ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

.. Idę, hetmanie! Tylko mi powiedz, do kogo mam iść i po co, bym wiedział... Ondraszek wyjaśnił mu przeto, że ma pójść do patra Foldyna zapytać się, czy beżpieczno do niego przyjść w nocy, a jeżeli nie, Ondraszek prosi go na Ochodzitą. I by z szewcem Ostrużką przyszedł... ła* 275 Braciszek oporządził jako tako swój zszargany habit, nałoży* na łeb kapucę i, zstępując po stoku Ochodzitej w dolinę Isteb-nej, jął się drzeć wyśpiewując jakiś cudaczny psalm po łacinie. To nie był śpiew. To był barani bek! Widać jednak skutkował, bo aczkolwiek Braciszek długo nie wracał, gdy słońce już zaszło za Stożek i Czantorię, nastąpił zmrok i potem wytoczył się między gwiazdy wielki, czerwony księżyc, wszyscy posłyszeli szelest zbliżających się kroków. Zaczaili się, patrzyli pilnie w mroki. W nikłym świetle księżyca z ciemności wynurzyły się trzy postacie. Braciszek znowu zaczął wybekiwać jakiś psa im. lecz półgłosem, na tyle tylko, by uprzedzić Ondraszka, że idą swoi... Ondraszek siedział długo w noc z patrem Foldynem. Szewc Ostrużka i Braciszek pilnowali ogniska, reszta kamratów spała. Barbara także usnęła z głową złożoną na kolanach Ondraszka. Ondraszek głaskał ją leciutko po włosach, nurzał w nich palce, bawił się jej kędziorami, czasem zasłuchał się w nocną ciszę beskidzką, przetykaną żarliwymi słowami patra Foldyna. W głębi ciszy przelewały się beskidzkie wiatry jak ogromna woda. Zrywały się gdzieś z nieobeszłych granic świata, przylatywały na nietoperzowych skrzydłach, spadały na wierzchołki drzew i płynęły wśród nich z szumem, szum zaś był srebrny i szeroki. Barbara zbudziła się w nieoczekiwanej chwili i, leżąc wciąż z głową złożoną na kolanach Ondraszka, patrzyła w rozgwieżdżone niebo. Urzekała ją powoli otchłań między gwiazdami i stopniowo ulegała złudzeniu, że to nie zlatujące wiatry szumią w beskidzkich lasach, lecz że gwiazdy szumią w niebieskich głębinach i że to sama wieczność szumi... Urzekał ją ów bezmiar świata w jądrze granatowej nocy, urzekał ją bezmiar nocy, urzekał coraz bardziej, urzekał tak mocno, że w pewnej drobince czasu pojęła, iż jej miłowanie Ondraszka jesttak same bez granic, jak bez granic jest ów świat między gwiazdami. Załkąła z niewypowiedzianego szczęścia, uniosła się, przytulił;. głowę do Ondraszkowej piersi, Ondraszek zaś przygarnął, dziewczynę lekko i jął szeptać miłośnie: — Moja... moja,.. 27G Ze wzruszeniem bez nazwy wyczuwał dłońmi jej obecność, jej ciało pełne wartkiej krwi i ze wzruszeniem' uświadomił sobie, że wierność Barbary i jej zaufanie do niego jest tak samo bez granic, jak bez granic jest ów świat między gwiazdami. Dziwny ów świat między gwiazdami!... Szukając wzrokiem jego kresu, Ondraszek potyka się spojrzeniem o gwiazdy i leci znowu, i leci. Nieraz stał na tatrzańskiej grani i patrzył w przepaść. Wyobrażał sobie, że jest ptakiem, który płynie na szeroko rozpiętych skrzydłach, waży się w powietrznym krysztale, szybuje... Nęciła go głębia przepaści. Odsuwał się od jej brzegu, bo lękał się, że w takiej osobliwej chwili rozciągnie ramiona i poleci... Ufność Barbary, jawiąca się w każdym jej geście, w tym nawet najdrobniejszym drgnieniu ciała, w tym radosnym przytulaniu się cudnej głowy do jego piersi, ufność ta przemieniała go jakby w orła o rozpiętych skrzydłach, który szybuje wdzięcznie i hyrnie w kryształowej przestrzeni... — Ty moja dziewczyno! — szeptał w modlitewnym uniesieniu, cichutko, bardzo cichutko. Chudy, wysoki, do straszydła podobny pater Foldyn już dawno umilkł i zamknął oczy. Oczy jego były stare i zmęczone. Napatrzyły się bowiem do syta człowiekowi i jego sprawom. Zamknął je więc, bo oto staje się świadkiem przedziwnego misterium. Bożego, gdyż patrzy na miłość dwojga przez siebie ukochanych ludzi. A nie chce patrzeć. Zlatują się bowiem wspominki nie spełnionych snów i wzruszeń i rodzi się przedziwne pragnienie czy zgoła postanowienie, że wszystko, dosłownie wszystko, byłby gotów oddać za jedno takie słowo, jakie Barbara szepce Ondraszkowi, a jemu nikt nie szeptał... Jak bardzo pragnąłby obojgu nieba przychylić... Lecz nie Iza tego czynić! O, nie Iza!... Przed chwilą jeszcze strofował Ondraszka za jego popędliwość i nieopatrzność. Wymawiał mu z goryczą, że 'sprowadził na Istebną nieszczęście. Bo oto poturbował żołnierzy z rakuskiego regimentu, trzech pożgał nożami, czwartemu łeb rozłupał obuszkiem! Nazajutrz wczesnym rankiem żołnierze jęli wyławiać z chałup chaśmków góralskich, zakuwać w dyby i wywozić do Cieszyna jak powiązane bydło. Ś 27? Bito ich, poniewierano... Regimentowy kapitan przeklinał rebe-lizanckich górali i oświadczył, że wszyscy góralikowie za karę będą skazani na dożywotnią służbę w rakuskim wojsku. I powieźliby wszystkich, którzy nie zdołali na czas uciec w lasy, gdyby nie zasadzka górali pod Kiczerą, w tym wąskim wąwozie nad Olzą. Napadli z siekierami, odbili kilkunastu chaśników, uciekli z nimi w lasy. Resztę wojacy uwieźli, gęsto się ostrzeli-wując następującym góralom. Ustrzelili kilku, rannych dobili kolbami, lecz i żołnierzy sporo legło, z przetrąconymi nogami, z odciętymi ramionami łebo zgoła z rozłupaną głową. Sroga to była batalia! I co teraz? Istebna wyludniona! Zostały tylko stare dziadygi, stare baby i nieletnie dzieci. Pół Istebnej spalone... O, jeszcze czuć swąd, gdy wiatr powieje. A gdzie górale? Jedni uciekli na polską stronę za Białkę, insi zaś w lasach siedzą i czekają na Ondraszka. Tak! Na Ondraszka czekają!... Mijały długie chwile zamyślenia. Pater Foldyn odgarnął gwałtownie siwą czuprynę znad oczu, otrząsnął się z nachodzących go wspomnień, znowu zaczął..