Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Eńc East pomyślał, że wyglada na zmęczonego. - Ilu dokonano zamachów? - spytał. - Dwudziestu tutaj, siedemnastu w Baltimore i mniej ůţięcej piętnastu w Atlancie - odpowiedział Voyles. - Wygląda na to, że wszystkie zamachy zostały starannie skoordynowane, ponieważ ładunki eksplodowały dokładnie o czwartej nad ranem. Coal podniósł wzrok znad memorandum. - Dyrektorze, czy sądzi pan, że to dzieło Armii Podziemnej?spytał. - Jak na razie jedynie ona bierze na siebie odpowiedzialność. To możliwe, zamachy przypominają niektóre z ich działań - powiedział Voyles, nie patrząc na Coala. - Kiedy więc przystąpicie do aresztowań? - spytał prezydent. - W tej chwili ustalamy prawdopodobne motywy, panie prezydencie. Rozumie pan, taka jest procedura. - Rozumiem, że to ugrupowanie jest jednym z głównych podejrzanych o zamordowanie Rosenberga i Jensena, że jesteście pewni, iż odpowiada za morderstwo sędziego federalnego w Teksasie i że najprawdopodobniej oni podłożyli wczorajszej nocy bomby pod co najmniej pięćdziesiąt dwie jaskinie rozpusty. Nie rozumiem, dlaczego mordowanie i podkładanie bomb uchodzi im bezkarnie. Do cholery, dyrektorze, znajdujemy się w oblężeniu. Voyles wprawdzie nic nie odpowiedział, ale o zdenerwowaniu świadczył jego purpurowy kark. Unikał wzroku wpatrującego się w niego ponuro prezydenta. K.O. Lewis odchrząknął i powiedział: - Panie prezydencie, jeśli wolno. Nie jesteśmy przekonani, że Armia Podziemna miała udział w zamordowaniu sędziów Rosenberga i Jensena. Prawdę mówiąc nie mamy żadnych dowodów na taką ewentualność. Są wyłącznie jednymi z tuzina podejrzanych. Jak mówiłem wcześniej, morderstwa były bardzo czyste, fachowo zorganizowane i dokonane przez profesjonalistę. Wyjątkowego profesjonalistę. Coal zrobił krok do przodu. - Chce pan powiedzieć, panie Lewis, że nie macie pojęcia, kto ich zabił, i możecie nigdy się tego nie dowiedzieć? - Nie, tego nie powiedziałem. Znajdziemy ich, ale na to potrzeba czasu. - Ile? - spytał prezydent. Było to ewidentnie retoryczne pytanie, na które nie sposób udzielić odpowiedzi. East natychmiast poczuł do prezydenta niechęć. - Miesiące - powiedział Lewis. - Ile miesięcy. - Sporo. Prezydent wzniósł oczy i potrząsnął głową z niesmakiem, po czym wstał i podszedł do okna. - Nie mogę uwierzyć, że nie ţna związku między tym, co stało się ubiegłej nocy i śmiercią sędziów. Bo ja wiem, może to tylko paranoja. Voyles rzucił Lewisowi króciutki uśmieszek. Paranoidalny, pozbawiony poczucia bezpieczeństwa, tępy, nie orientujący się w tym, co się działo - Voylesowi przychodziło do głowy jeszcze wiele epitetów. - Denerwuję się, kiedy grasują tu mordercy i wybuchają nam pod nosem bomby - ciągnął prezydent, wciąż posępnie wpatrując się w okno. - Nikt nie może mnie za to winić. Nie było u nas zabójstwa prezydenta od ponad trzydziestu lat. - Och, myślę, że jest pan bezpieczny, prezydencie. - W głosie Voylesa był cień rozbawienia. - Służba Specjalna w pełni panuje nad sytuacją. Świetnie. W takim razie, dlaczego się czuję, jak gdybym był w Bejrucie? Głos prezydenta zapatrzonego w okno nie był donośniejszy niż mamrotanie. Coal wyczuł niezręczność sytuacji i podniósł z biurka gruby plik dokumentów. Pokazał je Voylesowi i zaczął mówić tonem nauczyciela zwracającego się do klasy: - Mam tu listę kandydatów do nominacji do Sądu Najwyższego. Jest ich ośmiu, tu są ich biografie. Przygotował je jeden z sędziów Sądu Najwyższego. Wyszliśmy od dwudziestu nazwisk, po czym prezydent, prokurator generalny Horton i ja skróciliśmy listę do ośmiu nazwisk. Żaden z tych ludzi nie ma pojęcia, że rozważa się jego kandydaturę. Voyles wciąż patrzył w bok. Prezydent wrócił do biurka i wziął do ręki swój egzemplarz listy. Coal kontynuował: - Niektórzy z nich to ludzie kontrowersyjni i jeśli zostaną ostatecznie nominowani, będziemy musieli stoczyć małą wojnę, aby Senat ich zaaprobował. Woleli byśmy nie zaczynać z nim walki już teraz. Nazwiska kandydatów muszą pozostać w tajemnicy. Voyles odwrócił się nagle i spojrzał ponuro na Coala. - Jest pan idiotą, Coal! Robiliśmy już tak przedtem i mogę pana zapewnić, że gdy tylko zaczniemy sprawdzać kandydatów, szydło wyjdzie z worka. Życzy pan sobie dokładnego sprawdzenia tych ludzi, a mimo to ma nadzieję, że wszyscy, z którymi nawiążemy kontakt, zachowają milczenie. Synu, to nie przejdzie. Coal podszedł do Voylesa i utkwił w nim palące spojrzenie. -Zesraj się pan, ale ma pan nie dopuścić, by nazwiska tych ludzi znalazły się w prasie przed ich nominacją. Ma pan się zabrać do roboty, pozatykać wszystkie przecieki i nie dać niczego zwietrzyć pismakom, zrozumiano? Voyles wstał i wymierzył palec w Coala. -Słuchaj, bałwanie, jak chcesz ich sobie sprawdzać, zrób to sam, a nie zawracaj mi głowy swoimi harcerzykowatymi podchodami! Lewis stanął pomiędzy nimi. Prezydent wyszedł zza biurka. Przez chwilę panowało milczenie, po czym Coal odłożył dokumenty na biurko i odszedł kilka kroków, odwracając głowę. 56 Prezydent postanowił lać oliwę na wzburzoną wodę. -Usiądź, Denton - powiedział. - Siądźcie wszyscy. Voyles wrócił na miejsce, nie spuszczając z oczu Coala. Prezydent uśmiechnął się do Lewisa. Usiedli. Oto skutki napięcia, w jakim ostatnio żyjemy - powiedział ciepło prezydent. - Przeprowadzimy rutynowe dochodzenia, co do osób z tej listy, panie prezydencie - odezwał się spokojnie Lewis. - Zrobimy to, zachowując maksymalną dyskrecję. Wie pan jednak, że nie możemy skontrolować każdej osoby, z którą rozmawiamy. - Tak, panie Lewis, wiem o tym. Domagam się jednak wyjątkowej ostrożności. Ci kandydaci są młodzi, będą zmieniać oblicze konstytucji amerykańskiej długo po mojej śmierci. Prasa będzie chciała zjeść ich żywcem, bo to zażarci konserwatyści. Żadnych haków, żadnych trupów z szafy. Żadnego palenia trawki, nieślubnych dzieci, skoków w bok, radykalnej działalności w czasach studenckich czy rozwodów. Zrozumiano? Nie życzę sobie żadnych niespodzianek. - Tak jest, panie prezydencie. Nie możemy jednak zagwarantować, że utrzyma my nasze sprawdzanie w absolutnej tajemnicy. Postarajcie się o to, dobrze? Tak jest, panie prezydencie. - Lewis przekazał dokumenty Ericowi Eastowi. - To wszystko? - spytał Voyles. Prezydent spojrzał na Coala, który podszedł do okna i nie zwracał na nikogo uwagi. - Tak, Denton, to wszystko. Życzę sobie, by te nazwiska sprawdzono w ciągu dziesięciu dni. Nie zamierzam się z tym guzdrać. Voyles wstał. - Za dziesięć dni otrzyma pan wyniki