W�adimir zawsze przynosi� chlub� jako pierwszy ucze� w klasie, cho� teraz, my�la� Rostow, mo�e trafi� na r�wnie zdolnych w szkole matematyczno-fizycznej nr 2...

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Rostow zdawa� sobie spraw�, �e pr�buje przekaza� synowi pewne w�asne ambicje, kt�re si� nie spe�ni�y. Na szcz�cie odpowiada�o to wrodzonym sk�onno�ciom ch�opca. W�adimir wiedzia�, �e jest zdolny, podoba�o mu si� to i chcia� zosta� wielkim cz�owiekiem. Broni� si� tylko przed jednym: przed prac� w Komsomole. Uwa�a� to za strat� czasu. Rostow cz�sto mu m�wi�: - By� mo�e to istotnie strata czasu, jednak nie dojdziesz do niczego, je�li nic nie zrobisz dla partii. Skoro chcesz zmodyfikowa� system, musisz dosta� si� na szczyt i zmienia� go od �rodka. W�adimir uzna� t� racj� i ucz�szcza� na zebrania Komsomo�u. �elazn� logik� odziedziczy� po ojcu. Wracaj�c do domu w godzinie szczytu, Rostow my�la� o spokojnym, przyjemnym wieczorze w domu. Wszyscy czworo zjedz� razem kolacj�, potem obejrz� w telewizji serial o bohaterskich rosyjskich agentach rozpracowuj�cych CIA. Przed snem wypije kieliszek w�dki. Zaparkowa� na ulicy przed domem. Mieszkali tu wy�si urz�dnicy, po�owa z nich mia�a ma�e rosyjskie samochody, podobne do tego, jakim je�dzi� Rostow. Nie by�o jednak gara�y. Jak na moskiewskie warunki zajmowa� du�e mieszkanie. Ka�dy z ch�opc�w mia� sw�j pok�j i nikt nie sypia� w living-roomie. Wchodz�c do mieszkania, us�ysza� ha�as. By� to podniesiony g�os Marii, trzask p�kaj�cego drewna i krzyk. Potem przekle�stwa Jurija pod adresem matki. Rostow szybko otworzy� drzwi kuchni; wpad� tam z akt�wk� w r�ce i z twarz� pociemnia�� z gniewu. Maria i Jurij stali naprzeciw siebie, oddziela� ich kuchenny st�. Ona trz�s�a si� ze z�o�ci i by�a bliska �ez, on kipia� m�odzie�czym oburzeniem. Pomi�dzy nimi le�a�a gitara ze z�amanym gryfem. Maria to zrobi�a, pomy�la� Rostow, ale w chwil� potem zrozumia�, �e chyba nie o to wybuch�a awantura. Oboje zwr�cili si� nagle do niego. - Rozwali�a mi gitar�! - oskar�y� matk� Jurij. - Przynosi wstyd rodzinie przez t� swoj� dekadenck� muzyk�! - powiedzia�a z oburzeniem Maria. Jurij zn�w zakl�� ordynarnie. Rostow rzuci� teczk�, podszed� do ch�opaka i trzasn�� go w twarz. Jurij zatoczy� si� do ty�u od si�y ciosu, policzki poczerwienia�y mu z b�lu i poni�enia. By� r�wnie wysoki jak ojciec, ale lepiej zbudowany. Rostow nie uderzy� syna, odk�d ten sta� si� m�czyzn�. Jurij odchyli� si� i zamachn�� do ciosu. Gdyby trafi�, powali�by ojca na ziemi�. Rostow zrobi� instynktownie unik i jak m�g� naj�agodniej, rzuci� Jurija na pod�og�. - Wyjd� z domu - powiedzia� spokojnie. - Wr�cisz, gdy b�dziesz got�w przeprosi� matk�. Jurij wsta�. - Nigdy! - krzykn��. Wyszed� trzaskaj�c drzwiami. Rostow zdj�� p�aszcz i kapelusz, przysiad� na kuchennym stole. Podni�s� z�aman� gitar� i po�o�y� j� ostro�nie na pod�odze. Maria nala�a herbaty i poda�a mu. R�ce jej si� trz�s�y, gdy nios�a fili�ank�. W ko�cu Rostow zapyta�: - O co posz�o? - W�adimir obla� egzamin. - W�adimir? wi�c co ma z tym wsp�lnego gitara Jurija? Jaki egzamin? - Do szko�y matematyczno-fizycznej. Zosta� skre�lony. Rostow wpatrywa� si� w ni� t�po. - By�am strasznie zdenerwowana - ci�gn�a Maria - a Jurij si� �mia�, wiesz, jest troch� zazdrosny o m�odszego brata. Potem zacz�� wygrywa� te swoje zachodnie melodie, a ja pomy�la�am, �e to niemo�liwe, �eby W�adimir nie zda�, pewnie chodzi o to, �e nie jeste�my wystarczaj�co wp�ywowi, albo mo�e uznano nas za niepewnych z powodu Jurija, jego pogl�d�w, jego muzyki. Wiem, �e to g�upie, ale rozwali�am t� gitar�, zanim zd��y�am pomy�le�. Rostow nie s�ucha� d�u�ej. W�adimir skre�lony? Niemo�liwe. By� lepszy ni� jego nauczyciele, zbyt dobry na zwyk�� szko��, nie wiedzieliby tam, co z nim robi�. Szko�a nr 2 to w�a�ciwa szko�a dla wyj�tkowo uzdolnionych dzieci. Zreszt� ch�opiec powiedzia�, �e egzamin nie by� trudny. S�dzi�, �e zdoby� maksymaln� liczb� punkt�w, a przecie� zawsze wiedzia�, jak mu posz�o. - Gdzie jest W�adimir? - spyta� Rostow. - W swoim pokoju. Rostow wyszed� do przedpokoju i zapuka� do drzwi ch�opca. Cisza. Wszed�. W�adimir siedzia� na ��ku i patrzy� w �cian�. Mia� czerwon� twarz i by� zalany �zami. - Jak ci poszed� egzamin? W�adimir spojrza� na ojca z wyrazem naiwnego zdumienia. - Bezb��dnie - odpowiedzia�. Poda� mu jakie� kartki. - Pami�tam pytania. Pami�tam swoje odpowiedzi. Sprawdza�em je dwa razy: �adnego b��du. Wyszed�em z sali egzaminacyjnej pi�� minut przed ko�cem. Rostow zawr�ci� do drzwi. - Nie wierzysz mi? - Oczywi�cie, �e wierz� - powiedzia�. Wszed� do living-roomu, gdzie sta� telefon. Wykr�ci� numer szko�y. Zasta� jeszcze dyrektora w gabinecie. - W�adimir odpowiedzia� na wszystkie pytania - rzek� Rostow. Dyrektor stara� si� go uspokoi�. - Przykro mi, towarzyszu pu�kowniku. Bardzo wielu uzdolnionych kandydat�w ubiega�o si� o przyj�cie. - I wszyscy zdali egzamin bezb��dnie? - Obawiam si�, �e tego nie mog� ujawni�. - Wiecie, kim jestem - powiedzia� Rostow ze z�o�ci�. - Wiecie, �e i tak mog� si� dowiedzie�. - Towarzyszu pu�kowniku, lubi� pana i chcia�bym mie� pa�skiego syna w mojej szkole. Prosz�, niech pan nie robi sobie k�opot�w, wywo�uj�c burz� wok� tej sprawy. Je�li pa�ski syn z�o�y podanie w ci�gu roku szkolnego, s� du�e szanse, �e si� dostanie. Ludzie na og� nie ostrzegaj� oficer�w KGB przed robieniem sobie k�opot�w. Rostow zaczyna� rozumie�. - Ale zdoby� maksymaln� liczb� punkt�w. - Kilku kandydat�w zdoby�o maksymaln� liczb� punkt�w na egzaminie pisemnym. - Dzi�kuj� - powiedzia� Rostow i od�o�y� s�uchawk�. W pokoju by�o ciemno, ale nie zapali� �wiat�a. Siedzia� w fotelu i my�la�. Dyrektor �atwo m�g� mu powiedzie�, �e wszyscy kandydaci zdobyli maksimum punkt�w. Ale k�amstwa nie przychodz� ludziom tak �atwo na my�l, �atwiej stosowa� uniki. Tak czy inaczej, kwestionowanie wynik�w egzaminu mog�o przysporzy� Rostowowi k�opot�w. Wiadoma rzecz. Mniej utalentowane dzieciaki dosta�y si�, poniewa� ich ojcowie u�yli wi�kszej protekcji. Rostow nie chcia� sobie pozwoli� na z�o��. Nie wpadaj we w�ciek�o�� z powodu systemu, powiedzia� sobie, lecz si� nim pos�u�. Mia� kilka atut�w w zanadrzu. Zatelefonowa� do swego szefa, Feliksa Woroncowa, do domu. Feliks odezwa� si� jakby obcym g�osem, ale Rostow zignorowa� to. - S�uchaj, Feliks, m�j syn zosta� odrzucony przez komisj� egzaminacyjn� w szkole nr 2. - Przykro mi to s�ysze� - powiedzia� Woroncow. - C�, nie ka�dy mo�e si� tam dosta�. Rostow nie takiej odpowiedzi oczekiwa�. Teraz dopiero zwr�ci� uwag� na ton Woroncowa. - Dlaczego tak m�wisz? - M�j syn si� dosta�. Rostow milcza� przez chwil�. Nie wiedzia�, �e syn Feliksa r�wnie� z�o�y� podanie. Ch�opak by� bystry, ale nawet w po�owie nie tak, jak W�adimir. Rostow wzi�� si� w gar��. - A zatem niech pierwszy ci pogratuluj�. - Dzi�kuj� - powiedzia� Feliks ozi�ble. - Ale w�a�ciwie dlaczego dzwonisz? - Och..