They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– Goss ma w sobie co¶ z poety. Podobał mu się symboliczny aspekt zmian fizycznych. Wiedział też, że wywoła to powszechne przerażenie. I tak się stało. Syndrom Pinokia nigdy nie podziałałby z tak± sił± na prymitywn± wyobraĽnię, gdyby nie wygl±d dłoni i stóp. – Grimm się u¶miechn±ł. – Szkoda, że nie widziała¶ go w laboratorium albo przy mikroskopie. Jakby¶ patrzyła na Rembrandta i ostatnie poci±gnięcia pędzlem na mistrzowskim płótnie. Subtelno¶ć, to spojrzenie... Tyle że artysta stara się stworzyć piękno, a Goss – zło. Taka jest różnica. Karen zastanawiała się przez chwilę. – Powiedziałe¶, że łatwo było to zastosować – zauważyła. – Bardzo łatwo. Przez powietrze albo wodę. Można to nawet zrobić na odległo¶ć albo z opóĽnieniem. Po prostu umieszczasz moduł ze ¶rodkiem chemicznym w danym miejscu, a potem otwierasz go za pomoc± pilota. Teraz Karen zrozumiała, dlaczego chorzy na białaczkę w swych sterylnych namiotach uniknęli syndromu, podczas gdy wszyscy inni na skażonym terenie zapadali na chorobę. Ci pacjenci nie byli narażeni na kontakt ze ¶wież± wod± czy powietrzem. – Chcesz powiedzieć, że za każdy wybuch epidemii odpowiadaj± jacy¶ ludzie, którzy doprowadzili do skażenia powietrza i wody? – spytała. – Tak, specjali¶ci – potwierdził Grimm. – Działaj±cy w zespołach z zachowaniem ¶cisłych ¶rodków bezpieczeństwa. Zakamuflowani, oczywi¶cie. Niektórzy w przebraniu pracowników gazowni albo przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjnego. Ziewn±ł nieznacznie, potem mówił dalej: – To było założenie planu od samego pocz±tku. Wywołanie choroby powinno przebiegać szybko i łatwo. Okres połowicznego rozpadu ¶rodka chemicznego musiał być nadzwyczaj krótki, by nie pozostał żaden ¶lad w tkankach danego osobnika. I, jak sama wiesz, objawy s± tak dziwaczne, że specjali¶ci s± skłonni dopatrywać się tutaj przyczyny wewnętrznej, na przykład defektu porodowego czy anomalii genetycznej. Od razu na my¶l przychodz± choroby takie jak akromegalia czy choroba Recklinghausena. Karen skinęła głow±. Słyszała, jak tę teorię wyrażali wszyscy eksperci medyczni, z którymi rozmawiała. – Twierdzisz więc, że cała epidemia syndromu Pinokia jest atakiem terrorystycznym na wielk± skalę? – spytała. – Może raczej aktem czujno¶ci obywatelskiej – sprostował Grimm. – Dzięki syndromowi Goss eliminuje terrorystów. W zasadzie ich likwiduje. – Ponieważ choroba jest zawsze ¶miertelna – zauważyła Susan. – Zgadza się. Karen zastanawiała się przez chwilę. – Dlaczego Goss po prostu nie zamordował ludzi, których chciał się pozbyć? – spytała. – To proste – odparł Grimm. – Morderstwo zwraca uwagę. Ludobójstwo przyci±ga jeszcze większ± uwagę. Ale nikt nie pyta o straszn± chorobę. Jest ona postrzegana jako niefortunny element życia. Jak rak czy AIDS. – Rozumiem – powiedziała cicho Karen. – Choroba możne zabić tylu ludzi, ilu tylko chcesz – wyja¶nił Grimm. – I nikt nic nie wywęszy. – Michael, jak mogłe¶? Ingrid patrzyła na brata szeroko otwartymi oczami, w których malowało się przerażenie. – Co mogłem? – spytał Michael, by zyskać na czasie. – O czym ty mówisz? – Słyszałam. Ten głos w telefonie. Ty i Goss... – wyznała. Na jej policzkach, niczym paciorki gniewu, l¶niły oskarżycielsko łzy. – Chcesz pozwolić, by zamordował twoj± żonę. Jak mogłe¶? Michael ruszył w jej stronę z wyci±gniętymi rękami, jakby chciał ja obj±ć i błagać o przebaczenie. – Ingrid... – Jeste¶ potworem – powiedziała. – Ty i ten szaleniec. Co zrobili¶cie, Michael? O jakich dziewczynach on mówił? Co one wiedz± o tobie? – Ingrid, opacznie wszystko zrozumiała¶. Je¶li się uspokoisz i pozwolisz mi wyja¶nić... Nie zamierzała ustępować. – Jakie dziewczęta? Co ty zrobiłe¶? Och, Michael, to straszne. Zawsze miałam co do ciebie w±tpliwo¶ci. Samobójstwo mamy... ale nigdy w to nie wierzyłam. Ufałam ci. Wierzyłam w ciebie. Jak mogłe¶? Oskarżała go, ale miło¶ć do niego czyniła j± bezbronn±. Zdawało się, że opu¶ciły j± siły, kiedy podszedł bliżej. Gdy obj±ł j± na progu swego pokoju, drżała bezradnie w jego ramionach. Nienawidziła go teraz, ale pragnęła, by j± ukoił. – Ingrid, to wszystko nieporozumienie – zapewnił. – O Boże, wszystkich nas oszukałe¶ – powiedziała. – Michael, przewijałam cię. Widziałam, jak dorastasz. Dałam ci wszystko. Jak mogłe¶...? – Ingrid, nie rozumiesz. – Poklepał j± po ramieniu. – Zaczekaj, aż się tata dowie – uprzedziła. – To mu złamie serce