Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Domyślał się, co teraz nastąpi. - A mimo to - stwierdził Siedel - zahipnotyzował pan nie Kenta, lecz grupę niewinnych pracowników. Grosvenor przypomniał sobie, jak czterej chemicy zachowywali się na jego wykładzie. A więc przynajmniej nie wszyscy byli niewinni. - Nie zamierzam się z panem sprzeczać w tej kwestii - oświadczył. - Uważam, że bezmyślna większość zawsze płaci cenę za ślepe wypełnianie rozkazów wydawanych przez zwierzchników, którymi kierują nieuczciwe motywy. Ale zamiast o tym dyskutować, wolę zadać panu jedno pytanie. - Słucham. - Czy był pan w pomieszczeniu technicznym? Siedel skinął głową. - Widział pan nagrania? - Grosvenor nie dawał za wygraną. -Tak. - Zauważył pan, czego dotyczyły? - Były to informacje z dziedziny chemii. - Niczego innego nie zamierzałem przekazywać. Traktuję swój dział jak centrum edukacyjne. Każdy, kto wkracza tu na siłę, zostanie czegoś nauczony, czy tego chce, czy nie. - Muszę przyznać - powiedział Siedel - że nie rozumiem, w jaki sposób miałoby to panu pomóc w pozbyciu się chemików. Z przyjemnością jednak poinformuję pana Kenta o tym, co pan zrobił. Pan Kent nie powinien mieć nic przeciwko temu, aby jego ludzie posze- rzyli swoją wiedzę. Grosvenor nic nie odpowiedział. Miał własne zdanie na temat tego, co powie Kent, kiedy okaże się, że część jego podopiecznych posiada w dziedzinie chemii większą wiedzę niż on sam. Patrzył ze smutkiem, jak Siedel oddala się korytarzem. Psycholog zapewne złoży Kentowi szczegółowy raport, a to oznaczało, że trzeba będzie opracować nowy plan. Stojąc w drzwiach, Grosvenor doszedł do wniosku, że jest jeszcze za wcześnie na radykalne działania obronne. Nie miał pewności, czy przypadkiem to, co teraz robi, nie przyczyni się do powstania na statku sytuacji, której chciał zapobiec. Chociaż nie wiedział wiele o cyklach historycznych, pamiętał doskonale, że każda cywilizacja rodzi się, rozwija, a następnie umiera ze starości. Zanim podejmie jakiekolwiek działania, powinien porozmawiać z Koritą, aby dowiedzieć się, jakie pułapki mogą na niego czekać. Znalazł japońskiego naukowca w Bibliotece B, usytuowanej na przeciwległym krańcu statku, na tym samym piętrze, co dział neksjalizmu. Korita właśnie wychodził, więc Grosvenor dotrzymał mu towarzystwa. Bez zbędnych wstępów wyniszczył mu swoją sprawę. Korita nie odpowiedział od razu. Przeszli całą długość korytarza, zanim historyk rzekł z powątpiewaniem: - Mój drogi, zapewne rozumie pan, że nie da się rozwiązywać konkretnych problemów za pomocą ogólników, z których zasadniczo składa się teoria cyklów historycznych. - A jednak - zauważył Grosvenor - niektóre analogie mogą być dla mnie użyteczne. Z tego, co czytałem wynika, że znajdujemy się obecnie w późnym, czy też zimowym" okresie cywilizacji. Innymi słowy, popełniamy błędy, które prowadzą do katastrofy. Chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat. - Dobrze. Spróbuję przedstawić to w skrócie - zgodził się Korita wzruszając ramionami. - Przez chwilę milczał, a potem zaczął wyjaśniać: - Najbardziej jaskrawym przejawem zimowego" okresu cywilizacji jest upowszechnianie się wiedzy o przyczynach zjawisk. Ludziom przestają wystarczać magiczne wytłumaczenia tego, co dzieje się w ich ciałach i umysłach, w otaczającym ich świecie. W miarę gromadzenia wiedzy, nawet najmniej inteligentni przeglądają na oczy" i odmawiają podporządkowania się mniejszości spra- wującej dotąd dziedziczną władzę. A wtedy rozpoczyna się bezlitosna walka o równość. Korita zamilkł na chwilę, by zebrać myśli, ale szybko podjął wywód. - I właśnie to dążenie do osobistego rozwoju jest najbardziej znaczącym zjawiskiem wspólnym dla wszystkich zimowych" etapów rozwoju cywilizacji znanych historii. Na szczęście lub na nieszczęście, walka odbywa się wewnątrz prawnego systemu stworzonego przez mniejszość dla własnej ochrony. Każdy, kto wchodzi na pole walki, a nie rozumie jej celu, zaczyna ślepo dążyć do zdobycia władzy. Rezultatem jest prawdziwy chaos, w którym zwalczają się niezdyscyplinowane inteligencje. W swojej zajadłości i pragnieniu potęgi ludzie idą za przywódcami, którzy tak samo jak oni nie rozumieją, o co chodzi. I zawsze wynikający z tego nieporządek prowadzi stopniowo do zastoju. Prędzej czy później, pewna grupa ludzi uzyskuje przewagę nad innymi. Dochodząc do władzy, przywódcy zaczynają ustanawiać własny porządek" w sposób tak drastyczny, że cierpią na tym miliony. Wkrótce rządząca grupa zaczyna wprowadzać coraz więcej zakazów. Zezwolenia i inne dokumenty konieczne do funkcjonowania każdego zorganizowanego społeczeństwa stają się narzędziem nacisku i wspierają monopole. Rozwijanie własnej inicjatywy jest coraz trudniejsze, w końcu - niemożliwe. W ten oto sposób, krok po kroku, zbliżamy się do systemu kastowego, jaki panował w starożytnych Indiach, oraz innych, mniej znanych, lecz równie niereformowalnych systemów, takich jak państwo rzymskie około 300 roku naszej ery. Człowiek rodzi się z określoną pozycją społeczną i nie jest w stanie jej zmienić... Cóż, czy mój krótki wywód w czymś panu pomógł? - Jak już mówiłem - odparł Grosvenor - pragnę wybrnąć z kłopotów, jakich przysporzył mi Kent nie popełniając przy tym błędów charakterystycznych dla człowieka schyłku cywilizacji, który właśnie pan opisał. Chcę wiedzieć, czy mogę bronić swoich praw nie pogłębiając wrogości, która już istnieje między rozmaitymi grupami. - Jeśli się panu uda, będzie to niespotykane zwycięstwo. Z historycznego punktu widzenia, taki problem jest nierozwiązywalny. Cóż, powodzenia, młody człowieku! - Mówiąc to Korita uśmiechnął się ponuro. Zaczęło się zanim jeszcze przebrzmiało jego ostatnie słowo. 9 Zatrzymali się w szklanej komnacie", na tym samym piętrze co wydział Grosvenora. Nie był to komnata w dosłownym znaczeniu, ani też nie było to szkło. Była to nisza w zewnętrznej powłoce statku, zaś szkło imitowała olbrzymia, wygięta w łuk płyta wykonana z przekrystalizowanego metalu. Płyta była tak przezroczysta, że przechodzący odnosili wrażenie, iż nie ma tam żadnej ściany. Za płytą otwierała się czarna przestrzeń kosmiczna. Grosvenor zauważył mimochodem, że statek prawie minął niewielką gromadę, przez którą do tej pory leciał. Widać było już tylko nieliczne spośród pięciu tysięcy tutejszych gwiazd. Właśnie otwierał usta, żeby powiedzieć: Korita, chciałbym z panem jeszcze po- rozmawiać, kiedy tylko będzie pan miał czas", ale nie zdążył