lepiej wiedzieć. Rudy przyznał mu rację. - Biali bracia wiedzą, że wódz Sarsi jest mądry i przezorny. Niech jego wojownicy zbadają okolicę. Pięć Niedźwiedzi oddalił się i wydał wojownikom odpowiednie polecenia. W pół godziny potem pojedynczy zwiadowcy opuszczali obozowisko. Banda rozłożyła się tuż nad wodą. Rozpalono kilka niewielkich ognisk. Rankiem następnego dnia Pięć Niedźwiedzi, Rudy, Winter i Ste-vens oraz Czarny Lis i Młody Orzeł prowadzeni przez wodza Sarsi udali się w górę rzeki. Forsowny marsz trwał dobre trzy godziny. Gdy wreszcie stanęli nad wodą, Indianin wskazał na wybrane przez siebie miejsce. - Tu urządzimy zasadzkę. Cala grupa uważnie oglądała otoczenie. W górę, po obu stronach wąskiej w tym miejscu rzeki, piętrzyły się skaliste ściany. Rzeka, widziana na odległość przynajmniej pół mili, 171 waliła- z hukiem. W nurcie strzelały gęsto rozsiane głazy zmywane spienioną wodą. Mowy nie było, by przeszła tędy jakaś łódź. W miejscu gdzie stali, gardziel rzeki urywała się gwałtownie. Oba brzegi rozchodziły dość szeroko