Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Kiedy Richard nasadził strzałę, ptak uciekł z przeraźliwym krakaniem i skrzeczeniem. - - No, no, jakież to niesamowite - mruknął chłopak. - - Przynajmniej wiemy, że to był demon. Ten, którego postrzeliłeś w wiosce Błotnych Ludzi, ta istota podszywająca się pod kurę, musiał ostrzec pozostałe demony. - - Chyba tak. - Zaskoczony Richard potrząsnął głową. - - Nie chcę, żebyś pływał w tym jeziorze, Richardzie. Mogą się w nim czaić demony. Głupotą byłoby pływać, kiedy one grasują. - Ale wygląda na to, że się mnie boją. Położyła mu dłoń na szyi, żeby nie odwracał głowy. - A jeśli tylko usypiają twoją czujność i chcą cię wyciągnąć na środek głębiny? Zastanów się. Zedd ostrzegał nas, byśmy się trzymali z dala od wody. - Roztarła ramiona, jakby nagle zmarzła. - Chodźmy stąd, Richardzie, dobrze? Jest tu coś takiego... Chłopak wdział koszulę i przytulił Kahlan. - Masz rację. Nie należy zbytnio ryzykować, zwłaszcza po tym spotkaniu z krukiem, który nie był krukiem. Poza tym Du Chaillu tak by się rozzłościła, gdybyśmy się pozwolili zabić, że jeszcze urodziłaby przed czasem. Kahlan zacisnęła w dłoniach jego koszulę. Miała bardzo dziwną minę. - - Richardzie... myślisz, że moglibyśmy... - - Co moglibyśmy? Puściła jego koszulę i poklepała go po piersi. - - Moglibyśmy stąd pójść. - - No pewnie. Pospieszyli z powrotem, chcąc jak najszybciej oddalić się od jeziora. Pomógł jej dosiąść konia. - - Uważam, że znaleźliśmy to, po co tu przyszliśmy: skałę, z której wykonano Dominie Dirtch. Myślę, że powinniśmy zmienić plany. - - To znaczy? - - Lepiej wracajmy do Fairfield i ponownie przejrzyjmy księgi, wykorzystując to, co już teraz wiemy. - - A głosowanie? Miejscowości, które mamy jeszcze odwiedzić? - - I tak mieliśmy rozdzielić żołnierzy i wysłać ich, by czuwali nad głosowaniem i zliczaniem głosów, a potem przywieźli do Fairfield wyniki. Możemy ich wysłać już teraz i niech najpierw w każdej z tych miejscowości przemówią do mieszkańców. Są wśród nich tacy, którym mogę to z ufnością powierzyć. Wystarczająco wiele razy słyszeli, co mówimy. Podzielimy ich już tutaj, a sami wrócimy do posiadłości. Poza tym nie popełnimy błędu, upewniając się, czy zdołamy przekonać wszystkich w Fairfield do głosowania za przyłączeniem się do nas. Kahlan potaknęła. - Przede wszystkim demony. Zwycięstwo w głosowaniu nic nam nie da, jeśli demony wszystkich zabiją. Coś przyciągnęło uwagę Richarda. Zeskoczył z siodła i podał Kahlan wodze swojego konia. Wrócił do kępy świerków. - Co to jest? - zawołała Kahlan, chcąc już odjechać. Richard podniósł usychającą gałąź. - - Siodło. Ktoś zostawił tu rzeczy i zakrył je, żeby nie zamokły. - - Może to z tego konia, którego widzieliśmy - rzekła. - - Może to jakiegoś myśliwego - powiedział Richard.- Ale wygląda, jakby tu już jakiś czas leżało. - - Znikajmy stąd, Richardzie, chyba że zamierzasz kraść czyjeś rzeczy. Kruk krzyknął i Richard pospieszył ku swojemu koniowi. - Po prostu dziwnie to wygląda. Zaczęli zjeżdżać szlakiem i chłopak obejrzał się przez ramię. Wysoko na niebie krążyło kilka kruków. Nie wiedział, który z nich był tym krukiem-nie-krukiem. Może wszystkie. Zdjął łuk z mocowania przy siodle i zawiesił go sobie na ramieniu. ROZDZIAŁ 57 Dalton wyglądał przez okno w swoim gabinecie i słuchał Steina podającego liczebność i miejsce stacjonowania żołnierzy Imperialnego Ładu, którzy występowali jako anderyjskie oddziały specjalne. Dominie Dirtch były równie użyteczne jak w rękach Jaganga. Gdyby lord Rahl ściągał ku Anderithowi swoje oddziały - o ile miał jakieś wystarczająco blisko - to wkrótce zostałby wodzem bez armii. - Imperator nakazał również, bym wyraził w jego imieniu wdzięczność za udaną współpracę. Z raportów moich ludzi wynika, że minister wykonał dobrą robotę, osłabiając anderyjskie wojsko. Będą stanowili o wiele mniejszą przeszkodę, niż się spodziewaliśmy. Dalton obejrzał się przez ramię, lecz nie zobaczył na twarzy tamtego kpiącego uśmieszku. Stein położył nogi na biurku Campbella i odchylił się do tyłu w jego krześle. Czyścił sobie nożem paznokcie. Miał zadowoloną minę. Adiutant wziął z biurka bezużyteczną, lecz cenną książkę, którą owa kobieta przyniosła z biblioteki. Książkę, która niegdyś należała do Josepha Andera. Przełożył ją na drugą stronę blatu, żeby Stein nie uszkodził jej swoimi butami. Z opowieści Teresy wynikało, że wysłannik Ładu ma powody do zadowolenia - mnóstwo kobiet rozmarzonym głosem sączyło w chętne do słuchania uszy, jakich to podniecających przeżyć doznało w łożu cudzoziemskiego dzikusa. Im skandaliczniej je traktował, z tym większym zachwytem o tym paplały. Tyle kobiet ofiarowało Steinowi z własnej woli swe wdzięki, że Dalton był trochę zdziwiony, iż tamten tak często kieruje swe pożądanie ku tym, które go nie chcą. Domyślał się, że zdobywanie siłą bardziej satysfakcjonuje tego żołdaka. - Tak, anderyjska armia ślicznie wygląda na posterunkach przy Dominie Dirtch. - Stein uśmiechnął się. - Lecz ich duma nie na wiele się im przyda, kiedy będą musieli spojrzeć w prawdziwe oblicze wojny. - - Dotrzymaliśmy naszej części umowy. - - Wierz mi, Campbell, znam wartość twoją i ministra. Rolnictwo nie jest może równie wspaniałe jak podboje, lecz brak żywności zatrzyma każdą armię. Nikt z nas nie ma ochoty zajmować się uprawą ziemi, ale wszyscy chcemy jeść. Cenimy cię za to, że wiesz, jak utrzymać w ruchu cały ten system. Będziesz dla nas cennym nabytkiem. Imperator Jagang chce, bym cię zapewnił, że zaraz po jego przybyciu zostaniesz nagrodzony za tak cenne usługi. Adiutant zatrzymał kłopoty dla siebie. - - Kiedy możemy oczekiwać nadejścia imperatora? - - Wkrótce. - Dalsze szczegóły Stein zbył ruchem ramienia