They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. - odezwa³a siê Icta. - A co z nim? - wskaza³a unieruchomionego na ziemi cz³owieka. Nie mia³ ¿adnych wiêzów, zapewne przytrzymywano go si³± woli. Vesper odwróci³ g³owê i nagle serce podesz³o mu do gard³a. Prze³kn±³ ¶linê, gor±czkowo zastanawiaj±c siê, co ma powiedzieæ. ¯adne s³owa nie przychodzi³y mu do g³owy. - Powiedzia³e¶, ¿eby go chroniæ - wyja¶ni³ Alex. - Razem z nami ostrzeliwa³ siê z watykañskimi, w koñcu dosta³, miotnê³o nim o ¶cianê. Wtedy w³a¶nie kaza³e¶ siê wynosiæ, wiêc zabrali¶my go ze sob±. Chocia¿ musieli¶my trochê spacyfikowaæ... - Dziêkujê - wykrztusi³ wreszcie Vesper. - Dobra robota. Dziêkujê. - Podszed³ do pojmanego. Okruszek patrzy³ na niego w milczeniu. Krew sp³ywa³a mu spod koszuli, czerwon± ka³u¿± barwi³a ciemn± papê dachu. Do tego pachnia³a nies³ychanie cudownie, Vesper wzdrygn±³ siê z niepokojem. Ciekawe, ile wytrzymaj± jego renegaci, zanim który¶, nabuzowany eufori± po walce, rzuci siê na cz³owieka. - Wyno¶cie siê - rozkaza³ szybko. - Zostawcie nas samych. Aha, kto go trzyma, mo¿e ju¿ pu¶ciæ. Przejmu jê wiê¼nia. Us³uchali, nie kryj±c zdziwienia. Wycofali siê na drugi koniec dachu i choæ udawali, ¿e nie patrz±, wiedzia³ doskonale, ¿e obserwuj± ich obu ukradkiem. Vesper z Okruszkiem zmierzyli siê d³ugimi, znacz±cymi spojrzeniami. Który nie wytrzyma i zrobi pierwszy ruch? Wreszcie renegat przyklêkn±³, zacz±³ rozcinaæ koszulê rannego. Tamten poddawa³ siê jego zabiegom w gniewnym milczeniu, demonstracyjnie zesztywnia³y, chocia¿ na pewno móg³ siê ju¿ ruszaæ. - Alacer mia³ racjê - odezwa³ siê wreszcie. - Zdradzi³e¶. Przeszed³e¶ na tamt± stronê. - Wiesz, to... - wyj±ka³ Vesper niesk³adnie. - To nie do koñca tak. - To s± renegaci - skwitowa³ Okruszek. - I mówi± do ciebie „Szefie". S³ysza³em. By³y nocarz nabra³ powietrza w p³uca, szykuj±c siê do gwa³townej tyrady, po czym wypu¶ci³ je nagle z cichym sykiem. - Nie rozumiesz... - wyszepta³ z rezygnacj±. - I tak nic nie zrozumiesz. Przed oczami przebieg³y mu pe³ne mêki wspomnienia z Cichowê¿a, potem zaja¶nia³a podstêpna twarz Aranei, tu¿ obok niej Nex roze¶mia³ siê zjadliwie. Pajêczyna, która otacza³a Vespera na co dzieñ, zacisnê³a siê na nim bezlitosnym, gwa³townym ruchem, pozbawi³a go tchu. A szkoda, bo mia³ szczer± ochotê wyæ. Pod koszul± przyjaciela namaca³ kamizelkê kuloodporn±, pokiwa³ g³ow± w poczuciu ulgi. Kula drasnê³a ateka z boku, tam gdzie p³yty schodz± siê ze sob± w sznurowaniu. Centymetr w prawo lub w lewo i cz³owiek nie ¿y³by ju¿. A tak to tylko mia³ poharatany bok. Bole¶nie, ale raczej niegro¼nie. Vesper zacz±³ sprawnie zak³adaæ opatrunek. Krew, wci±¿ ta pachn±ca krew. - Co ze mn± zrobisz? - rzuci³ atek lodowato, z pewno¶ci± wiedzia³, o czym ¶wiadczy niecierpliwe dr¿enie r±k renegata. - Zrekrutujesz... Do swoich? - Rekrutacja powinna byæ przeprowadzona przez kogo¶ o mocy Lorda - odpar³ Vesper, przemoc± nak³adaj±c na s³owa bezosobowy, obojêtny ton. - S³absze osobniki, niezbyt dobrze kontroluj±ce symbionta, nie powinny siê za to w ogóle zabieraæ. Ich ofiara albo nie prze¿ywa takiej próby, albo robi siê z niej zombiak, taka dziesi±ta woda po wampirzym kisielu. Pl±cze siê toto bezsensów- nie, napada byle kogo, tylko s± z takim k³opoty. - Odchrz±kn±³ gwa³townie. - Nie, nie zrobi³bym ci tego. Nawet u nas, renegatów, jest to uwa¿ane za zbrodniê. - Zabierzesz mnie zatem do swojego Lorda - wy wnioskowa³ policjant. - Có¿, podobno niez³a z niej dupa. Ba, musi byæ ¶wietna, skoro taki jeden mój by³y przyja ciel rzuci³ dla niej wszystko i wszystkich. - Oczy b³ysz cza³y mu nieposkromionym gniewem, wyra¼nie dok³a da³ wszelkich starañ, by zraniæ Vespera jak najmocniej. By³y nocarz skoñczy³ banda¿owanie, zacisn±³ gwa³townie ostatni supe³. Wsta³, dygocz±c. Nagle pu¶ci³y mu nerwy, jakby te w³a¶nie s³owa dope³ni³y czarê goryczy, przelewaj±c siê przez próg odporno¶ci na dzi¶. - Wypierdalaj - powiedzia³ ³ami±cym siê g³osem i wskaza³ na klapê wej¶cia na dach. - Chuja rozumiesz, ale siê m±drzysz. Niech ci bêdzie i tak. Policjant zamruga³ z niedowierzaniem. Spojrza³ we wskazanym kierunku, potem popatrzy³ znowu na Ves- pera. Naprawdê tamten zamierza pozwoliæ mu odej¶æ? - Won - chcia³ krzykn±æ by³y nocarz, ale g³os od mówi³ mu pos³uszeñstwa i wysz³o mu tylko jakie¶ nie wyra¼ne skrzekniêcie. - Won - powtórzy³ wiêc szeptem. Okruszek podniós³ siê powoli. - Pozdrów ode mnie Karola, Marcina i Heñka - do bi³ go na koniec. - Oni s± w sumie w porz±dku. Niewie le mieli do powiedzenia w temacie tego, co siê z nimi sta³o. To nie by³ ich wybór... - „Nie to, co twój", koñczy³ bez s³ów. Vesper spojrza³ mu w oczy, nagle zakipia³a w nim taka sama w¶ciek³o¶æ, jaka wylewa³a siê ze spojrzenia policjanta. - A ty pozdrów kapitana Nidora - wycedzi³. - Cieszê siê, ¿e wszyscy tak we mnie wierzycie. Nie ma to jak przyjaciele... - Nidor ju¿ nie jest kapitanem - odparowa³ tamten bezzw³ocznie. - Zosta³ zdegradowany, wychowa³ przecie¿ zdrajcê. I wszyscy pluj± mu w twarz. W przeno¶ni... Ale dos³ownie te¿ siê czasami zdarza. Vesper skurczy³ siê, jakby otrzyma³ nag³y cios w ¿o³±dek. Nagle zabrak³o mu tchu. Poczucie winy niemal¿e zaczê³o po¿eraæ go ¿ywcem. A wiêc to tak jest teraz z Nidorem... I to wszystko przez niego. A wiêc to tak. Okruszek odwróci³ siê na piêcie, lekko utykaj±c, pomaszerowa³ do klapy. Szarpn±³ j±, podskoczy³a do góry. Policjant nawet siê nie odwróci³, zszed³ do wewn±trz spokojnie, jak gdyby nie czu³ wzroku pozosta³ych renegatów w¶ciekle wbijaj±cego mu siê w plecy. Pierwszy odwa¿y³ siê Later, podszed³ do genera³a z bardzo niewyra¼n± min±. - Pu¶ci³e¶ go? Aranea da ci popaliæ - mrukn±³. - To by³ Okruszek, jeden z g³ównych ¶ciganych, prawda? Po zna³em go, rzecz jasna. Z dawnych lat