ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Był nawet w jej wyznaniach najskrytszych, w szeptach miłosnych pewien ton bezwiednej wyższości. Mówiła z nim ciągle, ale prawie nigdy nie pytała się o jego zdanie i rzadko słuchała jego odpowiedzi. Władek tego nie rozumiał, ale czuł i to go krępowało niemile, bo pomimo ich ścisłego stosunku nie potrafił być wobec niej swobodnym po swojemu. Raniło to jego miłość własną, ale nie mógł nic poradzić. Miał tylko jej ciało, ale dusza, ale to coś... ta miłość, co się naprawdę oddaje na śmierć i życie i robi z siebie podnóżek dla kochanka - tego w niej nie czuł. Irytowało go to, nudziło chwilami, ale ciągnęło do niej tak nieprzeparcie, że podwajał oznaki miłości, bo myślał, że większą dozą sentymentalnego kłamstwa, lepszą grą uczuciowości zwycięży ją nareszcie i podbije w zupełności. Nie udawało mu się to jednak. Janka, poza tą miłością, wyprzedawała się powoli ze wszystkiego; ale pomimo to czuła się zadowoloną. Była nieraz głodna, spragniona, ale dość jej było jego mieć obok siebie i zagłębić się w roli, aby zapomnieć o całym świecie. A wystawienie Robina odkładali z dnia na dzień, bo ów amator, mający debiutować, zachorował. Trzeba było co innego wpierw wystawiać, gdyż powodzenie coraz bardziej kulało, a ona czekała... pożerana niecierpliwością i ambicją wybicia się od razu ponad tłum koleżanek i pchana tą nędzą, która wtedy miała się skończyć, zresztą, już potrzebą duszy, która poczęła ową postać Marii i musiała ją z siebie wyłonić. Nie zważała nawet, że za kulisami coraz więcej się kotłuje, że wszędzie robiły się zmowy, że codziennie powstawały projekty nowych towarzystw i po kilku dniach - padały. Krzykiewicz już jej kilka razy napomykał delikatnie, że jeśli chce, może się zaraz zaangażować do Ciepiszewskiego. Odmawiała, bo pamiętała o projekcie reżysera i chciała czekać na jego urzeczywistnienie, wiedząc, że tam liczą na nią z pewnością. Topolski istotnie organizował towarzystwo; było to jeszcze niby tajemnicą, ale już znaną wszystkim. Mówiono głośno, że Mimi, Wawrzecki, Pieś z żoną i kilka młodszych sił już zakontraktowani; że Topolski po cichu zrobił umowę o teatr lubelski, świeżo wtedy wybudowany; wiedziano z pewnością, że mu Kotlicki i jakiś drugi dają pieniędzy. Cabiński, ma się rozumieć, wiedział o tym wszystkim i głośno drwił z projektów; wiedział dobrze, że tych wszystkich, którzy się złączyli z Topolskim, mieć będzie, niech tylko błyśnie trochę większym forszusem; przepowiadał, że Topolski sezonu nie przetrzyma i zrobi "klapę", bo nie wierzył, aby mu kto chciał pożyczyć pieniądze na założenie towarzystwa. - Takich głupich już nie ma! - mówił głośno i z przekonaniem. Najwięcej do śmiechu pobudzała go ta zamierzona przez Topolskiego reforma; nazywał ją po prostu wariactwem... On znał doskonale naszą publiczność i wiedział, czego jej potrzeba. Topolski bardzo często urządzał u siebie wieczorki, na które spraszał tych, co mu mogli być potrzebni; ale nie mówił jeszcze głośno o towarzystwie, robił to za niego Wawrzecki, który tę sprawę traktował gorąco, jak swoją własną, i ustawicznie już teraz na to konto docinał Cabińskiemu, i robił częstsze awantury o gażę. Janka była kilka razy na tych wieczorkach u Topolskiego, ale nudziła się śmiertelnie, bo mężczyźni zwykle grali w karty, a kobiety, jeśli nie robiły plotek i nie narzekały, to skupiały się ściślej dla szeptów tajemniczych, nie przypuszczając do siebie Janki z obawy, bo przecież codziennie chodziła do Cabińskich na lekcje. Na ostatnim takim wieczorze Majkowska prosiła ją przy herbacie cicho, żeby została dłużej, to ją oboje odprowadzą. Władek nigdy tu nie bywał, bo był jawnym i stałym stronnikiem Cabińskiego. Po wyjściu wszystkich Topolski usiadł na wprost Janki i zaczął opowiadać o towarzystwie, jakie zakłada. - Będzie to teatr wzorowy, dla prawdziwej sztuki!... Mam pyszny komplet towarzystwa; jedno z najlepszych miast już zakontraktowałem, biblioteka w pakach, kostiumy w połowie gotowe... zatem jest już prawie wszystko... - Czegóż jeszcze brakuje?... - zapytała Janka i zaraz postanowiła prosić o zaangażowanie jej. - Trochę pieniędzy... Bagatelkę!... z jakie tysiąc rubli kapitału zapasowego na pierwszy miesiąc... - Nie można by pożyczyć?... - Można by... i właśnie chcę o tym pomówić z panią po koleżeńsku, bo panią my już liczymy za naszą. Dam pani dobrą gażę i role dublowane z Melą, bo wiem, że pani grać może... Ma pani wygląd, głos i temperament; to akurat tyle, nie licząc już inteligencji, ile potrzeba na doskonałą aktorkę. - Dziękuję!... dziękuję serdecznie! - zawołała rozpromieniona Janka. I w tym uradowaniu ucałowała Majkowską, która, swoim zwyczajem, leżała prawie na stole i patrzyła bezmyślnie w lampę. - Ale musi nam pani pomóc! - rzekł Topolski po pewnym przestanku. - Ja? !... cóż ja mogę?... - zapytała zdziwiona. - Bardzo wiele!... jeśli pani tylko zechcesz... - No!... jeżeli pan mówi, że mogę, to ma się rozumieć, że zechcę, boć przecież to nie tylko jest moim obowiązkiem, ale i własnym interesem!... ale ciekawam, co ja mogę, ciekawam... - Idzie tu o ten tysiąc rubli... Pieniądze są pewne... tylko jest jeden mały waruneczek... - Jakiż? - spytała ciekawie. Topolski przysunął się do niej bliżej, wziął ją po przyjacielsku za ręce i dopiero odpowiedział: - Panno Janino! Tu od tego zależy nie tylko nasz teatr, ale i przyszłość artystyczna pani... więc powiem po prostu, że jest ktoś, co da choćby dwa tysiące rubli, ale chce je dać osobiście pani, bo inaczej, powiedział, że nie da... - Któż to taki?... - zapytała niespokojnie. - Kotlicki! Opuściła głowę i milczenie zaległo pokój. Topolski patrzał na nią niespokojnie, a Majkowska miała w twarzy nieokreślenie drwiący uśmiech. Janka oniemal nie krzyknęła z bólu, tak ją uderzyło to nazwisko i propozycja, i po chwili wstając z krzesła powiedziała stanowczym głosem: - Nie, panie!... ja nie pójdę do Kotlickiego... a to, co mi pan powiedział, jest po prostu niegodziwym... Tylko w teatrze ludzie mogą tak zatracić poczucie moralne, ażeby namawiać do podłości, żeby umyślnie spychać w dół hańby drugich, byle samym skorzystać na tym... Przerachowałeś się pan!... tak nisko jeszcze nie upadłam..