ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Nie chcę też postrzelić żadnego strażnika. Kiedy już zorientują się, kim jestem, wydam im rozkaz, żeby puścili was wolno. Kto wie? Może dopisze mi szczęście. Może Ellimere wcale nie kazała mnie aresztować. - Nie wiem... - zaczęła Lirael z niepokojem. Oczywiście wciąż istniała pewna szansa, że uda im się odpłynąć. Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, ponieważ przerwało jej szczeknięcie psa. - Nie! Na łodzi są przynajmniej trzy albo cztery stworzenia Wolnej Magii! Nie możemy się zatrzymać! - Ja tam nie czuję niczego podejrzanego - powiedział Mogget, wzdrygając się, opryskany wodą przewalającą się przez dziób. - Ale nie mam twojego słynnego nosa. Lecz skoro, jak widzę, pół tuzina łuczników przygotowuje się do strzału, skłonny jestem uwierzyć, że istotnie coś zwęszyłeś. Sam zauważył, że Mogget ma rację. Łódź patrolowa za moment przetnie im drogę, lecz sześciu łuczników już teraz ustawiło się w szyku bojowym na górnym pokładzie, mierząc w ich kierunku. Najwyraźniej mieli zamiar najpierw strzelać, a potem przejść do zadawania pytań. - Czy ci łucznicy to ludzie? - zapytał Sam szybko. Pies wciągnął woń nosem, a potem oznajmił: - Trudno powiedzieć. Myślę, że większość z nich tak. Ale kapitan, ten z piórem w kapeluszu, ma tylko wygląd człowieka. Jest stworzeniem Wolnej Magii zrobionym z ciała dzikiej świni. Nie sposób pomylić tego odoru z innym. - Musimy pokazać łucznikom, do kogo chcą strzelać! - krzyknął Sam. - Powinienem był zabrać tarczę z królewskim herbem albo coś podobnego. Nie odważyliby się wtedy strzelać, nawet gdyby im rozkazano. - Ależ oczywiście! - powiedziała Lirael, uderzając dłonią w czoło. - Masz, trzymaj to! - Co?! - wrzasnął Sam, rzucając się w panice, by chwycić rumpel, który puściła Lirael. - Co mam robić? Nie umiem żeglować! - Bez obaw, łódź popłynie sama - odkrzyknęła Lirael, pełznąc w stronę schowka na przedzie łodzi. Dzieliło ją od niego zaledwie dwanaście stóp, ale trudno było pokonać tę odległość, ponieważ Tropiciel był ostro przechylony na bok, a co kilka jardów unosił się i opadał w fale z pluskiem mrożącym krew w żyłach. - Jesteś pewna? - zakrzyknął znów Sam. Poczuł nacisk rumpla na dłoń i pomyślał, że tylko uchwyt jego zbielałych z wysiłku palców nie pozwala łodzi roztrzaskać się o brzeg. W ramach eksperymentu na sekundę odchylił jeden palec, gotowy w każdej chwili ponownie chwycić ze wszystkich sił za ster. Nic się jednak nie stało. Tropiciel utrzymał kurs, a rumpel prawie nie drgnął. Sam odetchnął z ulgą, ale natychmiast zakrztusił się na widok strzał lecących z łodzi patrolowej prosto w ich stronę. - Ciągle jeszcze za daleko - stwierdził pies, fachowym okiem oceniając trajektorię ich lotu. Rzeczywiście, strzały lądowały w wodzie o dobre pięćdziesiąt jardów od nich. - Ale już niedługo - mruknął Mogget. Podskoczył ponownie w poszukiwaniu bardziej suchego miejsca. Nawet już je znalazł, tuż koło masztu, kiedy wskutek lekkiego drgnienia rumpla - bez pomocy Sama - mała fala zalała tę okolicę i przewróciła kota na grzbiet. - Nienawidzę cię! - wysyczał Mogget w stronę rzeźby na dziobie łodzi, kiedy woda odpłynęła już spod jego łap. - Tamta galera wygląda przynajmniej na suchą. Może jednak pozwolimy się wziąć w niewolę? Jedynego dowodu, że kapitan jest stworzeniem Wolnej Magii, dostarczył nam nos Podłego Psiska. - Mogget, oni do nas strzelają! - powiedział Sam, nie wiedząc, czy kot żartuje, czy mówi poważnie. - Oprócz kapitana w łodzi są jeszcze dwa takie stworzenia - warknął pies, wciąż gorączkowo węsząc w powietrzu. Sam zauważył, że pies rośnie i nabiera groźnego wyglądu. Najwyraźniej przygotowywał się do walki, nie zważając na krzątaninę swojej pani przy dziobie. - Mam! - krzyknęła Lirael w chwili, gdy kolejna seria strzał pomknęła w ich kierunku. Tym razem wpadły do wody najwyżej parę jardów od łodzi. Pewnie udałoby im się dosięgnąć najbliższej. - Co?! - zawołał Sam. Jednocześnie sięgnął do Kodeksu po zaklęcie ochronne, choć wiedział, że będzie mizernym zabezpieczeniem przeciw sześciu łucznikom, zwłaszcza że nie odzyskał jeszcze w pełni sił. Lirael podniosła duży, kwadratowy kawałek czarnej tkaniny i pozwoliła mu załopotać na wietrze, ukazując srebrną gwiazdę połyskującą na samym środku. Wiatr prawie wyrwał tkaninę z jej rąk, ale przycisnęła ją mocno do piersi i zaczęła wspinać się na maszt. - To bandera Tropiciela! - krzyknęła, wyciągając fał, by wyjąć trzpień z klamry i przełożyć go przez otwór we fladze. - Zaraz ją zawieszę! - Nie mamy czasu! - wrzasnął Sam na widok łuczników przygotowujących się do kolejnego strzału. - Po prostu ją trzymaj! Lirael nie zwracała uwagi na jego słowa. Pośpiesznie dopasowała klamry na obu końcach i założyła trzpienie. Samowi wydawało się, że umyślnie się nie spieszy. Już chciał skoczyć w górę i chwycić tę przeklętą flagę, gdy nagle dziewczyna wypuściła banderę z rąk i ściągnęła fał. Dokładnie w tej chwili z lodzi patrolowej wypuszczono w ich stronę kolejne pięć strzał. Pierwszy zareagował na to Tropiciel, manewrując rumplem tak, by ustawić dziób pod wiatr