ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Mnie ruszyła ambicja, żem nie tandetnik, abym handlował odzieniem, i prosiłem go, by raczył ode mnie przyjąć ofiarę z mojego ubioru, gdyż do domu wracając, nowych znajomości robić nie będę, tylko o takie domy kołem zaczepię, którzy mnie i w kapocie radzi będą. Jakoż nazajutrz z rana, przepraszając go, że w kapocie go nawiedzam, oddałem mu, co tylko dnia poprzedniego miałem na sobie. A chociaż pas słucki do tysiąca złotych mnie kosztował, rad byłem go przekonać, że kiedy potrzeba, to my się nie rachujem i że darmo jego chleba nie jadłem. A lubo była to z mojej strony ofiara, a zatem nie bez jakiejś przykrości, takem go widział uszczęśliwionym z mojego upominku, że ażem się ucieszył z myśli przysłużenia się jemu. Że był podobnej mnie tuszy, ubrał się zaraz za moją pomocą i wyuczyłem jego sługi, jak mu pas zawiązywać. I cały dzień [chodził] w mundurze województwa nowogródzkiego, jakby nasz obywatel, chociaż był u Niemców baronem. Ale tego samego dnia, oprowadzając mnie po swoim gospodarstwie, zaszedł ze mną do obory, która jak pałac jaki wyglądała, tam wybrawszy najpiękniejszych dwanaście krów i buhaja, prosił mnie, bym to przyjął. Ja mu się wymawiałem, że nie w pretensji żadnego oddarowania ustąpiłem mu moją starzyznę, ale on mnie tłomaczył, że jako od koligata jego krwi, nie wahał się przyjąć ode mnie to, co mu tak jest szacownym, więc sama słuszność każe mi uprzejmie przyjąć to, co mi z dobrego serca ofiaruje. Jakoż przekonał mnie, iż nie było na swoim miejscu pokazać się zbyt trudnym. Czule podziękowawszy odesłałem bydełko z moimi ludźmi i tak szczęśliwie doszło do domu, co wielką pociechą było dla mojej Magdusi, która i kochała się w bydle, i na nim się dobrze znała. A sam jeszcze zostałem dni kilka, póki moich koni konował nie wykurował. Otóż więcej tygodnia, com bawił w zamku okazałym, u możnego obywatela, prócz domowników żywego ducha nie widziałem, choć sąsiadów miał mnóstwo, bo tam żaden magnat nawet takich obszernych włości jak u nas nie posiada. To mnie mocno zadziwiło: jak można takie życie prowadzić, wszystko mieć do przyjęcia ludzi, a nie widzieć ich u siebie. U nas by obywatel zwędził się z nudów, a on się nie nudził, bo miał wielką bibliotekę i różnego gatunku zbiory. To jakieś kwiatki zasuszone w papierze, to robaczki szpilkami pokłute, to muszle rozmaitego kształtu, to kruszce wszystkie, jakie tylko są na świecie, a których nazwiska tak recytuje, jakby litanię do Najświętszej Panny, że ani się zatnie, bo on to wszystko mnie pokazywał i tłomaczył. To kiedy się napracuje w polu, to te swoje drobiazgi przepatrzy, przeczyści, przekłada - i tak mu czas schodzi. A jak mnie mówił, to każdy u nich obywatel ma podobne rupiecie i nimi się bawi, że mu gawędy nie potrzeba. My, szlachta, tego u siebie nie mamy ni się na tym znamy, a cała nasza zabawa z ludźmi obcować. Kiedy szlachcic przyjdzie do wioszczyny, jako zwykle w niej domu nie zastanie, zaraz go stawi nad folwarkiem, a tak, żeby gościniec było widać, aby przez okno wyglądać, czy kto nie łaskaw nawiedzić. To jeśli się spostrzeże, że z daleka kurzawa się podnosi, ledwo serce nie wyskoczy z radości, że może ktoś o nim nie zapomniał. A kiedy nadzieja nie zawiedzie, to dopiero szczęście! Ugaszcza się łaskawcy, oprowadza się go do stajni, popisuje się przed nim pracą swoją, wypije się z nim, a nagawędzi się, że ledwo nie płacze przy pożegnaniu. Kiedy dusza się wylewa, trudno czasem, żeby się coś i nie wymówiło, bo serce do ust się przedziera. Ale było na to lekarstwo. Za dawnych czasów, kiedy się ważna rzecz powierzała, wymagano przysięgi na dochowanie jej w tajemnicy. Jak kto się zwiąże przysięgą, to choć mu czasem język zaświerzbi, zaraz mu staje straszny sąd Boży przed oczyma; a jak człowiek zastanowi się, jak tam i piecze, i kole, zaraz mu język świerzbić przestanie. Kiedy się ukartowało w Częstochowie, aby króla porwać z Warszawy, czego potem pan pułkownik Łukawski gardłem swoim przypłacił, to więcej trzechset było nas w zmowie; ale żeśmy przysięgli sobie wieczne milczenie, tak się ono dochowało, że dotąd nawet całkowity ten wypadek tajemnicą jest pokryty. Panom Łukawskiemu i Strawińskiemu życie obiecano, jeżeli[by] wydali, kto do tego należał: woleli być straconymi niż kogokolwiek pociągnąć, bo przysięga nie fraszka. Dawno to wszystko minęło; już i ojczyznę przeżyliśmy, a przecie pomimo tylu, co w to wchodzili, nic się nie objaśniło; co piszą, to tylko domysły