Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Oczekiwanie przedłużało się i Dunworthy wypił kolejną filiżankę herbaty, Montoya natomiast dodzwoniła się do Ministerstwa Zdrowia próbując przekonać kolejnych urzędników, żeby pozwolili jej wrócić do wykopalisk położonych poza obszarem objętym kwarantanną. Sanitariuszka ponownie zapadła w drzemkę. W pewnej chwili otworzyły się drzwi i w pokoju pojawił się najpierw szpitalny wózek zastawiony naczyniami, potem zaś pchająca go pielęgniarka. - Greet chere mada our hoste us evenchon. And to the soper sette us anon - odezwał się Latimer. Była to jedyna uwaga, jaka padła z jego ust tego popołudnia. W trakcie posiłku Gilchrist opowiadał Latimerowi o swoich planach wysłania Kivrin w nieco późniejsze czasy, tuż po przejściu Czarnej Śmierci. - Według powszechnie akceptowanych teorii, zaraza niemal całkowicie zniszczyła strukturę średniowiecznego społeczeństwa - mówił, krojąc befsztyk. - Jednak z moich badań wynika, iż odegrała ona raczej rolę oczyszczającą niż destrukcyjną. Zależy z czyjego punktu widzenia, pomyślał Dunworthy, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego wciąż nic się nie dzieje. Ciekawe, czy naprawdę badają naszą krew, czy tylko czekają, aż któreś z nas runie na podłogę, przy okazji wywracając wózek z kolacją, przemknęła mu przez głowę niewesoła myśl. Wtedy wiedzieliby dokładnie, jaki jest okres inkubacji. Gilchrist ponownie zadzwonił do New College i poprosił o połączenie z sekretarką Basingamea. - Nie ma jej tam - poinformował go Dunworthy. - Wyjechała na Święta do córki w Devonshire. Gilchrist puścił jego słowa mimo uszu. - Tak, koniecznie muszę przekazać jej wiadomość. Poszukuję pana Basingamea. Sprawa jest bardzo poważna. Właśnie wysłaliśmy historyka do XIV wieku, ale okazało się, że ci z Balliol dali nam chorego technika, w związku z czym dziewczyna - bo to jest dziewczyna - zaraziła się jakąś chorobą. - Odłożył słuchawkę, po czym dodał: - Jeśli okaże się, że pan Chaudhuri nie był zaszczepiony, dopilnuję, aby pan, panie Dunworthy, poniósł za to osobistą odpowiedzialność. - We wrześniu poddał się obowiązkowym szczepieniom okresowym. - Ma pan na to jakiś dowód? - Czy on też przeszedł? - spytała sanitariuszka. Wszyscy, nie wyłączając Latimera, spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Byli przekonani, że wciąż drzemie, ponieważ siedziała w fotelu z opuszczoną głową, przyciskając oburącz do piersi formularze z nazwiskami. - Powiedział pan, że wysłaliście kogoś w średniowiecze - wyjaśniła cierpliwym tonem. - Czy on też się tam przedostał? - Obawiam się, że... - zaczął Gilchrist, ale kobieta nie pozwoliła mu dokończyć. - Chodzi mi o wirusa. Czy mógł przedostać się w przeszłość? Gilchrist spojrzał z niepokojem na Dunworthyego. - To chyba niemożliwe, prawda? - Zgadza się - potwierdził Dunworthy. Nie ulegało wątpliwości, iż Gilchrist nie ma bladego pojęcia ani o paradoksach, ani o teorii napiętej struny. Kto jak kto, ale on z pewnością nie dysponował wystarczającą wiedzą, by zastępować dziekana. Nie znał nawet podstawowych zasad działania sieci, dzięki której udało mu się wysłać Kivrin w odległą przeszłość. - Sieć zamknęłaby się natychmiast, gdyby tylko trafił do niej groźny wirus. - Doktor Ahrens wspomniała, że ten Hindus jest na razie jedynym przypadkiem, a pan powiedział - sanitariuszka wskazała na Dunworthyego - że odbył w terminie wszystkie obowiązkowe szczepienia. Z tego wynika, że nie mógł zarazić się żadną ze znanych chorób, bo na wszystkie był uodporniony. Z tego co wiem, w średniowieczu aż roiło się od różnych chorób, zgadza się? Ospa, dżuma, i takie inne... - Pragnę panią zapewnić, iż sekcja średniowiecza podjęła wszelkie niezbędne kroki, aby... - Nie ma możliwości, aby wirus przedostał się przez sieć - przerwał Gilchristowi Dunworthy. - Po prostu nie ma, i już. Na coś takiego nie pozwoliłoby kontinuum czasoprzestrzenne. Jednak sanitariuszka nie dawała za wygraną. - Ale przecież wysyłacie w przeszłość ludzi, a wirus jest znacznie mniejszy od człowieka. Po raz ostatni słyszał ten argument wiele lat temu, kiedy tylko nieliczni dokładnie znali teorię wyjaśniającą działanie sieci. - Jeśli chodzi o nas, to przedsięwzięliśmy wszystkie środki ostrożności - wtrącił się Gilchrist. - Przez sieć nie przedostanie się nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpłynąć na bieg historii - oświadczył Dunworthy, spoglądając na niego z wściekłością. Gadanina o środkach ostrożności sugerowała istnienie niebezpieczeństwa, przed którym należało się uchronić. - Nigdy nie zdarzyło się, by sieć przesłała w przeszłość promieniowanie, bakterie albo toksyny, choćby w minimalnych ilościach. Jeśli coś takiego znajdzie się w zasięgu jej działania, sieć po prostu nie otworzy się, i tyle. Mimo wszystko sanitariuszka nie sprawiała wrażenia przekonanej. - Zapewniam panią... - zaczął Gilchrist po raz trzeci, lecz na szczęście właśnie w tej chwili otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Mary z naręczem różnobarwnych kartek. Gilchrist natychmiast zerwał się z miejsca. - Doktor Ahrens, czy istnieje możliwość, żeby choroba, na którą zapadł pan Chaudhuri, przedostała się przez sieć? - Oczywiście, że nie - odparła wzruszając ramionami, jakby zdziwiło ją, że ktoś mógł wpaść na równie niedorzeczny pomysł. - Po pierwsze, choroby nie rozprzestrzeniają się za pośrednictwem sieci, ponieważ doprowadziłoby to do powstania wielu paradoksów. Po drugie, nawet gdyby wirus dotarł do nas ze średniowiecza, co jest całkowicie niemożliwe, jego okres inkubacji musiałby wynosić niespełna godzinę, co również jest niemożliwe. Jednak nawet gdyby tak właśnie było, zachorowałby nie tylko Badri, ale i my wszyscy, ponieważ - zerknęła na zegarek - minęło już wystarczająco wiele czasu, aby rozwinęły się pełne objawy choroby. Zaczęła zbierać listy z nazwiskami osób, z którymi kontaktowali się w ostatnim czasie. - Jako pełniący obowiązki dziekana Wydziału Historycznego mam mnóstwo ważnych obowiązków - oświadczył Gilchrist zirytowanym tonem. - Jak długo jeszcze zamierza pani nas tu trzymać? - Tylko tyle, żeby zebrać formularze i rozdać instrukcje - odparła. - Przypuszczalnie około pięciu minut. Zabrała Latimerowi jego formularz. Widząc to, Montoya pochyliła się nad swoim i zaczęła w pośpiechu wypełniać rubryki. - Pięć minut? - zdziwiła się sanitariuszka