ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Pod wodą znalazły się też porośnięte papirusową trzciną moczary. Pływające wyspy, stanowiące kiedyś taką trudną przeszkodę, teraz były rozerwane i rozmyte, a przed nimi rozciągała się szeroka przestrzeń jeziora wypełnionego błotnistą czarną wodą oraz dryfującymi kożuchami roślinności. Wkrótce też dotarli do jego przeciwległego brzegu, gdzie na skraju bagniska znajdowały się wioski zaprzyjaźnionych z nimi szczepów. Conan miał nadzieję, że zanim przybyła tak wielka, niespotykana przez wieki, fala powodziowa, mieszkańcy dżungli mieli wystarczająco czasu, by przenieść się wraz ze swym dobytkiem i bydłem wyżej na suchy grunt. W każdym razie podróżnicy nie widzieli ani śladu ludzi pomiędzy powalonymi drzewami i dryfującymi resztkami chat. Potem zaś rzeka wychynęła ze zrujnowanego lasu i pojawiły się przed nimi zapomniane już dawno piaski pustyni. Zatrzymano się tutaj i uczyniono szybki rekonesans, aby zbadać, jak wygląda rzeka w pobliżu swego słynnego, głębokiego na milę, olbrzymiego kanionu. Zapuszczanie się w tę dolinę na prowizorycznych łodziach było prawdziwym igraniem ze śmiercią i mogli tylko mieć nadzieję, że stateczki wytrzymają taką podróż. Ale przejście lądem też wiązało się z niebezpieczeństwami, których nie można było lekceważyć. Zawsze mogli spotkać Zuagirsów, a próba przecięcia pustyni teraz, kiedy było ich znacznie mniej i nie mieli zwierząt jucznych, byłaby prawdziwym kuszeniem losu. Conan nie sądził też, by udało mu się zawrzeć pokój z nomadami. Sądził raczej, że jeźdźcy pustyni nie przepuściliby takiej okazji, by ich wymordować i zagrabić ich mienie. — A więc musimy zawierzyć Styksowi? — lamentował Caspius. — Ufać, że poniesie nas przez wielki kanion wraz z naszymi cennymi ziołami. To wielkie ryzyko. — Starzec zmarszczył brwi i potrząsnął siwą głową. — Nie sądzę, by ktokolwiek przed nami przebył ten wąwóz czy choćby zbadał wszystkie niebezpieczeństwa, które tam czyhają. Może jeden albo dwóch ludzi spróbowałoby podjąć podróż we wzmocnionej łodzi, aby dotrzeć do głównego obozu Furio i wezwać pomoc. — Tak, może — zgodził się Conan — ale nawet jeśli jest to dobry pomysł, lepiej, żeby poszli lądem. Tak też się stało. Wybrano sześciu doświadczonych zwiadowców. Z nadejściem nocy ruszyli wzdłuż skalnej półki, którą podróżnicy podążali w czasie drogi w górę rzeki. Dwa dni później połowa z nich wróciła, donosząc o skontaktowaniu się z jadącą na wschód karawaną. Karawana była eskortowana przez Shemitów z obozu Furio, którzy najwyraźniej dobrze wykonywali rozkazy, jakie wydał im Conan przed wyjazdem. Po następnych pięciu dniach wróciła reszta zwiadowców, na czele posiłków z dolnego obozu — dwóch setek uśmiechniętych od ucha do ucha i wrzeszczących głośno Shemitów. Wiedli konie i wystarczającą ilość wielbłądów, aby pomieścić paki z lotosem i spory zapas wody. Razem tworzyli siłę na tyle potężną, aby dać sobie radę z ewentualną próbą ataku Zuagirsów. Wszystko wskazywało na to, że obóz kapitana doskonale prosperuje, chociaż ostatnia powódź uczyniła przeprawę przez rzekę dość niebezpieczną. Shemici znacznie powiększyli swój stan posiadania, jeśli chodzi łodzie i zwierzęta, i w pełni kontrolowali handel na pustynnym szlaku. Zatrudnili nawet stygijskich wojowników z pogranicza, którzy eskortowali karawany. Zuagirsi musieli zrezygnować z rabunków w najbliższej okolicy i szukać ofiar dalej na wschodzie. Do obozu nie dotarła dotąd żadna wieść o losach Conana — ani z ust handlarzy, ani poprzez sny — ale Furio, tak przynajmniej twierdzili oficerowie wiodący posiłki, był wielce uradowany wieściami o sukcesie swego dowódcy i z niecierpliwością oczekiwał na spotkanie. Następnego poranka podróżnicy dosiedli wierzchowców i skierowali się na północ poprzez pustynne wzgórza. Zuagirsi, tak jak się spodziewano, trzymali się z daleka, choć obserwowali przejeżdżających z odległych wydm