ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- Niewątpliwie, przyjaciele - powiedziała Makeda, która tym razem była bez welonu i doszła, zdaje się, całkowicie do siebie po porannym załamaniu - widzieliście w Afryce i na innych lądach wiele cudownych miejsc, ale chcę wam teraz pokazać takie, które - jak przypuszczam - jest dziwniejsze od nich wszystkich. Idąc za nią, podeszliśmy do drzwi w końcu sali, które jej słudzy otworzyli, zdejmując ciężkie sztaby, a potem zamknęli za nami. Znaleźliśmy się w długim, wykutym w skale korytarzu, który biegł w dół. Po pewnym czasie przeszliśmy przez następne drzwi i naszym oczom ukazała się największa jaskinia, jaką kiedykolwiek oglądaliśmy. Była ona tak ogromna, że słabe światło naszych lamp nie docierało do sklepienia, a z boków ukazywało niewyraźne kształty, które okazały się zrujnowanymi budynkami. - Widzicie podziemne miasto - Mur - powiedziała Makeda, unosząc w górę lampę, abyśmy mogli lepiej się rozejrzeć. - Tutaj starożytni, którzy byli przodkami Fungów, mieli swą tajemną twierdzę. Te ruiny były kiedyś spichrzami i świątyniami, ale jak już mówiłam, wieleset lat temu zniszczyło je trzęsienie ziemi. Zawaliła się też wtedy znaczna część jaskini, tak że są tu miejsca, gdzie jest niebezpiecznie wchodzić. Chodźcie i obejrzyjcie to, co z nich pozostało. Poszliśmy za nią w głąb jaskini. Nasze latarnie i pochodnie wyglądały w tej zupełnej ciemności niczym gwiazdy. Widzieliśmy szczątki spichrzów, wypełnione prochem, który prawdopodobnie był niegdyś zbożem, a w końcu dotarliśmy do potężnego, pozbawionego dachu, budynku, którego wnętrze zasłane było pogruchotanymi kolumnami i poprzewracanymi posągami, pokrytymi tak grubą warstwą kurzu, że z trudnością rozpoznaliśmy w wielu z nich kształty sfinksów. - Gdyby Higgs był tutaj! - powiedział z westchnieniem Oliwer i podszedł do Makedy, która przywoływała go, aby pokazać mu coś innego. Zostawiwszy świątynię, w której niebezpiecznie było się poruszać, zaprowadziła nas do źródła, z którego woda tryskała do wykutego w skale basenu, a stamtąd podążała dalej specjalnymi otworami. - Spójrzcie, ta fontanna jest bardzo stara - powiedziała Makeda, wskazując na cembrowinę basenu z parocalowym zagłębieniem w miejscu, gdzie pokolenia czerpiących wodę opierały ręce, ścierając twardą skałę. - Jak oni oświetlali tę ogromną jaskinię? - spytał Oliwer. - Nie wiemy - odprła Makeda - ponieważ z lamp nie mieliby tu wielkiego pożytku. To tajemnica, którą zabrali ze sobą do grobu. Nikt z Abatich nie próbował jej odkryć. Jest też tajemnicą, jak to się dzieje, że tu, tak głęboko we wnętrzu góry, jest stale świeże powietrze. Nie wiemy nawet, czy ta jaskinia jest dziełem natury, czy wydrążyli ją ludzie. - Przypuszczam, że i jedno, i drugie - rzekłem. - Ale powiedz mi, pani, czy Abati wykorzystują w jakiś sposób tę ogromną jaskinię? - Trzymamy tu trochę zboża na wypadek oblężenia - odparła, po czym dodała ze smutkiem: - Ale jest go za mało, żeby mogło się naprawdę przydać, bo prawie wszystkie zapasy pochodzą z moich posiadłości. Na próżno proszę ludzi, aby dostarczali tu choć setną część swoich zbiorów. Każdy mówi, że da, jeśli tylko da sąsiad i w rezultacie nikt nie daje. A może przecież przyjść taki dzień, że tylko zapasy zboża mogą uratować ich od głodu... na przykład gdyby Fungowie zdobyli dolinę. - Odwróciła się z gniewem i poszła dalej, aby pokazać nam stajnie, w których dawni właściciele jaskini trzymali konie. Na skalnej podłodze nadal widać było ślady kół ich powozów. - Mili ludzie, ci Abati - powiedział do mnie Quick. - Gdyby nie kobiety i dzieci, a przede wszystkim ta dama, którą zaczynam czcić jak pan kapitan, to cieszyłbym się widząc ich przyciśniętych głodem. - Jest jeszcze jedno miejsce, które chcę wam pokazać - powiedziała Makeda, kiedy obejrzeliśmy stajnie, zastanawiając, co skłoniło dawnych Fungów do tego, by trzymać konie pod ziemią. - Pewnie będziecie chcieli je zobaczyć, gdyż są tam skarby, które są, czy będą, wasze. Chodźcie! Szliśmy długimi korytarzami, z których ostatni rozszerzał się nagle i opadał stromo w dół. Mniej więcej po pięćdziesięciu krokach kończył się ślepą ścianą. Tutaj Makeda kazała swym damom dworu i służącym zatrzymać się. Spełnili to polecenie nadzwyczaj ochoczo, choć w owej chwili nie domyślaliśmy się powodu tej skwapliwości. Potem poszła w kąt jaskini, pokazała kupę kamieni i poprosiła mnie, abym je odrzucił. Zrobiłem to, aczkolwiek nie bez trudu, i ukazała się dziura, wystarczająco duża, by zmieścił się w niej człowiek. Wtedy odwróciła się do swego orszaku i powiedziała: - Wiem, że uważacie, iż w tym miejscu straszy i że nawet najodważniejsi z was za nic by tam nie weszli. Ale ja i ci przybysze nie boimy się. Dajcie nam zatem tykwę z olejem i parę pochodni i zaczekajcie tu na nas. Zostawcie w otworze zapaloną lampę, abyśmy mogli trafić z powrotem, gdyby nasza zgasła. Bez dyskusji. Macie spełnić rozkaz. Nie ma tam żadnego niebezpieczeństwa. Powietrze jest czyste, choć gorące. Wiem o tym, bo byłam tam już parę razy. Potem podała rękę Oliwerowi i przy jego pomocy wśliznęła się do dziury. Poszliśmy za nią i znaleźliśmy się w innej jaskini, gdzie - tak, jak powiedziała - temperatura była o wiele wyższa niż na zewnątrz