Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!
149 — Zakładaj±c jednak, że któremu¶ udałoby się wydostać... — nie ustępował Gennaro. Arnold parskn±ł ze zniecierpliwieniem i zdusił niedopałek papierosa. — Naturalnie, mówimy o czysto hipotetycznej sytuacji — dodał szybko Gennaro. — Co by się wtedy stało? Muldoon odchrz±kn±ł, po czym po raz pierwszy zabrał głos: — Sprowadziliby¶my je z powrotem. Mamy swoje sposoby: ogłu-szacze, sieci, ¶rodki usypiaj±ce. Wszystkie zupełnie nieszkodliwe, bo jak powiedział pan Arnold, to s± bardzo drogie zwierzęta. Gennaro skin±ł głow±. — A gdyby które¶ zdołało uciec z wyspy? — Zdechłoby w ci±gu niespełna dwunastu godzin. Te zwierzęta zostały starannie zaprogramowane. Nie mogłyby żyć na wolno¶ci. — Jak przedstawia się sprawa z samym systemem kontrolnym? — zapytał Gennaro. — Czy nie istnieje niebezpieczeństwo ingerencji z zewn±trz? Arnold potrz±sn±ł głow±. — System został odpowiednio zabezpieczony. Komputer jest całkowicie niezależny od ¶wiata zewnętrznego: ma nie tylko własne zasilanie główne, ale i awaryjne. System nie ma żadnych poł±czeń zewnętrznych, więc nie można się do niego dobrać poprzez modem. — Umilkł na chwilę, wydmuchn±ł kł±b papierosowego dymu, po czym dodał: — To dobry system. To cholernie dobry system. — W takim razie należy przypuszczać, że nie macie tu najmniejszych problemów — zauważył Malcolm. Główny inżynier uniósł brwi. — Mamy nie kończ±ce się problemy, ale żaden z nich nie dotyczy spraw, które was niepokoj± •— powiedział. — Odniosłem wrażenie, iż najbardziej obawiacie się tego, że zwierzęta przedostan± się w jaki¶ sposób na kontynent i narobi± tam bigosu. Otóż my zupełnie się tym nie przejmujemy. Traktujemy je jako szalenie delikatne i wrażliwe stworzenia, przywrócone do życia po sze¶ćdziesięciu pięciu milionach lat w ¶wiecie, który ogromnie różni się od tego, jaki opu¶ciły i do jakiego były przyzwyczajone. Staramy się otoczyć je jak najbardziej troskliw± opiek±. Ludzie od setek lat trzymaj± w ogrodach zoologicznych zarówno ssaki, jak i gady. Wiemy, jak należy troszczyć się o słonia albo krokodyla. Tak się jednak składa, że nikt do tej pory nie trzymał w zoo dinozaura. To zupełnie nowe zwierzęta, które mało znamy. Najwięcej problemów sprawiaj± nam ich choroby. Gennaro podskoczył jak dĽgnięty nożem. 150 — Choroby? Czyżby istniało niebezpieczeństwo zarażenia zwiedzaj±cych? Arnold ponownie parskn±ł ze zniecierpliwieniem. — Panie Gennaro, czy kiedykolwiek złapał pan przeziębienie od aligatora? Dyrektorzy ogrodów zoologicznych nie bior± pod uwagę takiej ewentualno¶ci, więc my też nie musimy tego robić. Przejmujemy się natomiast tym, że zwierzęta umieraj± na różne choroby albo zarażaj± innych mieszkańców Parku. Chciałby pan zobaczyć kartę zdrowia tyranozaura? ¦wiadectwa szczepień? Weterynarzy czyszcz±cych mu zęby, żeby nie dostał próchnicy? — Może nie teraz — odparł Gennaro. — Będziecie tu urz±dzali przejażdżki dla turystów, jak w lunaparku? — To jest ogród zoologiczny, proszę pana. Wytyczyli¶my trasy, którymi będzie odbywało się zwiedzanie jego poszczególnych czę¶ci. Objazd takiej trasy nazywamy przejażdżk±, i to wszystko. Grant zmarszczył brwi. Ponownie poczuł trudny do wytłumaczenia niepokój. Nie spodobał mu się pomysł wykorzystywania dinozaurów jako atrakcji w lunaparku. Tymczasem Malcolm zadawał pytania. — Czy z tego pomieszczenia można kierować całym Parkiem? — Owszem — odparł Arnold. — Je¶li zachodzi taka konieczno¶ć, mogę to robić nawet zupełnie sam, tyle tu automatyki. Przez 48 godzin komputer potrafi samodzielnie ¶ledzić ruchy zwierz±t, sterować ich karmieniem i podawaniem wody. — Ten system stworzył pan Nedry, prawda? Dennis Nedry siedział przy terminalu w najdalszym k±cie pokoju, zajadał czekoladowy baton i stukał w klawiaturę. — -Zgadza się — powiedział, nie odrywaj±c wzroku od ekranu monitora. — To wspaniały system — stwierdził z dum± Arnold. — Zgadza się — powtórzył obojętnie Nedry. — Trzeba tylko naprawić parę drobnych błędów. — Chyba za chwilę rozpocznie się zwiedzanie samego Parku, więc jeżeli nie macie więcej pytań... — Jeszcze tylko jedno — przerwał Arnoldowi Malcolm. — Pokazał nam pan. że może ¶ledzić poruszenia procompsognatów oraz obejrzeć każdego z nich na ekranie