ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Po drugiej, wzdłuż brzegu i w wodzie - platformy załadunkowe dla ropy naftowej, rurociągi i barki- cysterny, wszystko zbudowane ze stali. Więcej tu było metalu niż na złomowisku i rozpoznanie szczątków „New Orleans” za pomocą naszego niezawodnego gradiometru Schoenstedta graniczyło z cudem. Wraz z Craigiem postanowiliśmy jednak spróbować szczęścia. Przeszliśmy się po terenie, który uznaliśmy za Nabrzeże Claya. Poza kilkoma zakopanymi rurociągami, łatwymi do zidentyfikowania, nie znaleźliśmy nic interesującego. Szeryf Bergeron z West Baton Rouge, który bardzo pomógł nam w 1981 roku, kiedy z Waltem Schobem odnaleźliśmy wrak konfederackiego pancernika „Arkansas”, również teraz nas nie zawiódł. Wypożyczono nam aluminiową łódź do poszukiwań na rzece, pięknie wykonaną przez szkutnika siedzącego w więzieniu za morderstwo. Wraz z łodzią, w charakterze pilota, przybył zastępca szeryfa. Tuż po wschodzie słońca wyruszyliśmy na rzekę. Tam i z powrotem, zaczęliśmy pływać wzdłuż Nabrzeża Claya. Przed godziną dziewiątą zrobiło się już gorąco. Missisipi była jak lustro. Żadnego ruchu powietrza. Przez następne kilka godzin zataczaliśmy koła, stopniowo przybliżając się do brzegu. Nie mieliśmy odczytów silniejszych od kilku gamma, jaki daje młotek leżący w mule. Gdy ja obsługiwałem gradiometr, Craig z nudów przeglądał dziennik pokładowy. Była to interesująca lektura, gdyż łodzi przede wszystkim używano do poszukiwania ciał topielców. Rzucano z rufy wielki hak i ciągnięto go, aż na coś natrafił. - Skąd wiecie, że to zwłoki a nie wielka ryba? - zapytał Craig zastępcę szeryfa. - Nasiąknięte wodą ciało stawia duży opór - odparł zastępca. Craig trzymał stalowy hak w rękach i przyglądał mu się. - Jak wyglądają zwłoki, które wyciągacie? - Bywają bardzo nabrzmiałe - odparł obojętnym tonem policjant. - Skóra schodzi z nich jak z mandarynki. Craig skrzywił się, szybko odwiesił hak na miejsce i wytarł ręce szmatą. - Czasem są pełne gazu i na powierzchni wybuchają jak bomby - mówił rzeczowym tonem zastępca. - Ale najczęściej są nadjedzone przez ryby i żółwie. Czasem rozpruwają je śruby łodzi. Kiedyś wyłowiłem tylko głowę, fragment ramion i klatki piersiowej. Nie mam pojęcia, co się stało z resztą ciała. Craig gapił się na hak. - Czas na obiad - przerwałem im. - Chcesz krwisty befsztyk i zgliwiały ser czy wolisz kanapkę z podgniłym tuńczykiem? Craig pokręcił głową. - Może później - powiedział. Była godzina czwarta, gdy daliśmy sobie spokój. Nie mogliśmy robić namiarów magnetometrycznych blisko brzegu, bo stalowe barki sprawiały, że wskazówka przyrządu przekraczała skalę. Nie mieliśmy żadnego namiaru, który wskazywałby, że znaleźliśmy „New Orleans”. Na domiar złego skończyła się nam woda do picia. Popłynęliśmy do przystani. Craig odwrócił się do mnie i zapytał: - Pocisz się? Stwierdziłem, że skórę mam suchą. Dziwne, bo było gorąco jak w łaźni parowej. - Nie - odpowiedziałem. - Zauważyłem, że przestałem się pocić pół godziny temu. To chyba niedobrze. - Odwodniliśmy się. - Też tak myślę. Zanim dotarliśmy do rampy i pomogliśmy zastępcy szeryfa załadować łódź na przyczepę, w ustach zrobiło się nam tak sucho, jakby ktoś nasypał nam talku. Twarze mieliśmy spalone słońcem, a w oczach pustkę, jak u człowieka umierającego na pustyni. Kiedy wsiedliśmy do rozgrzanego samochodu, który zostawiliśmy na słońcu, zrobiło się jeszcze gorzej. Już mieliśmy się zatrzymać przy jakimś domu i zapytać gospodarza, czy pozwoliłby się nam napić wody z węża ogrodowego, kiedy dostrzegłem sklep spożywczy za rogiem. - Tam! Wyskoczyliśmy z wozu. W 1989 roku nie było takich rzeczy jak chłodzona woda w butelkach. Schwyciliśmy największe kubki, jakie udało się nam znaleźć i wypełniliśmy je po brzegi wodą sodową z saturatora. Wypiliśmy ich zawartość w kilka sekund i znów je napełniliśmy. Byliśmy bardzo odwodnieni. - Hej! - krzyknął sprzedawca. - Tak nie wolno! Craig, mężczyzna słusznej postury, zmarszczył brwi. - Jak skończymy, podasz dowolną cenę. Umieramy z pragnienia. Sprzedawca pokiwał głową i wycofał się. Prawdopodobnie uznał, sądząc po naszym wyglądzie, że nie będziemy mieli czym zapłacić. Kiedy wreszcie skończyliśmy, Craig wręczył mu banknot dziesięciodolarowy. - Zatrzymaj resztę i postaw następnemu podróżnikowi drinka. Po zimnym prysznicu w klimatyzowanych pokojach spotkaliśmy się na obiedzie i omówiliśmy dzień. Piętrzyły się przeszkody. Ale, tak naprawdę, to nie sądziliśmy, że już za pierwszym razem uda nam się znaleźć „New Orleans”. Trzeba było przemyśleć wszystko od nowa. Nałożyliśmy stare mapy na nowe. Linia brzegowa, odkąd zbudowano wał przeciwpowodziowy, była niezbyt czytelna. Mogliśmy jednak wywnioskować, że przez wszystkie te lata brzeg się cofnął. Ale jak daleko? Kilka miesięcy później otrzymaliśmy raport z Korpusu Inżynieryjnego Armii USA. W 1971 roku, podczas wzmacniania wału przeciwpowodziowego, wojsko położyło u jego podstawy betonowy fundament, najeżony żelaznymi prętami i stalowymi klamrami, które dawały wielkie zakłócenia magnetyczne w pobliżu zachodniego brzegu