Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- To rozkaz. - Tak jest. Kiedy tylko Peabody odwróciła się do niej plecami, Eve wyciągnęła swój uniwersalny klucz elektroniczny i otworzyła zamek. Potem uchyliła lekko drzwi i schowała klucz, nim Peabody zdążyła wrócić. - Zabezpieczony, sir. - Dobrze. Zdaje się, że nikogo nie ma w domu... Spójrz, Peabody, drzwi nie są zabezpieczone. Peabody popatrzyła na drzwi, potem znów na Eve, wreszcie wydęła usta i oświadczyła poważnym tonem: - To dość niezwykła sytuacja. Być może miało tutaj miejsce włamanie, poruczniku. Pan Morse może być w niebezpieczeństwie. - Słuszna uwaga, Peabody. Musimy to nagrać i umieścić w raporcie. -Kiedy Peabody uruchamiała dyktafon, Eve otworzyła drzwi i wyciągnęła broń. - Panie Morse? Mówi porucznik Dallas z policji Nowego Jorku. Wejście do pańskiego mieszkania jest niezabezpieczone. Podejrzewamy włamanie i wchodzimy na teren pańskiej posiadłości. - Eve weszła do środka, nakazując Peabody gestem, by ta została przy drzwiach. Wśliznęła się do sypialni, sprawdziła szafy i obejrzała sobie centrum komunikacyjne, które zajmowało więcej miejsca niż samo łóżko. - Żadnych śladów włamywacza - oświadczyła, powróciwszy do Peabody, a potem przeszła do kuchni. - Gdzie odleciał ten nasz ptaszek? - zastanawiała się głośno. Wyciągnęła komunikator i zadzwoniła do Feeneya. - Powiedz mi o wszystkim, co wygrzebałeś do tej pory. Weszłam do jego mieszkania, lecz jego tu nie ma. - Jestem dopiero w połowie, ale na pewno spodoba ci się to, co znalazłem. Najpierw ta wymazana część, a musiałem się przy tym nieźle napracować, moja droga. CJ. w wieku dziesięciu lat miał kłopoty z instruktorką nauk społecznych. Nie dała mu najlepszej oceny. - To suka. - Najwyraźniej tak samo myślał mały Morse. Włamał się do jej domu, zniszczył jej meble. I zabił jej pieska. - Jezu, zabił jej psa? - Poderżnął mu gardło. Od ucha do ucha. Skończyło się na przymusowej terapii, nadzorze kuratora i pracach społecznych. - Nieźle. - Eve czuła, jak wszystkie elementy układają się w jedną całość. - Mów dalej. - Do usług. Nasz ulubieniec jeździ nowiutkim coupe, model Rocket. - Niech cię Bóg błogosławi, Feeney. - To nie wszystko - kontynuował Feeney, mile połechtany. -Jak wiesz, zaczynał karierę w małej stacji telewizyjnej w swoim rodzinnym mieście. Najpierw był tylko asystentem, ale miał większe ambicje. Odszedł, kiedy nie udało mu się zdobyć posady reportera. Uprzedziła go kobieta. - Nie przerywaj. Chyba cię kocham. - Wszystkie ślicznotki mnie kochają. To zasługa mojej olśniewającej urody. W następnej stacji występował już na antenie, ale tylko w weekendy, kiedy trzeba było kogoś zastąpić. Odszedł z wielkim hałasem, twierdził, że jest dyskryminowany. Doborem personelu zajmowała się kobieta. - Coraz lepiej. - Najlepsze przed nami. Stacja w Kalifornii, do której przeniósł się po tej historii z dyskryminacją. Szło mu tam całkiem nieźle, piął się do góry, prowadził południowe wydanie wiadomości. Nie sam. - Z kobietą? - Tak jest, ale to dopiero przygrywka. Poczekaj na resztę. Śliczna dziewczyna z prognozy pogody. Tak bardzo podobała się szefom stacji i telewidzom, że zaczęła prowadzić nie tylko prognozę, ale i część dziennika. Notowania stacji szły w górę, dziewczyna radziła sobie coraz lepiej. Morse znów się zwolnił, powiedział, że nie będzie pracował z amatorami. To było tuż przed tym, jak ślicznotka rozpoczęła prawdziwą karierę, dostała główną rolę w serialu komediowym. Zgadniesz, kto to? Eve zamknęła oczy. - Powiedz mi, że Yvonne Metcalf. - Brawa dla pani porucznik. Metcalf wspominała kilka razy w swoim notatniku o spotkaniach z Drętwym Dupkiem. Jestem pewien, że nasz ulubieniec odnalazł ją w Nowym Jorku. Dziwne, że nie wspominał na antenie o tej starej przyjaźni. Miałby jeszcze lepsze notowania. - Naprawdę cię kochani, Feeney, do szaleństwa. Pocałuję tę twoją brzydką buzię. - Hej, to prawdziwie męska twarz. Tak mówi moja żona. - Jasne, słusznie. Muszę jak najszybciej dostać nakaz rewizji, Feeney, a ty musisz przyjechać tutaj i dostać się do komputera Morse'a. - Poprosiłem już o ten nakaz. Za chwilę powinienem go dostać. A potem jadę do ciebie. Wszystko toczyło się po jej myśli. Nie minęło nawet pół godziny, a Feeney stawił się w mieszkaniu Morse'a z nakazem rewizji w ręce. Eve naprawdę go pocałowała i to z taką czułością, że Feeney spłonął siarczystym rumieńcem. - Zamknij drzwi, Peabody, a potem zajmij się salonem