ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Bardzo dawno temu mieszkali w górach z władcami. - Jak dawno temu? - zapytał Keff. Brannel usiłował przypomnieć sobie więcej szczegółów, ale wzruszył ramionami. - Obrzydliwe jedzenie pogorszyło pamięć - wyjaśnił przepraszającym tonem, ale zacisnął szczęki ze złością. - Keffie, coś trzeba zrobić dla tej opóźnionej w rozwoju populacji - powiedziała z powagą Cari. - Dieta, którą im narzucają, spowoduje niedługo całkowitą utratę zdolności racjonalnego myślenia. - Zaraz! - krzyknął triumfująco Keff. - Taśmy! Spod okładki jednego z tomów wyciągnął szpulę. - Skondensowany zapis, a może nawet coś w rodzaju filmu o naszych przyjaciołach. Możesz to sprawdzić, Cari? - Postaram się. Wykorzystam któryś z odtwarzaczy, i nie wiem, w jakim formacie to jest - powiedziała. - Potrzebuję trochę czasu. Keff już wcale nie słuchał. Był pochłonięty zawartością drugiego tomu. - Fascynujące! - zawołał. - Spójrz, Cari! Cały system zdalnego sterowania mocą jest połączony z ogólnoświatową siecią regulacji pogody! Do tego właśnie służą stare linie. To nic innego, jak czujniki elektromagnetyczne służące do pomiaru temperatury i wilgotności na Ozranie. Zaprojektowano wytwarzanie deszczu czy mżawki tam, gdzie są potrzebne. Ale to nie zostało zbudowane przez Starodawnych. Albo najzwyczajniej to już zastali, albo zetknęli się z właścicielami systemu gdy przybyli na tę planetę. Musieli odnosić się do tego z pewną ostrożnością. Starodawni dostosowali te urządzenia, aby moc i energia wywoływały deszcz, i wam je przekazali - powiedział, zwracając się do Plennafrey. - Starożytni byli twórcami całego systemu. - Starożytni - powtórzyła Plenna, przybliżając tom dokumentów, aby wszystko zobaczyć. - Czy tutaj są ich wizerunki? Nikt nie wie, jak wyglądali. Keff szybko przerzucił wszystkie kartki. - Nie. Nic. A niech to! - Deszcz? - odezwał się Brannel. - Wywoływali deszcz? - Regulacja pogody - powiedziała Carialle. - Nie ma co, to cywilizacja o wysokim stopniu rozwoju techniki. Szkoda, że ich już nie ma. Ta planeta to najzwyczajniejsza kolebka burz piaskowych. Keffie, jestem już niedaleko. Zaczynam podchodzić do lądowania... O, ślady energii gdzieś koło was. Zanosi się na towarzystwo! Keff usłyszał jakieś zwycięskie okrzyki. Rozglądał się, sykając źródła pochodzenia tych dźwięków. Cała chmara magów obojga płci pod kierownictwem Chaumela i Potrii kierowała się w ich stronę z kierunku północno-zachodniego. - Odnaleźli nas! - krzyknęła wystraszona Plennafrey. Keff wyprostował się i złapał oparcie latającego krzesła. Czarodziejka zaczęła wykonywać rękami jakieś skomplikowane ruchy. Brannel zorientował się, że znajduje się na linii rzucania klątwy, i zrobił unik. Plenna z zadowoleniem przyglądała się efektom celności uderzenia, które zmiotło trójkę napastników. Świst napełniający powietrze drażnił Keffa. - Czy możesz teraz przenieść się stąd gdzieś daleko? - Ktoś mnie paraliżuje - wycedziła przez zęby Plenna. - Muszę teraz walczyć. - Ugrzęźliśmy tu na dobre - wtrąciła Carialle - bo znów coś mnie unieruchomiło, jak tylko dotknęłam ziemi. Ruszajcie! Plenna wcale nie potrzebowała takiej rady. Wykonała kilka wywijasów w powietrzu ponad głowami uczestników pościgu i spadła między ogniste pioruny wystrzelone w jej kierunku. Keff dojrzał twarz Potrii. Złota czarodziejka tym razem wyglądała niezwykle groźnie. Gdyby jej celność była równa złości, z pewnością zniszczyłaby ich wszystkich. Chaumel natomiast zdawał się być bardzo zadowolony. Rzucał swe gromy bardziej po to, aby zmusić Plennafrey do wykonywania skomplikowanych manewrów mających na celu unikanie trafienia. Doceniał chyba to, że jej zamiarem nie było zabicie kogokolwiek, a taka postawa nie była typowa dla magów z Ozranu. Plennafrey pikowała, obniżyła lot i kontynuowała ucieczkę dolinami. Liczyła na to, że goniący nie będą chcieli ponosić ryzyka kluczenia po różnych pułapkach terenowych. Keff czuł, jak suche gałęzie smagają go po plecach, gdy przelatywali wąskim korytarzem skalnym, a potem wpadli do tunelu. Cała zgraja magów krążyła znacznie wyżej niczym stado rozwrzeszczanych kruków. Plennafrey pędziła tymczasem, przecinając mając podnóże góry. Krzyki rozentuzjazmowanego Brannela odbijały się echem od wilgotnych ścian tunelu. Wkrótce znów wydostali się na światło dzienne. Keff sądził, że udało im się zgubić pogoń. Nie wziął niestety pod uwagę determinacji Chaumela