Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Anika i Dionisio załadowali bagażami antyczny wehikuł. Dzień był parny i wilgotny, tak że wkrótce pot lał się z nich strumieniami od tego noszenia i upychania. Zabierali ze sobą mnóstwo instrumentów muzycznych, by Dionisio mógł bez przeszkód komponować i nagrywać swoje melodie, i bardzo szybko przekonali się, że niewiele miejsca pozostało im na pozostały bagaż. Wpadli też na pomysł zabrania nortona Aniki, ponieważ Dionisio uznał, że powinna mieć możliwość samodzielnego poruszania się, jeśli przyjdzie jej na to ochota. To okazało się niemożliwe ze względu na rozmiar motoru i jego asymetryczny kształt, dopóki Dionisio nie wymyślił, że mogą wywindować go na dach i przymocować linami przeciągniętymi przez okna. Takie rozwiązanie oznaczało jednak, że nie mogli teraz otworzyć drzwi, co zmuszało ich do gramolenia się przez okno za każdym razem, kiedy wsiadali albo wysiadali z samochodu. Wreszcie rozpoczęli dwudniową wyprawę w dół wypalonych słońcem llanos i Dionisio w nagłym przebłysku pomyślał, że oto kończy się jakiś etap w jego życiu i od tej pory nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Odkąd sięgał pamięcią, po raz pierwszy przez szereg miesięcy nic nie mąciło jego szczęścia. Był silny, zdrowy i z pewnym zdumieniem uświadomił sobie też, że przecież jest młody. Okres, kiedy każdego ranka po przebudzeniu nie potrafił zdecydować, czy umarł już tej nocy, czy też może ciągle jeszcze żyje, minął bezpowrotnie. Anika z kolei przez kilka ostatnich miesięcy zdążyła już zapomnieć o płaczu z powodu śmierci matki. Podróż do domu Dionisia raczej nie obfitowała w wydarzenia, jeśli pominąć rozmaite protesty samochodu. Najpierw pękł przewód doprowadzający wodę, potem obluzował się rozdzielacz, tak że silnik rozkaszlał się gwałtownie, a później zamilkł. Najgorszy jednak okazał się tłumik zmajstrowany domowym sposobem, który po kilku gwałtownych podskokach na jakimś garbie urwał się niemal do reszty i wyjący silnik skutecznie zagłuszał każdą próbę rozmowy. Wreszcie zaś sama droga, jak zwykle, była w fatalnym stanie, pełna dziur i wybojów, podmy-ta przez kolejne powodzie, tak że tylko ktoś bardzo pijany mógł trzymać się skrajnych pasów szosy i tylko tak niepoprawny optymista jak Dionisio potrafił wierzyć, że nią dokądkolwiek dojedzie. Niżej, na llanos, każda rzecz przedstawiała się odmiennie. Wynędzniałe, pokryte liszajami pasożytów bydło w niczym nie przypominało tłustych i lśniących krów, spotykanych na pastwiskach sierry. Sparszywiałym i fałszywym kotom daleko było do elegancji i filozoficznego usposobienia ich górskich krewniaków. Trawom brakowało soczystości i miękkości; płożyły się nędzne i spalone żarem, od którego, w którąkolwiek stronę się patrzyło, tworzyły się miraże i który miał do tego stopnia radykalny wpływ na metabolizm, że człowiekowi wystarczało sikać tylko raz dziennie, dopiero wieczorem. Upał panował tak wielki, że wystarczyło tylko ułożyć bochenki z kassawy bezpośrednio na dachu, by przed zmrokiem ściągnąć z niego upieczony chleb. Powietrze przesycała wilgoć, jakiej nie uświadczyłoby się nawet w słynnych fińskich saunach; wywoływała ona wrażenie, że jest się więźniem we własnym ciele, dodatkowo skrępowanym mokrym, wojskowym prześcieradłem. W nędznych pueblitos na dachu niemal każdego szałasu skleconego z adobe i liści palmowych siedział sęp albo myszołów w pozie znudzonego poborowego, trzymającego wartę. W każdych drzwiach tkwił identyczny tłu-moczek łachmanów, zwieńczony nieruchomą twarzą wypełniającego go właściciela, nieodmiennie z potężnym puro w zębach i nierzadko z brudnym dzieckiem, uczepionym tłumoczka jedną ręką i pojadającym galaretkę z gwajawy drugą. Na nocleg zatrzymali się w gaju cytrynowym, rozpinając między drzewami należący do Dionisia acahuatekański hamak. Z nadejściem nocy powietrze pochłodniało nieco, nic też nie za- powiadało deszczu, usiedli więc pod drzewem, popijając kawę, przysłuchując się odgłosom wydawanym przez czerwonoskore małpki, obserwując ćmy i zastanawiając się, czy nietoperze mogą przenosić wściekliznę. Wdrapywanie się do hamaka obfitowało w zabawne momenty, jako że bardzo trudno jest wgramo-lić się doń jednocześnie we dwoje, tak aby jeden z partnerów nie wylądował znienacka za burtą. W końcu Anika położyła się w poprzek hamaka, żeby go ustabilizować i umożliwić wejście Dionisiowi, i w ten sposób empirycznie odkryli sekret znany Indianom już od wieków, że miłość w hamaku najłatwiej jest uprawiać, jeśli się leży po przekątnej