ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Podobno macie benzynę - powiedział Burns. - Nam prawie się skończyła. - Mamy - odrzekłem. - Ale nie będziemy jej tracić, żebyście mogli ciągnąć przez pół Afryki to chromowane monstrum z jego pieprzoną klimatyzacją. - Podszedłem obejrzeć ich samochód. Wy- stająca za tylne koła część karoserii miała półtora metra długości, a maskę zdobiły wyszczerzone groźnie zęby. - Nie masz trochę staroświeckich gustów, Teksańczyku? - To dobry, amerykański samochód. Nie odpowiada mi żaden z tych miniaturowych, europejskich modeli. Nie zmieściłbym nóg pod kierownicą, do cholery. Zresztą to wóz firmy. Pracownik spółki Lat-Am nie powinien jeździć tanim samochodem. To by świadczyło o braku wiary w siebie. - Bardzo ciekawa teoria - stwierdziłem - ale na razie jechaliście po asfalcie. Załóżmy, że trzeba będzie zboczyć na polne drogi. Na pierwszym kilometrze odpadnie rura wydechowa, a na następnym stracicie miskę olejową. Co dziesięć metrów ta maszyna będzie szorowała tyłkiem po ziemi. - Russ, on ma rację - przyznał Zimmerman. - A niech to diabli - powiedział smętnie Burns. Nie chciał po- zbywać się symbolu swego statusu. Wskazałem na ciągnik. - Czy któryś z was potrafi coś takiego poprowadzić? - Ja - odparł z miejsca Zimmerman. - Byłem kiedyś kierowcą ciężarówki. Mogę jednak potrzebować małego instruktażu. - Wiesz, jaki mamy problem. Odeszło od nas pięciu ludzi, a dwaj z nich byli kierowcami. Nie prosimy cię o holowanie plat- formy - Kemp by się na to nie zgodził. Zostawiam tu swój samo- chód, bo nie przejechałby po wertepach. Musicie zrobić to samo, ponieważ nie dam wam paliwa. Poprowadzisz ciągnik, uważając na tych ludzi na dachu. - Odwróciłem się do Burnsa. - A ty wsiądziesz ze mną do Land Rovera. Jest tam sporo miejsca na nogi. Burns westchnął i poklepał maskę swego wozu. - Żegnaj, kochanie. Będę cię ciepło wspominał. ^ Zgodnie z moimi przypuszczeniami, było już ciemno gdy wrócił Atheridge i towarzyszący mu ludzie. Wyglądali na przygnębio- nych. Droga przez wąwóz, którą Atheridge pamiętał sprzed wielu lat, zarosła krzakami, a skalne występy skruszały, uniemożliwiając przejście. Thorpe powiedział mi w cztery oczy, że z trudem przeko- nali Atheridge'a, żeby z nimi wrócił. Koniecznie chciał przeprawić się samotnie na drugą stronę wąwozu, a nie byłby w stanie tego dokonać. W końcu cały obóz zaczął się pogrążać w niespokojnym śnie. Pięciu buntowników, strajkowiczów, czy jak by ich tam jeszcze nazwać, zniknęło gdzieś, zabierając swoje rzeczy. Wingstead i ja myśleliśmy o tych ludziach z wielkim niepokojem. Obawialiśmy się o ich bezpieczeństwo, ale i o naszą przyszłość przy braku tak do- świadczonych fachowców. Kazałem wystawić straże przy wszy- stkich pojazdach, na wypadek gdyby chcieli któryś porwać. Nie było już o czym rozmawiać, położyliśmy się więc wreszcie, próbu- jąc zasnąć w oczekiwaniu na nadejście poranka. 15 Ranek przyniósł typowe konflikty i problemy związane z wyru- szaniem w drogę plus oczywiście dodatkowe kłopoty, wynikające z naszego statusu ruchomego szpitala. Kiedy Kemp nadzorował doczepianie ciągników do drugiego końca platformy, ktoś zauważył nagle, że przepadł gdzieś McGrath. Posypały się przekleństwa, gdy Kemp i Hammond próbowali odnaleźć szefa kierowców. Mniej wię- cej w tym samym czasie sierżant Sadiqa przyszedł nam powiedzieć, że zniknął również mój samochód. I oto nieoczekiwanie McGrath pojawił się z powrotem wśród nas. Szedł obejmując ramieniem przestraszonego i zdenerwowanego Ro- na Jonesa. Tuż za nimi wlekli się z minami winowajców Lang i Bob Pitman, równie bladzi i wyczerpani. - Panie Kemp! - zawołał McGrath wesoło i hałaśliwie - Ci chłopcy zmienili zdanie i chcą jechać z nami. Przyjmie ich pan z powrotem do pracy? Obiecałem się za nimi wstawić. Kemp nie bardzo wiedział, co zrobić i spojrzał na mnie. - Nie zajmuję się przyjmowaniem i zwalnianiem ludzi, Basil - odparłem kręcąc głową. - Pogadaj z Geoffem. Nie mieliśmy oczywiście żadnych wątpliwości. Chodziło wyłącz- nie o zachowanie pozorów. Po długiej rozmowie z Kempem Geoff oznajmił, że trzej winowajcy mają być przyjęci z powrotem do ekipy, co oznaczało obsadzenie na nowo stanowisk kierowców. Harry Zimmerman przyjął tę wiadomość z niejaką ulgą. Nie mogliśmy dojść, co się właściwie stało. McGrath był ciągle zajęty i należało zaczekać z zadawaniem pytań. Wingstead przeka- zał mi tylko to, co potwierdzili zgodnie trzej mężczyźni. Kiedy McGrath, najwidoczniej zabrawszy o świcie samochód, dogonił ich na trasie, Bob Sisley i Johnny Burkę kategorycznie odmówili powro- tu. Lang, Jones i Pitman nie byli przekonani o słuszności postępo- wania Sisleya. Szczególnie Jones nie czuł się dobrze w roli buntow- nika