ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Natomiast bohaterowie starożytnych filmów osiągali materialność co najwyżej pięcioprocentową... - Chwileczkę, co ty pleciesz! - przerwałem jej niegrzecznie. - Przecież ani Kamienny Gość, ani duchy angielskich zamków nigdy realnie nie istniały, w przeciwieństwie do bohaterów filmowych, które jednak miały jakiś wyraz fizyczny w postaci zdjęć... Skąd więc ta sprzeczność? - Nie ma w tym żadnej sprzeczności - odparowała Olga. - Materialność zjawy jest pojęciem nie tylko fizycznym, lecz także psychologicznym, a średniowieczne duchy i Duch Ojca Hamleta były tak psychologicznie prawdziwe, że równoważyło to z nadmiarem ich, że się tak wyrażę, niefizyczność. Ludzie wierzyli w ich istnienie, podczas gdy bohaterowie filmowi zawsze byli dla nich nie więcej niż cieniami na ekranie. - Zgoda. Przekonałaś mnie, Olgo. A co sądzisz o stopniu materialności Oana? - Właśnie miałam o tym mówić. Nie jestem pewna, że Oan jest fantomem, ale jeśli nawet, to fantomem w osiemdziesięciu ośmiu procentach materialnym. Wyliczenia Olgi nie tylko nie rozwiały moich obaw, ale wręcz je pogłębiły. Osiemdziesiąt osiem procent, to jednak nie sto... - Chodźmy - powiedziałem. - Pewnie już na nas czekają. Oan przybiegł do konserwatora jak zawsze skwapliwy i uniżony. Powitał nas pełnym szacunku gestem swoich splecionych wężowłosów, a ja znów odniosłem wrażenie, że to nie istota żywa, lecz tylko doskonały, niemal w pełni materialny fantom. Powiedziałem jednak spokojnie: - Oanie, dwie trzecie naszej eskadry uległo zagładzie. Zginęli nasi towarzysze. Czy wiesz coś o źródle i naturze niszczycielskiego promienia, który zniszczył "Cielca"? Zadając te pytania zauważyłem pełen zmieszania niepokój pająkokształtnego. Zdumiało go widocznie, że dzisiaj nie potrafi tak swobodnie czytać naszych myśli jak dawniej. Jego odpowiedzi też nie rozlegały się w naszych mózgach ze zwykłą wyrazistością. Urządzenia zakłócające zainstalowane w konserwatorze przez Ellona w jakimś stopniu przeszkadzały i nam. Jak należało się spodziewać, Oan nic nie wiedział o śmiercionośnym promieniu, gdyż w ich gromadzie gwiezdnej podobnego zjawiska nigdy nie zaobserwowano. Legendy też o nim nie wspominały. - Znasz może jednak miejsce generacji promienia lub przyczyny, dla których uderzył w nasz gwiazdolot. Na to Oan miał swoją zwykłą odpowiedź: - Rozgniewaliście Okrutnych Bogów i Bogowie surowo was ukarali. - Ukarali? Za co? Czym rozgniewaliśmy mściwych bogów? - Nie mściwych, Eli, tylko surowych. Poprawka Oana w mózgu każdego z nas zabrzmiała właśnie w ten sposób. Poprosiłem wcześniej wszystkich obecnych na przesłuchaniu o zapisywanie w osobistych deszyfratorach wszystkich odpowiedzi fałszywego Arana. Później porównaliśmy nagrania. Treść wypowiedzi, choć wyrażona w różnej formie, byta u wszystkich ta sama, ale to akurat zdanie zabrzmiało na każdej taśmie jednakowo. - W porządku. Surowych a nie mściwych. Nie będziemy czepiać się słów. Spróbuj teraz wyjaśnić nam co innego. Nasze maszyny myślące zostały zablokowane przez wrogie siły. Mózg pokładowy "Tarana" miał rozchwiany układ logiczny... - Układ więzi czasowych - przerwał mi Oan. Już wam mówiłem, że maszyna zapadła na raka czasu. - Tak, już to mówiłeś. Ale powiedzieć, to nie znaczy wytłumaczyć. Porozmawiajmy więc o chorym czasie, Oanie, bo właśnie tego zupełnie nie rozumiemy. Dlaczego zachorował czas w Ginących Światach? - W wyniku działalności Okrutnych Bogów. - To też już mówiłeś. Ale na czym polega ich działalność? - Nie wiem. - Pewnie! Skąd niby zwykły Aran mógłby się dowiedzieć o istocie działalności bogów! Przecież oni nie naradzają się z wami, prawda Oanie? Wróćmy jednak do problemu czasu. Czas chory, gąbczasty, rozerwany, to przecież określenia różnych odmian tego samego zjawiska. Po cóż więc podjąłeś wraz z towarzyszami śmiertelnie niebezpieczną próbę wyrwania się w inny wymiar czasowy, skoro na miejscu miałeś różnych czasów pod dostatkiem? - Pomyliłeś czas chory z czasem przetransformowanym. Nasz czas jest gąbczasty, słaby, trudny do wykorzystania. Kiedy więc w okolicach Aranii pojawił się kolapsar, wokół którego czas jest gęsty, nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Gdyby bowiem udało się opanować taki czas, można byłoby ewakuować w przeszłość, w przyszłość lub boczne "teraz" każdą planetę i całe gwiazdozbiory ginące w słabnącym czasie. Miałem go. Zerknąłem na Ellona, który lekkim gestem dał mi do zrozumienia, że jest gotowy. Oan też zrozumiał, że został zdemaskowany. Dwoje dolnych oczu nadal patrzyło wzrokiem pokornym i uniżonym, ale trzecie, niedobre oko gwałtownie się rozjarzyło. - Mówiłeś przedtem, że ty i twoi towarzysze byliście uciekinierami - zauważyłem. - A teraz okazuje się, że wcale nie uciekaliście, tylko dokonywaliście eksperymentu. Nie zamierzaliście wcale uciekać, tylko opanować, okiełznać gęsty czas wokół kolapsaru. Dobrze cię zrozumiałem, Oanie? Nie poddał się jednak, tylko podjął rozpaczliwą próbę uratowania twarzy: - Owszem. W przyszłość można się przedostać jedynie okrężną drogą, omijając naturalny prąd czasu. Próbowaliśmy zbadać czy nie uda się prześliznąć również w przeszłość. Przekroczyć granicę teraźniejszości można jedynie w sprasowanym, zawirowanym polu temporalnym kolapsaru, gdzie gałęzie spirali czasowej leżą bardzo blisko siebie. Tak blisko, że niemal się dotykają. - I po tym wszystkim, co nam tu opowiedziałeś, będziesz nadal utrzymywał, że twoi polegli towarzysze i ty sam jesteście Aranami? Nie odpowiedział mi. Odchodził. Był i przestawał być. Stawał się przezroczysty, przekształcał się z ciała w cień. Zapadał się w niebyt, powoli ale nieuchronnie. - Ellonie! - krzyknąłem rozpaczliwie. Ellon zawahał się na moment, bo nie chciał nam zrobić krzywdy, ale nie miał innego wyjścia i z pełną mocą wyzwolił pole. Rzuciło nas na podłogę, laseczka Romera szerokim łukiem przeleciała przez konserwator i omal nie wbiła się w ścianę, ale Oan został. Kleszcze pola siłowego uchwyciły go akurat w tym momencie, kiedy jeszcze nie całkiem zniknął