ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Idą dokąd chcą, i robią co chcą, bez najmniejszych trudności, tak swobodnie, iż nawet nie zauważają przeszkód, jakie stawiacie na ich drodze. A teraz ona wraz z nimi najechała wasze pogranicze, przynosząc na nie swą wrogość. I dlatego przyszliście do mnie. - Kto mógłby przypuszczać, że sam Wielki będzie im towarzyszył? Spodziewano się, że on zginął. - Głupcze! Czy on nie jest mistrzem przemiany i iluzji? Powinniście wiedzieć, że czeka tam na nich. W jaki sposób ktoś taki mógłby się ukryć? - Wiedziałeś, że on tam jest, ale zapomniałeś nas o tym poinformować? - zaśmiała się sztucznie kobieta. Podpłynął do okna. Nie odpowiedział na jej pytanie. Zamiast tego rzekł: - Oni są już na waszym pograniczu. Czy tym razem wreszcie pokonacie ich? - To jest tylko pięćdziesięciu śmiertelnych ludzi. - Z nią. I z samym Wielkim. - A nas jest czworo. Mamy także armie. Wkrótce wody w rzece opadną. Dziesięć tysięcy ludzi przekroczy Main i na wieki wymaże z pamięci imię Czarnej Kompanii. Znajdujący się przy oknie wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, syczenie, które powoli natężało się, aż zmieniło się w sardoniczny, złośliwy śmiech. - Tak się stanie, co? Próbowano tego niezliczoną ilość razy. Niezliczoną. Ale przetrwali. Przetrwali czterysta lat. Dziesięć tysięcy żołnierzy? Żartujecie. Milion mógłby nie wystarczyć. Całe północne imperium nie było w stanie ich wykończyć. Trzej pozostali wymienili spojrzenia. To było szaleństwo. Obsesja i szaleństwo. Kiedy zagrożenie z północy zostanie usunięte, być może również z nim należałoby zrobić to samo. - Podejdźcie tutaj - powiedział. - Spójrzcie w dół. Tam, gdzie ledwie widoczne resztki starej drogi zakręcają w poprzek doliny aż do tej jasności. - Coś kłębiło się i zwijało tam, czerń głębsza niż kolor ich szat. - Widzicie to? - Co to jest? - Moja pułapka cienia. Przechodzą przez wyrwę, którą wy stworzyliście, wielkie, silne i stare. Nie zabawki jakie wy macie w swojej służbie. Jestem w stanie je uwolnić. Mogę, jeżeli wy zawiedziecie powtórnie. Wśród trójki zapanowało poruszenie. Zrobi to z pewnością. Roześmiał się, odczytawszy ich myśli. - A kluczem do tej pułapki jest moje Imię, bracia. Jeżeli zginę, pułapka rozpadnie się, a brama otworzy się na świat. - Zaśmiał się ponownie. Mężczyzna, który przemawiał podczas ostatniego zebrania, teraz splunął gniewnie i zaczął zbierać się do wyjścia. Po chwili wahania pozostała dwójka podążyła za nim. Nie zostało już nic więcej do powiedzenia. Oszalały śmiech ścigał ich w dół nie kończącej się spirali schodów. Kobieta zauważyła: - Być może nie da się go pokonać. Ale dopóki trwa, zwrócony w kierunku południa, nie stanowi dla nas zagrożenia. Odtąd możemy nie zwracać nań uwagi. - A więc troje przeciwko dwóm - wymamrotał jej towarzysz. Drugi mężczyzna, ten, który prowadził, chrząknął. - Ale jest przecież jeszcze ten na bagnach, którego dług gniewu można wykorzystać, jeżeli znajdziemy się w rozpaczliwej sytuacji. A my mamy złoto. W szeregach wroga zawsze można znaleźć użyteczne narzędzia, jeżeli pozwoli się przemówić złotu. Czyż nie? - Zaśmiała się. Jej śmiech był niemal równie szalony jak ten, który kaskadami spadał na nich z góry. 27. NOCNY BÓJ Kiedy Murgen podjechał bliżej, rzuciłem mu moje najbardziej paskudne spojrzenie. Zrozumiał. Porozmawiamy później. Tymczasem jednak powiedział: - Kazałeś mi mieć na nich oko. Łabędź zbliżył się do mnie chwilę później. - Bogowie. Wy, chłopcy, poruszacie się szybko. Jestem pod wrażeniem. - Wykonał obsceniczny gest w stronę nieba. - Wy ruszyliśmy pięć minut po was, żeby się przekonać, iż mieliście czas, aby zrobić sobie kilka przerw, i wciąż znajdowaliście się przed nami. - Potrząsnął głową. - Garstka ludzi z żelaza. Mówiłem ci, Cordy, że ja nie zostałem stworzony do tego gówna. - Gdzie są wszyscy? - zapytał Murgen. - Nie wiem. Wpadliśmy w zasadzkę. Rozdzieliliśmy się. Mather, Łabędź i Klinga wymienili spojrzenia. Łabędź zapytał: - Mali, smagli faceci? Cali pomarszczeni? - Znacie ich? - Wpadliśmy na nich, kiedy płynęliśmy na północ. Człowieku, wszystko mi się miesza w głowie. Jeżeli mamy zamiar kłapać jadaczkami, to zróbmy to w jakimś suchym miejscu. Moje lumbago zaraz mnie zabije. - Lumbago? - zapytał Mather. - Kiedy nabawiłeś się lumbago? - Kiedy zapomniałem kapelusza, a tu zaczęło mi padać na głowę. Klinga, ty tu byłeś w zeszłym roku. Mają jakąś gospodę czy coś takiego? Klinga nie powiedział ani słowa, tylko zawrócił konia i ruszył przodem. Bez wątpienia był przedziwną postacią