ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

— Jego twarz była niczym maska, ton nie był tak wyćwiczony. — Zerwane zaręczyny i nieważne zaślubiny zastępcze kalają tak samo kobietę jak i mężczyznę, Niallu. Ojciec miałby prawo wszcząć wojnę z powodu skalania dobrego imienia córki. A co do ciebie, kogo byś pojął za żonę? Kto by cię chciał? Deirdre zechciałaby... — Kto wniósłby właściwą krew dla proroctwa? . Deirdre nie mogłaby... Spojrzałem nań gniewnie. — To nie ja się tu umieściłem! — Nie. — Rowan spojrzał zasępiony na czubki butów. — Nie, to nie ty. Alaryc jest tego świadom. Bez wątpienia bardziej świadom od nas, będąc tak blisko Erynu, lecz... bez względu na to... — Znów na mnie spojrzał, a ja dostrzegłem w nim znużenie ducha tak mu obce, iż rzuciłem się w jego stronę przez pokój. — Rowanie... Powstrzymał mnie, unosząc rękę. Będąc bardziej wrażliwym na niego i jego uczucia niż kiedykolwiek przedtem, zauważyłem zrogowaciałe dłonie i obite knykcie, zniszczone paznokcie i wygięte palce, oznaki jego profesji. Jego życia. I zobaczyłem ponury wyraz jego oczu. — Niallu, mamy w domu kłopoty. Poważne kłopoty. Odżyły obawy. — Mój ojciec? Matka? Rowanie... — Oboje czują się dobrze — rzekł od razu. — Nie, to nie ma nic wspólnego z ich samopoczuciem. To... — Strahan — dokończyłem — nieprawdaż? — Niezupełnie. — Wyprostował się i odsunął od ściany, odchodząc ode mnie w stronę wygasłego kominka. Po raz pierwszy zauważyłem, że kuleje, choć tylko nieznacznie, jakby starzejące kości i mięśnie przypominały mu, iż walczył w zbyt wielu bitwach. W większości z nich z Carillonem, któremu służył przez niemal dwadzieścia pięć lat. Przez ostatnie dwadzieścia był z moim ojcem, lecz wiedziałem, że łącząca ich więź nie mogła się równać z tamtą. A teraz musi wziąć udział w jeszcze jednej wojnie. Odwrócił się. Zobaczyłem, jak się skupia, by być rzeczowym, co było niezbędne u kompetentnego, efektywnego generała. Niezbędne władcy, skoro o tym mowa. Pewnego dnia będę musiał odnaleźć podobną w sobie. — Dotyczy to ciebie — rzekł obojętnie. — I... Carillona. — Carillona! — Utkwiłem w nim tępe spojrzenie. — Jaki może to mieć związek z człowiekiem, który nie żyje od dwudziestu lat? — Ponieważ kiedy żył, spłodził dzieci — odparł Rowan tym samym beznamiętnym tonem. Zaskoczony, skinąłem głową, zgadzając się z oczywistym. — Jakże inaczej mógłbym być jego wnukiem? — Nie powiedziałem dziecko, Niallu. Nie. Rzeczywiście. Powiedział dzieci. Nagle ogarnął mnie chłód. Komnata wokół mnie pociemniała. — Jakiś syn — powiedziałem powściągliwie. — Jakiś syn. — Bastard. — Głos Rowana był bardzo spokojny. — Bardzo niewiele wiemy. Jego wiek: trzydzieści pięć lat. Jego matka: kobieta homańska, która podążyła za buntowniczą armią Carillona, kiedy udawał się z Ellasu do Mujhary. — Wzruszył ramionami. — Pamiętam ją. Carillon nie był typem mężczyzny, który chce albo potrzebuje kobiety do każdego posiłku. Kiedy brał jakąś, zatrzymywał przy sobie. Sarne była... warta zatrzymania. — Ale jej nie zatrzymał, prawda? — Nie czułem związku z człowiekiem, który zadawał te pytania. — Nie. Kiedy poczęła bastarda... — Nie. — Słowo to przebiło się przez narastającą we mnie gorycz. — Kiedy przybyła Electra. Oczywiście, Electra. Wiedźma, która nawet Carillona Wielkiego oplotła siecią podstępów i czarów, tak że nieomal stał się ofiarą samego Tynstara. Ta wiedźma, Electra. Electra: matka mojej matki. Poszukałem wzrokiem krzesła. Znalazłem jedno i opadłem na nie. Potarłem z roztargnieniem głowę, zaswędziała od nagłego mrowienia niepokoju. — Cóż — rzekłem wreszcie — musiał ją odesłać. — Poprosiła, by pozwolił jej odjechać. Przyszła do mnie i powiedziała, że spodziewa się dziecka. Nie chciała dłużej pozostawać z armią, chciała wrócić do domu. — Z bastardem Carillona w łonie? — Dałem jej pieniądze. Konia. Pojechał z nią pewien żołnierz. — Rowan uśmiechnął się nieznacznie. — Rolnik zmieniony w żołnierza, który stwierdził, że znacznie lepiej włada sierpem niż mieczem. Poślubił ją. Spojrzałem nań ostro, marszcząc brwi. — Skąd zatem wiesz, że to syn Carillona? Skoro poślubiła tego rolnika... — Wygląda kubek w kubek jak nieco starszy ty, Niallu. Albo Carillon, zanim postarzyła go choroba. Poświadczyli to: homański kapłan i shar tahl Cheysuli. Tak jak Shea odciska piętno na swoim potomstwie... — Widzieli go? Czy ma śmiałość wysuwać żądania oparte na nieprawym pochodzeniu, kiedy ja jestem prawowitym dziedzicem? Rowan nie unikał mego spojrzenia. — Są na świecie Homanowie, którzy woleliby mieć na tronie potomka Carillona, nie będącego Cheysuli. Mój śmiech zabrzmiał jak szczeknięcie. — Jak mogą nazywać mnie Cheysuli? Nie mam lira, mocy magicznej, nie zmieniam postaci... Jestem przede wszystkim Homaninem. — Mówi się, że ukrywasz swe moce magiczne, aby skłonić Homanów do uwierzenia, żeś jest całkowicie homański, nie będąc tak groźnym, jak ktoś, kto przyjmuje postać dzikiego zwierzęcia czy ptaka. — Zadrgał mu mięsień na szczęce. — Powtarzam to, co mówią fanatycy. Zakląłem pod nosem. — Chciałbym mieć jakieś moce do ukrycia. — Wiem o tym, Niallu. — Jego ton się zmienił; po raz pierwszy wyczułem w nim życzliwość i zrozumienie. — Twierdzą, że ujawnisz swoją pradziwą osobowość, kiedy zasiądziesz na tronie. — Tak więc chcą zastąpić mnie bastardem Carillona, który jest w pełni Homaninem. — Tak. — Jestem skażony krwią solindyjskiej wiedźmy. — Tak. Pochyliłem się naprzód i przetarłem oczy sztywnymi palcami