ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Obudziła się chyba o piątej, dama cyrkulowała spiesznie w tę i na powrót, była w dobrym humorze, pytała, jak się jej spało, że pewno niezbyt wygodnie, bo na zwykłym sienniku, pod którym czuje się deski, i z twardym wałkiem pod głową, trudno, taki zwyczaj u niej w domu, bo tak sypiają ludzie prości. Wszystko to było prawdą, wstała więc Basia bez żalu, choć zwy-kła spać dłużej, i wzięła się do roboty. Zamiotła pokoje i kuchnię, poszła na targ po zakupy, karczochy i mięso na cztery befsztyki, chłopaczek przyniósł kosz ostryg, które były tutaj za bezcen, hrabina, udobruchana, mówiła jej wtedy trochę o swoim życiu. Z mężem nie była szczęśliwa i wymyślała na niego opowiadając rzeczy, których Basia nawet słuchać nie chcia-ła, a jednak, z szacunku, musiała, utrzymywał ją teraz, to prawda, lecz kiedyś roztrwonił ma-jątek należący właściwie do niej, gdyż był posagiem, przed samą wojną nie zostało już z nie-go nic prawie. Tak zeszło do południa, jadły razem śniadanie, hrabina, jak zwykle, zaczęła od ostryg z cebulą, popijając winem, wreszcie przestała mówić, choć Basia w niczym jej nie uraziła, trwało to długo, a kiedy wyjadła koszyk do końca, całe dziesięć tuzinów, podparła się ręką i siedziała nieruchomo, nie reagując na żadne pytania. Basia zjadła jednak swój befsztyk, pozmywała i wymknęła się cicho, poszła na długi spa-cer, było ciepło, więc wykąpała się nawet, potem dotarła aż do płytkiego zalewu, gdzie wy-stawały z wody wysokie tyki, poustawiane rzędami. Kończył się właśnie odpływ i przyjechali ludzie w długich gumowych butach za kolana, woda cofnęła się zupełnie, pozostawiając w błocie miliony ostryg, zbierali je łopatkami i wrzucali z chrzęstem do drucianych koszyków, a potem wysypywali do ciężarówek. Podobała się jej ta praca i przypatrywała się długo. Wracała powoli plażą aż do miasteczka; naprzeciw kościoła, w rynku, była nieduża kafej-ka, dość zresztą pełna w tej chwili, Basia kupiła przy ladzie kilka pocztówek z osłami w kra-ciastych spodniach, osobliwość wyspy, widuje się te zwierzęta tak dziwnie poubierane, potem usiadła w kątku, poprosiła o kawę. Pijąc, pisała pozdrowienia do rodziny w Polsce i znajo-mych w Paryżu, ja również dostałem wtedy taką pocztówkę, zapisywała w notesie co zoba-czyła przed chwilą, a nawet wyrysowała kościółek, typowy dla tych okolic, którego fasadę widać było przez okno. Notowała właśnie swoje uwagi o procederze zbierania ostryg, gdy wtem, zupełnie niespodziewanie, stanęła przed nią hrabina w swoim kapeluszu. – Teraz już rozumiem, po co panią tu przysłał – krzyczała głośno po francusku, rozpoście-rając ręce jak sęp nad jej stolikiem – chodźcie tu wszyscy na świadków: Sénac, Cazabath, Cazalas, zawołajcie patrona, zobaczcie wszyscy, że pisze w notesie, spisuje wszystko, cokol-wiek jej powiedziałam. Była tu jedna taka, też spisywała, a teraz już drugi świadek – jest pra-wo w tym waszym kraju, dwóch świadków podpisze i zamykają człowieka do czubków, skąd świata nie ujrzy do śmierci, przejrzałam cię, panie hrabio, a pani niech się wynosi. Obstąpili Barbarę grubi Francuzi w beretach, kiwali głowami na boki i strzepywali rękami, pokazywała im brulion i tłumaczyła, że notuje co innego, patrzyli sceptycznie, bo przecież pisała po polsku i trudno ich było przekonać. Nie miała już co robić na wyspie de Ré, poszła po swoje manatki, szczęściem był jeszcze autobus i przeprawa, ale nocować musiała w Ro-chelle. Wracała do Paryża nie śpiesząc się zbytnio i wtedy dobiła do Chambord, zapisawszy się na objazd autokarem zamków nad Loarą organizowany przez biuro podróży w Tours, obejrzała nawet widowisko świetlne „son et lumiere” w Azay-le- Rideau, bez czego zwiedzanie tych zamków byłoby jakoś niepełne, wydobywano reflektorem najpiękniejsze fragmenty murów, a przez głośniki puszczano z taśmy recytacje. Następnego popołudnia dotarła do Paryża i zaraz z dworca Austerlitz zadzwoniła do mnie, spotkaliśmy się w godzinę później na kawie koło Odeonu, gdzie opowiedziała mi wszystko. Teraz wypadało dzwonić do hrabiego, zrobiła to w mojej obecności. Był w domu, kazał jej wsiadać do metra i przyjeżdżać zaraz, po trzech kwadransach była więc u niego. – Spodziewałem się tego – rzekł jej na przywitanie – znam dobrze moją żonę. Pokój, w którym rozmawiali kiedyś, był trochę przemeblowany; szeroki, niski tapczan stał teraz pod portretami, maszyna do pisania także była nowością, porozrzucane wokół niej pa-piery świadczyły o pracy