ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Z Rolandów z Mayshire? - Słucham? Ach, nie, Wasza Królewska Mość. Z Dimpleshire. To bardzo drobna szlachta. Mój dziadek byl głównym dzierżawcą ziem klasztoru Goodharn. Dlaczego o to pytał? I czemu Montpurse tak mocno ściskał jego bark? Nagle zorientował się, że dowódca nakazuje mu klęknąć. Opadł zdumiony na jedno kolano, a potem na dwa, gdy nadeszło pełne zrozumienie. O, nie! Czuł przez rajtuzy chłód błota. O, tak! Miecz opadł na jego ramię. A potem na drugie. - Wstań, baronie Rolandzie z Waterby. Wykonał polecenie. Montpurse chwycił go za rękę i uścisnął ją mocno, obejmując mężczyznę drugim ramieniem. Pozostali fechtmistrze wydali głośny okrzyk na jego cześć, po czym zebrali się wokół, by poklepać go po plecach. - - Mój suwerenie! Dzię... dziękuję, Wasza Królewska Mość, ale nie zasługuję... - - Nie zasługujesz?!!! - ryknął Hoare. - Zabiłeś czterech ludzi i mówisz, że nie zasługujesz? Wszystkich nas oprócz ciebie powinno się wieszać, włóczyć końmi i ćwiartować, dzień w dzień przez cały miesiąc. Jedna z wież Waterby rozsypała się nagle, tworząc kulę kamieni i pyłu, które opadły niespiesznie na ziemię. Wszyscy spojrzeli na baterię magów Królewskiego Urzędu Burzycieli, by sprawdzić, czy żadnemu z nich nic się nie stało. Zdarzało się, że stojący w oktogramie czarodzieje wysadzali się w powietrze, wysyłając zaklęcie. Potem nadeszły dźwięki: najpierw odległy krzyk radości, pochodzący od ich żołnierzy, a po nim niski grzmot, który przetoczył się nad równiną. Durendal spojrzał na króla, który uśmiechał się z zadowoleniem. - Ale, Wasza Królewska Mość... mam nadzieję, że to nie znaczy... że nie będę musiał... Jak par mógłby służyć w Gwardii Królewskiej? To było nie do pomyślenia. Król, chichocząc, oddał miecz Mpntpurse’owi. - Tylko jeśli będziesz chciał. Przyznajemy ci prawo zachowania obecnej pozycji. To był prawdziwy zaszczyt! Mógł przejść w stan spoczynku i zostać lordem. Rzecz jasna, nie miał takiego zamiaru. Szlachcic musiał żyć po szlachecku, a to wymagało dużych pieniędzy. Kolejny wybuch zasypał ich deszczem błota i kamyków. Wszyscy pochylili się gwałtownie, a jeden czy dwóch trafionych zaklęło z bólu. - - Wstrzeliwują się, Wasza Królewska Mość! - rzucił gniewnie Montpurse. - - To prawda. No cóż, chodźmy wszyscy do baterii wysłuchać meldunku naczelnego niszczyciela. Król ruszył powoli przed siebie, nie chcąc wywołać wrażenia, że ucieka. Fechtmistrze z wielką ulgą szli za nim. Hoare podszedł ukradkiem do Durendala. - - Czy mogę cię pocałować w zadek, milordzie? - wyszeptał. - - Nie. Nie jesteś tego godzien. - - Wiem. Ale miałem nadzieję, że mi pozwolisz. Baron Roland z Waterby. Ten tytuł nie miał praktycznie znaczenia. Nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić na to, by go używać, nawet gdyby tego chciał. Wieczorem, gdy nowy par ostrzył Kośbę, by usunąć z klingi kilka świeżych rys, do namiotu przyszedł herold, który wręczył mu oficjalne pismo z sądu kanclerskiego. Posiadłość Peckmoss w Dimpleshire, wchodzącą dotąd w skład włości królewskich, przekazano na własność baronowi Rolandowi z Waterby. Dopóki osobiście nie przejmie nadzoru nad majątkiem, zarządcy będą mu przekazywać wszystkie płynące zeń dochody. Był bogaty. Ale to nic nie zmieniało. Bardziej martwił się krwawymi plamami na kurtce. 3 To były piękne dni. Podczas czterech lat, które upłynęły miedzy jego drugą a trzecią wizytą w Żelaznym Dworze, nigdy nie oddalał się zbytnio od króla. W Gwardii Królewskiej służyło około stu fechtmistrzów, lecz pięciu czy sześciu z nich cieszyło się szczególnymi względami i sir Durendal był jednym z nich. Towarzyszył królowi przy pracy i podczas zabawy. Choć Ambrose ciągle przybierał na wadze, nadal był zapamiętałym jeźdźcem i lubił urządzać szaleńcze gonitwy za zwierzyną. Polował z sokołami i szalał z psami po lasach. Tańczył i brał udział w balach maskowych. Odwiedzał miasteczka i wioski, a tłumy głośnym rykiem dawały wyraz swej wierności. Rzadko - a może nigdy dotąd - zdarzało sie, by chivianskiego monarchę darzono tak powszechną miłością. Naprawiał trakty i budował mosty, popierał handel, notorycznie uganiał się za dziewkami i trzymał szlachtę w ryzach. Udało się mu zawrzeć z Baelmarkiem pokój, który położył kres ciągnącej się czternaście łat wojnie. Mieszkańcy wybrzeży nie musieli już się obawiać baelijskich korsarzy. W Parlamencie skarżono się właściwie jedynie na to, że nie spłodził męskiego dziedzica. Dlatego, gdy rozwiódł się z królową Godeleva i poślubił lady Sian, wszyscy się radowali, a jego popularność sięgnęła nowych szczytów. Z każdego punktu widzenia wydawał się olbrzymem. Kapryśne duchy przypadku były w owych dniach sługami Ambrose’a, a Durendal kąpał się w blasku jego chwały. Gdy nie był potrzebny królowi, nigdy nie brakowało mu rozrywek. Wkrótce po wstąpieniu do Gwardii był z Rose, lecz jej ojciec nie pochwalał ich związku i wydał ją za lepiej urodzonego mężczyznę. Potem była Isolde. Mówili poważnie o ślubie aż do chwili, gdy musiał wyjechać do ogarniętej płomieniem buntu Nythii. Sądził, że są po słowie, lecz kiedy wrócił, okazało się, że zaręczyła się z innym. Lato nythiańsłciej rebelii było być może najszczęśliwszym okresem w jego życiu. Obcował z żołnierzami i brał udział w wojnie. Pomijając kilka słabo zapamiętanych minut, które dały mu tytuł barona, nie musiał walczyć zbyt często