Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Będę zadowolona, kiedy nadejdzie świt, a ja wyjdę stąd i pojadę do spokojnego Henderson. Znalazła zatrudnienie w małym biurze ubezpieczeniowym w Henderson, które potrzebowało kogoś do prowadzenia ksiąg podatkowych. Generalnie, najbardziej ospała była wtedy, gdy słońce stało w górze, więc automatyczna praca, polegająca na sumowaniu liczb, była idealna; poza tym, biuro ubezpieczeniowe, odległe o osiemnaście mil na południe od Las Vegas, dawało niemal pewność, że Dinh nie zostanie rozpoznana przez kogoś, z kim pracowała w nocy. Co byłoby równoznaczne z faktem, że... inni zastanawialiby się, kiedy ona sypia. Zmarszczyła brwi, przypomniawszy sobie, jak wczoraj prawie dopadła ją nieświadomość. Wczoraj o świcie nieomal zemdlała - dokładnie w chwili, gdy w swoim boksie kasjerki odkładała kasety dla kierownika następnej zmiany - a kiedy minął jej zawrót głowy, pognała na parkiet sali do najbliższego stołu, przy którym trwała chaotyczna gra w blackjacka. Widziała przez parę minut, niczym wśród niknących wzorów oszczędzacza komputerowego monitora, że walet i dama kier pokazują się częściej, niż pozwalałaby na to statystyka; i Nardie zrozumiała, że potężny Walet i potężna Królowa minęli się gdzieś na zewnątrz kasyna, na ulicach miasta. Dinh postanowiła, że to ona włoży w tę Wielkanoc koronę Izis, i zastanawiała się teraz, jak powstrzymać tajemniczą i potężną Królową przed pokrzyżowaniem jej planów. Nie chciała zabijać nikogo, prócz swojego przyrodniego brata. Odgłos klucza obracającego się w zamku. W momencie przebudzenia Funo pomyślał, że ktoś otwiera drzwi jego pokoju w motelu, i porwał pistolet z szafki przy łóżku. Potem zrozumiał, że jest w pomieszczeniu sam, zaś dźwięk pochodzi ze słuchawek, które miał na uszach podczas snu. - Jestem pewny, że się przeprowadziła - słyszał niewyraźnie męski głos; mówiący musiał być odwrócony od ściany, która dzieliła oba pomieszczenia. - Założę się, że rozmowa ze Scottem przestraszyła ją na tyle, że przeniosła się gdzie indziej - do Ohio czy gdzieś tam. Funo odłożył broń, a potem usiadł i zaczął wciągać spodnie. Poruszał się przy tym ostrożnie, żeby nie zrzucić słuchawek z uszu. Spojrzał na elektryczny zegar - siódma rano. - Nie... sądzę - odezwał się inny mężczyzna, jego wzmocniony głos był wyraźniejszy. - Odbieram... wrażenia, które nie są moimi, drobne muśnięcia niepokoju, nastroju i smaków; wczoraj czułem smak wina, którego nie wypiłem. Jestem przekonany, że znajduje się gdzieś w pobliżu. - Możliwe, że trafiliśmy do właściwego sklepu, w którym nas okłamano. Prawdopodobnie w supermarketach nie podaje się nazwisk pracowników obcym ludziom. Szczególnie takim, którzy sprawiają wrażenie, że sypiają w ubraniach. - Nie - doleciał głos trzeciego mężczyzny, brzmiący dużo starzej. - Znaleźliśmy przecież trzy inne Diany, czyż nie? Znajdziemy i tę właściwą. Skoro nie znają jej w żadnym ze sklepów w północnym Las Vegas, to musi pracować w którymś przy Strip. Nie może ich tam być więcej niż kilka. Znajdziemy ją dziś w nocy. Funo zapiął spodnie, pochylił się tak bardzo, jak tylko pozwalało na to napięcie przewodu słuchawek, i dosięgną! czystej koszuli w swojej torbie. - A co, jeśli zmieniła nazwisko, Ozzie? - ciągnął pierwszy głos. - Założę się, że zrobiła tak po tym, co jej powiedziałeś o tym mieście. - No to ją zobaczymy - powiedział stary za ścianą. - A ja jestem w stanieją rozpoznać nawet po upływie dziesiątków lat. - Nie musisz iść, Arky - odezwał się drugi mężczyzna, w którym Funo domyślał się Scotta Crane'a. - Możemy poruszać się taksówkami. Wyglądasz na zmęczonego, a forsa nie stanowi problemu. - Ja? Co, do diabła, przez to rozumiesz? Nie jestem zmęczony. Nie, jeszcze jedna noc. Być może, chłopaki, wdacie się w bójkę i będziecie mnie potrzebowali. Za dnia mogę pójść śladem swoich szans, a w nocy zamieszać w automatach do gry stojących w sklepowych przedsionkach, podczas gdy wy będziecie zadawać pytania. - Jedno jest pewne - powiedział Ozzie-jutro wyskoczymy na przyzwoite śniadanie. Kolejna taka specjalność zakładu za dolar dziewięćdziesiąt dziewięć gotowa jest wypalić mi dziurę w brzuchu i wypaść przez koszulę. Czas do łóżka, chłopaki. Chcecie pogadać, to na zewnątrz. Ze słuchawek dobiegło teraz głośne dudnienie i Funo zrozumiał, że co najmniej jeden z mężczyzn zamierza spać na podłodze. Al spojrzał nerwowo na przewód, który znikał w otworze wyborowanym w suchym tynku ściany; miał nadzieję, że żaden z tamtych nie zauważy maleńkiego otworu z drugiej jej strony. Po kilku minutach odprężył się. Słyszał teraz wyłącznie spokojny równy oddech. Zdjął słuchawki z uszu, wstał i zapiął sprzączkę paska, a potem wyniósł telefon do łazienki i wystukał numer, który miał związek z szarym jaguarem. Dzwonek telefonu po drugiej stronie odezwał się tylko raz, a potem nagrany na taśmie głos wyrecytował mu ten sam numer. Zaraz po tym rozległ się sygnał. - Hmm - powiedział Funo wstrząśnięty nieuprzejmością tego powitania - wiem, gdzie są ludzie, których w sobotę szukałeś w Kalifornii... to znaczy ty byłeś w Kalifornii, szukając ich. Scotta Crane'a, Ozziego i Diany. Przerwał, ale nikt nie podniósł słuchawki. - Zadzwonię pod ten numer za trzy godziny, powiedzmy dokładnie o dziesiątej, a wtedy ustalimy, ile może być dla ciebie warta moja przysługa. Odłożył słuchawkę. Tak, to powinno zadziałać. Podchodząc do szafy, żeby wybrać koszulę, Funo uznał, że stary Ozzie miał rację - dobre śniadanie to podstawa. Może gdzieś w pobliżu jest Denny's. Mógłby kupić gazetę, posiedzieć przy kontuarze i pogadać z kimś. Vaughan Trumbill umył naczynia po śniadaniu, przejechał odkurzaczem pokój i korytarz, a teraz siedział za biurkiem w swoim pokoju, sporządzając rachunki w wielkiej starej księdze Betsy. W kwadrans podliczył nowy bilans i zapisał atramentem sumę u dołu bieżącej strony; potem zamknął książkę i schował ją do szuflady