They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Najlepiej nie traciæ g³owy i zachowywaæ spokój - doda³ mi otuchy Javier. - Nie bój siê, musimy zaplanowaæ dobr± strategiê, aby stawiæ czo³o tej aferze. - Na ciebie tak¿e s± w¶ciekli - ostrzeg³a go Nancy. - Te¿ o tobie ¼le mówi±. - Strêczyciel? - u¶miechnê³a siê ciotka Julia. A odwraca-iac siê w moim kierunku, doda³a ze smutkiem: - W tym wszystkim najbardziej martwi mnie my¶l, ¿e nas roz³±cz± i ¿e nigdy wiêcej nie bêdê mog³a ciê widywaæ. - To by³oby drañstwo, nie mo¿na w ten sposób mówiæ -zareagowa³em. - Jak oni dobrze udawali! - zastanowi³a siê ciotka Julia. -Ani moja siostra, ani szwagier, ani ¿aden z twoich krewnych nigdy nie dali po sobie poznaæ, ¿e o czymkolwiek wiedz± i ¿e mn± pogardzaj±. Zawsze byli wobec mnie tak serdeczni, ci hipokryci. - Na razie musicie przestaæ siê widywaæ - oznajmi³ Javier. - Niech Julcia zacznie wychodziæ z innymi kawalerami, a ty zapraszaj inne dziewczêta. Wtedy rodzina pomy¶li sobie, ¿e¶cie siê pok³ócili. Z podciêtymi zupe³nie skrzyd³ami ciotka Julia i ja zgodzili¶my siê, ¿e by³o to jedyne wyj¶cie. Ale kiedy chuda Nancy posz³a do domu - przedtem przysiêgli¶my, ¿e nigdy jej nie zdradzimy - i kiedy Javier tak¿e nas po¿egna³, a ciotka Julia towarzyszy³a mi a¿ do rozg³o¶ni Radia Panamerykañskiego, wtedy oboje, nie czuj±c potrzeby rozmawiania na ten temat, szli¶my w dó³ ulicy Belen ze spuszczonymi g³owami, trzymaj±c siê za rêce, wilgotni od m¿awki i dobrze wiedz±c, ¿e taka strategia mog³aby zamieniæ k³amstwo w prawdê. Gdyby¶my przestali siê widywaæ, gdyby ka¿de z nas wychodzi³o na w³asn± rêkê, wtedy nasze uczucie wcze¶niej czy pó¼niej skoñczy³oby siê. Postanowili¶my rozmawiaæ codziennie przez telefon o ustalonych godzinach i po¿egnali¶my siê d³ugim poca³unkiem w usta. Kiedy wje¿d¿a³em roztrzêsion± wind± na moje poddasze, poczu³em - tak jak innymi razy - nieprzepart± chêæ, by opowiedzieæ o moich nieszczê¶ciach Pedrowi Camacho. By³o to jakie¶ przeczucie, bo w biurze ju¿ na mnie czekali - pogr±¿eni w o¿ywionej rozmowie z Wielkim Pablito, podczas gdy Pascual faszerowa³ biuletyn dziennika wiadomo¶ciami o katastrofach (nigdy oczywi¶cie nie respektowa³ mojego zakazu umieszcza- 246 nia wiadomo¶ci o zmar³ych) - g³ówni wspó³pracownicy boliwijskiego skryby: Luciano Pando, Josefina Sanchez i Batan. Poczekali cierpliwie, a¿ pomogê Pascualowi w zredagowaniu ostatnich wiadomo¶ci, i kiedy Pascual oraz Wielki Pablito powiedzieli nam dobranoc i zostali¶my we czwórkê na poddaszu, spojrzeli po sobie z zak³opotaniem, a dopiero pó¼niej przemówili. Nie by³o w±tpliwo¶ci, ¿e chodzi³o o sprawê artysty. - Jest pan jego najlepszym przyjacielem i dlatego tu przyszli¶my - mrukn±³ Luciano Pando. By³ to przygarbiony cz³owieczek oko³o sze¶ædziesi±tki, z oczyma biegaj±cymi w dwóch przeciwnych kierunkach, który zim± i latem, we dnie i w nocy, zawsze nosi³ na szyi przet³uszczony szalik. Zna³em ten jego jedyny br±zowy garnitur w niebieskie paseczki, który ju¿ by³ w ruinie z racji zbyt czêstego prania i prasowania. Jego prawy but mia³ dziurê na podbiciu i widaæ by³o przez ni± skarpetkê. - Chodzi o sprawê bardzo delikatn±. Mo¿e pan sobie wyobraziæ... - Z pewno¶ci± nie, don Luciano - przerwa³em mu. - Czy chodzi o Pedra Camacho? Owszem, jeste¶my przyjació³mi, chocia¿ wie pan, ¿e jest to osoba, której nikt zg³êbiæ nie potrafi. Czy sta³o mu siê co¶ z³ego? Przytakn±³, ale milcza³ i wci±¿ wpatrywa³ siê we w³asne buty, jak gdyby ci±¿y³o mu bardzo to, co mia³ za chwilê powiedzieæ. Spojrza³em pytaj±co na jego towarzyszkê i na Batana: oboje stali powa¿ni i nieruchomi. - Robimy to z serdeczno¶ci i z wdziêczno¶ci dla niego - przemówi³a swoim piêknym aksamitnym g³osem Josefina Sanchez. - Bo nikt nie ma pojêcia, m³odzieñcze, ile my zawdziêczamy Pedrowi Camacho, my, którzy pracujemy w tym tak ¼le p³atnym zawodzie. - Zawsze byli¶my pi±tym ko³em u wozu, nikt nie dawa³ za nas z³amanego grosza, ¿yli¶my z takimi kompleksami, ¿e uwa¿ali¶my siê za ostatnie ¶miecie - oznajmi³ Batan tak wzruszony, ¿e nagle sobie wyobrazi³em, i¿ musia³ siê wydarzyæ jaki¶ wypadek. - Dziêki niemu odnale¼li¶my sens naszego zawodu, dowiedzieli¶my siê, ¿e jest zawodem artysty. 248 - Mówcie takim tonem, jak gdyby umar³ - zauwa¿y³em. - No bo có¿ by ludzie bez nas robili? - Josefina wcale mnie nie s³ucha³a, cytuj±c s³owa swego mistrza. - Któ¿ im dostarcza z³udzeñ i wzruszeñ, które pomagaj± w ¿yciu? By³a to kobieta, któr± natura obdarzy³a piêknym g³osem, chc±c wynagrodziæ w jaki¶ sposób ów zbiór pomy³ek, jaki stanowi³o jej cia³o. Nie sposób by³o odgadn±æ jej wieku, chocia¿ musia³a ju¿ mieæ po³owê stulecia za sob±. Mia³a ciemn± karnacjê, ale tleni³a sobie w³osy, które niczym ¿ó³ta s³oma wy³azi³y jej spod granatowego turbanu i opada³y na uszy, nie mog±c ich niestety zakryæ, bo te by³y olbrzymie, bardzo odstaj±ce i ³apczywie nastawione na wszystkie g³osy tego ¶wiata. Jednak najbardziej zwraca³a uwagê jej szyja, ów flak ze skóry opadaj±cy na kolorow± bluzkê. Mia³a gêsty zarost, który móg³by nawet pretendowaæ do miana w±sów, i ho³dowa³a okropnemu zwyczajowi podkrêcania ich w czasie mówienia. Na nogi wk³ada³a elastyczne poñczochy futbolisty, bowiem cierpia³a na ¿ylaki. W ka¿dym innym momencie wizyta jej zaciekawi³aby mnie do g³êbi. Ale tego wieczora by³em zbyt zmartwiony w³asnymi k³opotami. - Jasne ¿e wiem, ile wy wszyscy zawdziêczacie Pedrowi Camacho - oznajmi³em niecierpliwie. - Bo z jakiej¶ przedziwnej przyczyny jego s³uchowiska radiowe s± najbardziej popularne w ca³ym kraju. Zauwa¿y³em, ¿e wymienili spojrzenia, aby dodaæ sobie odwagi. - No w³a¶nie - stwierdzi³ w koñcu Luciano Pando, zniecierpliwiony i zmartwiony. - Pocz±tkowo nie doceniali¶my go. My¶leli¶my, ¿e to niedopatrzenia czy potkniêcia, które ka¿demu mog± siê zdarzyæ. Tym bardziej komu¶, kto pracuje od ¶witu do nocy. - Ale co siê sta³o Pedrowi Camacho? - przerwa³em mu. -Nic nie rozumiem, don Luciano