ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Bywa jednak, że kiedy sobie wyobrażę, ale tak dokładnie, ze wszystkimi szczegółami, co ja bym z przyjemnością zrobił takiemu draniowi, zaczyna mi się nagle robić tak samo jak tamtemu. Gerhard uniósł brwi. - Chcesz powiedzieć, że kiedy ty kogoś dusisz w myślach, w tym samym momencie tobie pojawia się sina pręga na szyi? - spytał tonem pełnym niedowierzania. - Mniej więcej. Co, ty też uważasz, że to wszystko zmyślam? - dodał, widząc powątpiewający wyraz twarzy Gerharda. - Nie, niekoniecznie. - Gerhard popatrzył Vladowi w oczy. - Chyba nawet już kiedyś o czymś takim słyszałem. To się nazywa asocjacja czy jakoś tak. I to wszystko przez tego van Graera? - Żebyś wiedział. Właśnie, co z nim? - Już unieszkodliwiony. Raz na zawsze. Vlad odetchnął z wyraźną ulgą. - Chwała Opiekunce. Mam nadzieję, że sukinsyn cierpiał. Gerhard nic na to nie odpowiedział, spytał tylko: - Dochodzisz już do siebie? - Dajcie mi jeszcze parę minut. Thomas wzruszył ramionami. Nie mając nic innego do roboty, wyjął z plecaka płaski podróżny bukłak i zwróciwszy twarz w stronę miasta, wlał kilka łyków w zaschnięte gardło. Z tego punktu mógł objąć całą panoramę Keshe jednym spojrzeniem. W najmniejszym stopniu nie odczuwał żalu na myśl, że ogląda ten widok po raz ostatni. Opuszcza miejsce, w którym przeżył wszystkie ze swych trzydziestu lat, i zupełnie go to nie boli. Przeciwnie, cieszy tylko i podnieca. Czuł, że tak chyba być nie powinno, że oto znalazł w sobie jakąś ukrytą dotąd skazę. Bo czyż było naturalne, żeby najsłabsze nawet ukłucie nostalgii nie dotknęło jego serca? A jednak, uświadomił sobie, to nie jego charakter był ułomny, lecz całe jego dotychczasowe życie. On po prostu nigdy nie należał do tego miejsca. Tak samo zresztą, jak Gerhard, dodał w myślach. W gruncie rzeczy on i von Klosky wcale tak bardzo się od siebie nie różnili, jakkolwiek pochodzili z odmiennych światów. To prawda, Dół nie może być tak beznadziejny i pełen nieszczęścia, jak wszyscy myślą, skoro wydaje ludzi pokroju Gerharda. To była pokrzepiająca myśl, balsam na podświadomy lęk Thomasa przed nieznanymi okropnościami Hadesu. Lęk, który wbrew te mu, o czym usiłował zapewnić von Klosky’ego, leżał na dnie jego duszy jak warujący zły pies. - Tom? - Tak? - Vlad już skończył pastwić się nad swoimi halucynacjami, więc chyba możemy kontynuować. - Nie byłbyś taki dowcipny, Klosky, gdybyś miał to samo - sapał jak zawsze miły Karawaniarz, dźwigając się z wysiłkiem. - Co niechybnie mi grozi, jeśli za długo będę z tobą obcować - odrzekł Gerhard i ruszył ku schodom. - A wolno chociaż wiedzieć, dokąd teraz? Czy może czeka mnie kolejna niespodzianka? - Wolno. Idziemy już prosto na przystań. - Którą? Tę przy moście Karle? - Zgadza się, staruszku. Właśnie tam. * * * Alec, młodszy z synów Dariusa Trancourta zatrzasnął obejmę na ostatniej z przesuwnic i wrócił do pozostałych. - Zrobione? - zapytał Darius. - Tak, ojcze. - No, to włączam. Wszedł do małej przybudówki na rufie i po chwili dał się słyszeć niezbyt głośny terkot. Prom szybko ruszył w górę Rzeki. - A cóż to? Motory? - zdziwił się Vlad. - No, no, widzę, żeś się wreszcie zdecydował coś zrobić z tą próchniejącą krypą, Darius. - Sam jesteś spróchniały, stary capie, od mózgu poczynając - odparował mu barczysty sternik. - A od kogo kupowałeś? - spytał Vlad, zupełnie niezrażony kąśliwością Dariusa. - Pewnie od tego szczura Korniszona, co? Ta wredna świnia bez krzty lojalności wszystkich nas w końcu puści z torbami przez te swoje matactwa! No to jak, od niego? - Czegoś ty taki ciekawski, hm? Nie twoja sprawa, z kim robię interesy. - Pewnie, że nie moja - zgodził się Vlad obłudnie, dodając z przekąsem: - Pamiętaj tylko, żeby mieć pretensje wyłącznie do siebie, kiedy najdalej za trzy miesiące twoje nowiutkie przesuwnice rozsypią się w proch. U mnie musiałbyś zapłacić dwa razy tyle, przyznaję uczciwie, ale przynajmniej chodziłyby jak po maśle do końca twojego marnego żywota. Jak nie dłużej! - Akurat - Darius skwitował krótko kupieckie świergolenie Vlada i odszedł do swoich zajęć. Opuścili granice miasta już jakiś czas temu i pejzaż, który roztaczał się teraz przed oczami Thomasa, był dla niego zupełnie nowy. Patrzył jednak na przesuwające się szybko ciemne ściany Lasu, jakby ich nie widząc, zaprzątnięty myślą o przeprawie do następnego segmentu. Im bliżej przegrody, tym bardziej rosło jego podniecenie i niecierpliwość, ale także rozdrażnienie, lęk, a nawet jakiś niesprecyzowany, wyraźnie odczuwalny opór wewnętrzny. Niepokój Thomasa pogłębiały dodatkowo obawy, czy te dziwaczne „asocjacje" Vlada, bądź co bądź ich przewodnika, nie pojawią się znowu. Co prawda Karawaniarz przysięgał na tę swoją Helenę i wszelkie inne świętości, że już wszystko w porządku, że to był tylko nagły szok spowodowany widokiem tego trupochłona Maxela, a w ogóle to on pół roku temu wydał krocie na gruntowną odnowę, za same tylko płuca i serce lejbmajster zdarł z niego całe trzy tysiące, itp., itd. A jednak, jeżeli coś takiego przytrafiło się już raz, to kto im zagwarantuje, że nie powtórzy się po raz kolejny, i to akurat w jakimś krytycznym momencie? Los bywa złośliwy, Thomas zdążył się już o tym przekonać na własnej skórze. A poza tym jeszcze jedna myśl nie dawała mu spokoju - przejście na drugą stronę naprawdę musiało być czymś niełatwym i ryzykownym