Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Bliższe prawdy byłoby określenie "na odległość wyciągniętej ręki". Powiązanie istnieje, ale z przyczyn politycznych nie jest łatwe. Ze względu na powszechną niechęć do doktryny apartheidu, kolejne rządy brytyjskie zawsze kręciły nosem na to powiązanie rządy Partii Pracy bardziej niż konserwatyści. Za kadencji labourzystów, w latach 1964_#1979, pozwolono na istnienie tego powiązania, o dziwo, z powodu zagmatwanej sytuacji w Rodezji. Premier labourzystów, Harold Wilson, zgadzał się z tym, że potrzebuje wszystkich możliwych informacji o Rodezji Iana Smitha, żeby nałożyć swoje sankcje, a większość danych była w rękach Południowych Afrykanerów. Zanim było po wszystkim, Konserwatyści wrócili do władzy w maju 1979 i współpraca była kontynuowana, tym razem z powodu kłopotów w Namibi i Angoli, gdzie, co trzeba przyznać, Południowi Afrykanerzy mieli swoje siatki. Ponadto, powiązanie działało w obie strony. To Brytyjczycy dostali cynk od Niemców Zachodnich o wschodnioniemieckich powiązaniach żony południowoafrykańskiego komandora, Dietera Gerhardta - został później aresztowany jako szpieg radzieckiego bloku. Brytyjczycy uprzedzali również Południowych Afrykanerów o parze radzieckich "nielegalnych", kierujących się do Południowej Afryki; mieli do dyspozycji encyklpedyczne akta dotyczące tego rodzaju gentlemanów. Nieprzyjemny zgrzyt nastąpił w 1967 roku, kiedy jeden z agentów B$o$s$s, niejaki Norman Blackburn, pracujący jako barman w Zambezi Club, wypróbował swój talent uwodziciela na jednej z Ogrodowych Dziewcząt. Są to sekretarki pracujące na Downing Street 10, nazywane tak, ponieważ pracują w pokoju z widokiem na ogród. Zakochana po uszy Helen (imię wystarczy, ponieważ dawno już założyła własną rodzinę) przekazała Blackburnowi kilka tajnych dokumentów zanim romans się wydał. Zepsuło to powietrze i utwierdziło Harolda Wilsona w przekonaniu, że cokolwiek się nie udało, od korkowanego wina do marnego urodzaju, winna była B$o$s$s. Później współpraca przybrała bardziej cywilizowaną formę. I tak, Brytyjczycy mają szefa placówki wywiadowczej, o którym N$i$s jest poinformowana, normalnie rezydującego w Johannesburgu. Brytyjczycy nie stosują żadnych "czynnych środków" na terytorium Południowej Afryki. Afrykanerzy mają kilku agentów w ambasadzie w Londynie, o których wie S$i$s, i kilku poza ambasadą, z których M$i#5 nie spuszcza oka. Zadaniem tych drugich jest śledzenie na bieżąco działalności rozmaitych południowoafrykańskich organizacji rewolucyjnych jak A$n$c, S$w$a$p$o itd... Jak długo Afrykanerzy ograniczają swoje działanie do tego obszaru, pozostawieni są sami sobie. Właśnie brytyjski szef placówki wywiadowczej w Johannesburgu postarał się o osobiste widzenie z generałem Henrym Pienaarem i zameldował Londynowi o tym, co szef N$i$s miał mu do powiedzenia