ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nikt się jakoś nie rzucił ku Wrotom. Wreszcie Ortega ponaglił ich. - Drzwi za wami są zamknięte. Nikt, nawet ]a, nie może powtórnie wejść do Strefy, zanim nie uda się do sześciokąta. Tak właśnie ten system działa. - Ja pójdę pierwszy - powiedział Braził nagle, stawiając krok w kierunku Wrót. Poczuł, że wielka dłoń spoczęła na jego ramieniu, wstrzymując go. - Nie, Nat, nie teraz - powiedział Ortega głosem przypominającym szept. - Ty idziesz ostatni. - Braził był zaskoczony, rozumiał jednak intencję starego druha. Ambasador miał mu jeszcze coś do powiedzenia w taki sposób, by nie dotarło to do innych. Braził kiwnął głową i zwrócił się do Haina. - Jak tam, Hain? A może mam cię znowu chwycić w swoje ręce? Teraz nie jesteśmy już w ambasadzie. - Wtedy zaskoczyłeś mnie, kapitanie - odpowiedział Hain z dawnym szyderstwem. - Jeśli jednak pomyślisz przez chwilę, zrozumiesz, że mógłbym cię rozerwać na strzępy. Ambasador Ortega uratował wtedy twoje życie, a nie moje. Pójdę jednak. Moja przyszłość jest po tamtej stronie. - Mówiąc to Hain pewnie podszedł do czarnej ściany i bez wahania wkroczył w nią. Wydawało się, że ciemność wchłonęła go w tym samym momencie. Nic poza tym nie było widać. 80 ardia i Wu Ju-li zastygły bez ruchu, nie ruszając się swoich miejsc w pobliżu wejścia. -rtega odwrócił się i ujął jedną ze swoich sześciu rąk e ramię Wu Ju-li, popychając ją łagodnie w stronę nnej ściany. Nie stawiała oporu, nim nie znalazła się dzo blisko niej. ,aptem stanęła i krzyknęła: - Nie! Nie! - Z błaganiem -czach zwróciła się ku Brazilowi. - Śmiało! - zachęcił ją delikatnie, ona jednak uwolniła z ostrożnego uścisku Ortegi i podbiegła do kapitana. iraził popatrzył w jej oczy z łagodnym współczuciem, re, choć dusił je w sobie, rozdzierało mu duszę. - Musisz iść - powiedział jej - musisz. Znajdę cię. fie drgnęła, zacieśniła tylko uścisk. Nagle została oderwa-od niego z taką siłą i szybkością, że ruch ten zbił Bra-z nóg. To Ortega odciągnął ją i jednym szybkim ruchem lał w ciemność. J-zyknęła, lecz głos urwał się w chwili, gdy wchłonęła ;iemność, tak nagle, jakby to było nagranie zatrzymane >ół nuty. - Czasami to parszywa robota - zauważył Ortega po-nie. Odwrócił się i spojrzał na Brazila, który zbierał się osadzki. - Wszystko w porządku? - Tak - odparł Braził i spojrzał w pełne smutku oczy -ora. - Rozumiem, Serge - powiedział łagodnie. Potem, by dla zmiany nastroju, przeszedł na nutę udawanej aekłości. - Jeśli chcesz dalej tak mnie tłuc, wynoszę stąd, choćby nie wiem co. ego ton trochę rozproszył melancholijny nastrój. Ortega miał się z przymusem. Wyciągnął górne prawe ramię imknął Brazila w uścisku, że łzami w oczach. - Wielkie nieba! Wielkość człowieka zasługuje na więcej ucia! intern odprężył się i zwrócił wzrok ku Vardii, która 'ala. nieporuszenie w czasie całego wydarzenia. Iraził domyślał się, jakie myśli chodzą jej teraz po gło- '. Wychowana przez wszechogarniające państwo, wy- Diona i przeznaczona do określonej funkcji, po prostu nie ółnoc przy studni dusz 01 została zaprogramowana do takiego zakłócenia jej uporządkowanego, zaplanowanego życia. Każdy jej dzień był z góry określony, ta monotonia dawała jej poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, iż wykonuje pożyteczne zadanie, dawało jej poczucie zadowolenia. A teraz, po raz pierwszy w życiu, była zdana tylko na siebie. Braził pomyślał chwilę, wreszcie znalazł, jak mu się wydawało, rozwiązanie. - Vardia - powiedział swoim najlepszym tonem dowód-^ - przystąpiliśmy do wykonania zadania z chwilą, gdy wylądowaliśmy na Dalgonii. Siad doprowadził nas aż tutaj, a teraz biegnie przez Wrota. Na Dalgonii zostało siedem ciał, Vardia. Siedem, w tym przynajmniej jedno należące do twojego współplemieńca. Masz nadal obowiązek do wypełnienia. Dyszała ciężko i tylko to zdradzało burzę, jaka wstrząsa jej umysłem. Wreszcie odwróciła się, spojrzała w ich twarze, a potem pobiegła ku czarnym Wrotom. Zniknęła. Braził pozostał w komnacie sam na sam z Ortegą. - O co chodzi z tymi siedmioma ciałami, Nat? - spytał Wężowiec. Braził opowiedział historię tajemniczego sygnału alarmowego, masowego morderstwa na Dalgonii i śladów dwóch osób, które zniknęły tak samo jak oni. Ortegą spojrzał na niego z wyrazem niezmiernej powagi, - Trzeba mi to było wiedzieć dziesięć tygodni temu, gdy ta dwójka dostała się tutaj. Bardzo by to zmieniło sprawy w Radzie. Braził uniósł brwi: - A zatem znasz ich? Ortegą skinął głową: - Owszem, znam. Nie obsługiwałem ich, ale wielokrotnie przeglądałem zapis ich przybycia. Było sporo dyskusji, zanim pozwolono im przejść przez Wrota. - Kim byli? Co im się przydarzyło? | - No cóż... wpadli razem, jeden z nich nawet w studni próbował zabić drugiego, nim Gre'aton - typ 622, przypominający ogromną szarańczę - nie przerwał walki. Przejęło 82 kilku chłopców o bardziej ludzkim wyglądzie, rozdzielę w taki sposób, że nigdy więcej się nie zobaczyli. - Każdy z nich opowiedział fantastyczną historię o tym, aki sposób to właśnie on i tylko on odkrył pewną rela- matematyczną, używaną przez mózg Markowa. Obaj erdzili, że cały wszechświat, to ciąg z góry ustalonych ťcji matematycznych, określanych przez mózg Markowa. ;dy otrzymali standardowe informacje, obaj byli okrop- podnieceni, obaj przekonani, że Świat Studni jest głów-n mózgiem i że w jakiś sposób są w stanie wejść z nim lontakt, być może nawet pokierować nim. Każdy z nich erdził, że przeciwnik okradł go z jego odkrycia, usiłował ić i zamierzał przejąć funkcje podobne Bogu. Oczywiście, ,j twierdzili, że próbowali się wzajemnie przed tym wstrzymać. - Wierzyłeś im? - To co mówili było niezmiernie przekonujące