ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Idę po ich tropie, szukam żywności. Czasem muszę odsunąć zwłoki zamordowanej, zgwałconej kobiety; to znów w pustym pokoju widzę samotne niemowlę. Próbuję nie zastanawiać się, cóż mogę zrobić? Wsuwam łupy pod koszulę i wracam do rodziny. Na czwartym piętrze którejś z kamienic na Nowolipiu znalazłem się nagle oko w oko z Ukraińcem, zapewne maruderem, plądrującym mieszkania w pojedynkę. Był tak opasły, że prawie nie miał szyi. Schwycił mnie za ramię i wypchnął na schody. Nie padło między nami ani jedno słowo, była tylko jego brutalność i moja pozorna uległość. Na drugim piętrze zwabiły go otwarte drzwi jakiegoś mieszkania; puszcza mnie na sekundę, pcham go z całej siły i blokuję drzwi do chwili, aż drab zaczyna strzelać; wtedy wskakuję do stojącego również otworem sąsiedniego mieszkania. Ukrainiec popędził schodami na górę, a ja wpadłem do mieszkania, które przed chwilą opuścił. Zostawiłem drzwi otwarte, byłem gotów bić się, ale on zbiegł na dół. Odczekałem parę sekund i znów przedzierzgnąłem się w hienę, skradającą się po żywność, by zanieść ją swoim bliskim. Zwyciężają nas głodem. Dobrze wiedzą, że skoro przemyt stał się teraz prawie niemożliwy, głód wywabia ludzi z ukrycia. Pod koniec lipca kazali porozlepiać na murach zawiadomienie: każdemu, kto zgłosi się dobrowolnie na Umschlagplatz, będzie przysługiwać 3 kilo chleba i kilogram marmolady; wyjeżdżające na wschód rodziny nie będą tam roz- dzielone. Wtedy zobaczyłem gromady zgłodniałych ludzi, którzy przede wszystkim chcieli się najeść, którym chleb z marmoladą wydał się bardziej kuszący niż życie. Podążali tłumnie na Umschlagplatz, żydowscy policjanci nie potrzebowali nikogo poganiać biciem. Widziałem, jak wymizerowane kobiety w chustkach śmiejąc się obłąkańczo chwytały podawany im chleb, który natychmiast podnosiły do ust lub rozdrapywały paznokciami. Widziałem też rodziców, którzy godzili się na wszystko, byle tylko nie rozłączać się z dziećmi. Stałem jak zaczarowany; chciałem im powiedzieć, żeby uciekali, że nie wolno ufać ludobójcom, że lepiej umrzeć z głodu. Ale wiedziałem, że nikt mnie nie usłucha. Poza tym było mi wstyd: ja sam nie zaznałem nigdy głodu. Wiedziałem również, że większość wyjeżdża, aby nie rozłączyć się z rodziną. Ochotnicy napływali tak licznie, że część zawracano. Ci, którym nie pozwolono wejść na Umschlagplatz, błagali, żeby ich wpuścić, chcieli dostać chleb i marmoladę, mieć prawo opuścić getto razem z rodziną. Ale cofnięto ich. Wtedy przez kilka dni getto opanowało inne szaleństwo. Wschód, nic tylko Wschód, tam się pracuje, tam można się najeść. Kilka osób dostało stamtąd listy od krewnych, którzy zapewniali, że praca jest ciężka, ale wyżywienie obfite. Biegli więc na Umschlagplatz. Jakże mogli nie uwierzyć? Całymi dniami przebywałem teraz na ulicach, towarzysząc kolumnom subordynowanych, niemal wesołych ochotników. Któregoś ranka zobaczyłem nadjeżdżające furmanki. Tego dnia prażyło słońce, po długim deszczu rozpogodziło się l getto dusiło się w spiekocie. Rozpoznałem ich z daleka: Chaim-Małpa, Ślepy Jankiel i Trisk-Fura. Jechali ulicą Zamenhofa. Oni również podążali na Umschlagplatz. Podszedłem bliżej, uczepiłem się jednej z furmanek. - Trisk, Jankiel, czyście oszaleli? Śmieli się. - Będziemy mieć zapewnione bezpieczeństwo, pracę i chleb - odparli. A Ślepy Jankiel dorzucił: - Na co czekasz, Mietek? Tam na wschodzie pierwsi przybysze urządzą się najlepiej. Decyduj się, jedź z nami! Chaim-Małpa stroił jak zwykle miny, gestami zapraszając mnie na furmankę. Błagałem ich, żeby zrezygnowali, zastanowili się jeszcze, poczekali. Ale na wszystko mieli kontrargumenty: przychodzą stamtąd listy, fakt, że Niemcy nie wpuszczają wszystkich chętnych na Umschlagplatz. Pozwolili się oszukać, omamić, zgłupieli otumanieni nadzieją. Przy końcu Zamenhofa zeskoczyłem z furmanki; żegnaj, Chaimie, Jankielu, żegnaj, Trisk! Kaci byli nie tylko barbarzyńcami, umieli także oszukiwać, metodycznym działaniem wprowadzać między nas podziały. Nieprędko da się ich pokonać i nasze zwycięstwo pochłonie wiele ofiar. Za wszelką cenę trzeba znaleźć się wśród tych nielicznych, którym uda się przeżyć. Potem nie było już ochotników ani chleba, ani marmolady, zaczęły się znów łapanki, zamykanie ulic, strzelanina. Przechodząca raz Lesznem Polka zwymyślała Niemców, którzy łapali dzieci: rozległ się krzyk, padło kilka strzałów, obława trwała dalej. Mieszkańcy getta chowają się, gdzie mogą; gnieżdżą po rozmaitych norach i lipcowe słońce praży puste ulice. Moja matka i bracia duszą się w swojej kryjówce, smoła topnieje na dachach, powietrze jest nieruchome, brakuje wody