ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Paweł, ono musi być zdrowe. I silne. - Będzie. Tylko uważaj na siebie. Wczoraj znów dźwigałaś wiadro... - Niepełne. Paweł... - Przecież słucham. - Czy zawsze jest tak... jakoś dziwnie? Boję się. Ona się bała! A co ja miałem powiedzieć? - Nie ma strachu! Tysiące kobiet rodziło i rodzi. Nasz chłopak będzie na medal. - Albo dziewczynka. - Albo dziewczynka. Bóg już wie, co nam wyszykować. - Pamiętasz Rytlównę z Wiosennej? Tę z warkoczem, piegowatą? - Pamiętam, bo co? - Nic... - To po co pytasz? - Tak sobie pomyślałam. - Co pomyślałaś? - Nieważne, Paweł, zapomnij o tym. Chodziło o chłopaka Anki Rytlowej - zmarł w miesiąc po urodzeniu. Bez trudu domyśliłem się. - Nie kracz. Widać tak było pisane. A tobie nic do tego. - Ty nie myśl, że ja nic nie czuję! - A co niby masz czuć? Babska słabość. Mówię ci nie kracz, bo nie daj Bóg wykraczesz! I zaraz wyobrażałem sobie najstraszniejsze. Zaciskałem oczy. - To byłoby bezsensowne! Nigdy tak nie mów, Alka! - Pawełku, nie gniewaj się. Chyba bym z okna wyskoczyła... Gwałtownie zatkałem jej usta. Boże, jak siebie bez złej woli dręczyliśmy! Jadźka z ledwo ukrywanym trudem znosiła obecność innej kobiety w domu. Musiały dzielić się kuchnią i przez to raz po raz wchodziły sobie w paradę. Z początku sądziłem, że dotrą się, ale gdzie tam. To jedna schowała jakiś rondel, to druga przypaliła czajnik; jeśli Alce spodobało się ugotować zupę na dwa dni, Jadźka niby przypadkowo wystawiała garnek z lodówki i zupa kisła. Tak w kółko, bez chwili przerwy. Miałem z nimi krzyż pański! Wreszcie znienawidziły się do tego stopnia, że każde bodaj przypadkowe spotkanie kończyła karczemna awantura. Wstyd mówić. Skakały sobie do oczu, niczym ogłupiałe koguty. Ojciec, zapewne z nudów (a trochę i z wrodzonej złośliwości) podjudzał jedną przeciw drugiej. Nie mogłem mu odmówić kunsztu w knowaniach. Potrafił na przykład rozsypać w kuchni mąkę i udając zdziwienie na głos oznajmić: 32 - Tyle tu kobiet, a w domu burdel! Na podobne hasło dwie furie rozpoczynały żałosny taniec. Tak czy siak, należało z tym skończyć. Lecz nie zdążyłem. Wyręczył mnie los. Był pierwszy kwietnia, szósty miesiąc ciąży Alicji. Wracałem z roboty pełen dobrych planów i z solenną obietnicą ukrócenia kobiet. Słońce czyniło z wiosny atrakcyjną porę. Cóż potrzeba człowiekowi ponad te trochę prostych radości, które po królewsku rozdzielała natura? Śpiew drozda, tu i ówdzie zieleń, rześkie powietrze. Jakiś pęd łoziny, kropla ciepłego deszczu. Doprawdy, tak jest człowiek skonstruowany, że na przekór wszystkiemu, choćby po cichu, chce widzieć lepsze jutro. Mogą się po nim przewalić burze z gromami, mogą przewalcować serce ciężkie głazy, ale gdy wiosna, po ludzku, niezmordowanie wierzymy w nowy czas. Tak i ja, nie drewniany koł przecież, przepełniony siłą, szarpałem kawały powietrza, aż płuca grały. Ech, naiwna beztrosko! Już dotykałem dłonią klamki, gdy uderzyła mnie podejrzana cisza. Niezwyczajna dla tego domu, złowroga. Wsłuchałem się, usiłując wyłowić bodaj szmer. Serce coraz gwałtowniej tętniło, kolana złamał strach. Tam, za drzwiami... Nie, dlaczego zaraz najczarniejsze myśli? I jak niegdyś, stchórzyłem, uciekłem do warsztatu ojca. Żar papierosa przypalił palce, dalszej niepewności miałem dość. Rozdygotany wszedłem wewnętrznymi drzwiami, prosto do kuchni. W absolutnej ciszy wokół stołu siedzieli: ojciec, Jadźka, Alka i... Kazimiera! Oszołomiony raptowną ulgą chciałem rzucić się w objęcia siostry, wykrzyczeć radość. Zmartwiałem w połowie kroku. Kazia wodziła nie widzącymi oczyma... Coś niedobrego zawęźliło się w gardle. Zemdlałem. Fryderyku, trzeci dzień ciągnę ten wóz i nie myśl, że jest mi łatwo! Uparłem się jednak opowiedzieć Ci wszystko po ludzku, do końca, a słowa chcę dotrzymać. Ktoś, nie wiem kto, przyrównał życie do pięknej choroby. Tym kimś musiał być chyba poeta. Życie to zła choroba. Niszczy Cię po kawałku, drobina po drobinie odbiera nadzieję. Takie wolniejsze lub szybsze spadanie: przy łucie pomyślności może nieco wolniejsze, z fajerwerkami złudzeń