They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Jako osoba kolorowa zostanie pan pozbawiony praw wyborczych, co więcej, będzie pan musiał podporz±dkować się przepisom prawnym i po­lityce nazywanej apartheidem, która — łagodnie mówi±c — ogranicza wie­le praw, uważanych tu, w Londynie, za co¶ normalnego. — Tak, wiem, co to jest apartheid — o¶wiadczył Ben. — Więc dlaczego chce pan zrezygnować ze wszystkiego, co ma tutaj, i pragnie powrócić do kraju, w którym będzie traktowany jak obywatel dru­giej kategorii i gdzie perspektywy awansu ograniczy kolor pańskiej skóry? — Jestem Afrykaninem, doktor Courtney. Chcę wrócić do domu. My­¶lę, że mogę przysłużyć się mojemu krajowi i mojemu narodowi. Uważam, że będę mógł porz±dnie żyć w kraju, w którym się urodziłem. Przygl±dali się sobie przez dług± chwilę, aż w końcu Isabella powiedzia­ła łagodnie: — Nie znajduję niczego złego w tych sentymentach, panie Africa. Dzię­kuję za przybycie na tę rozmowę. Mamy pana adres i numer telefonu. Skon­taktujemy się, gdy zostan± podjęte decyzje. Kiedy Ben wyszedł, oboje milczeli przez chwilę. Isabella wstała i po­deszła do okna. Spogl±daj±c w dół na plac zobaczyła, jak Benjamin wy­szedł z budynku głównym wej¶ciem. Zapinaj±c płaszcz spojrzał do góry i dostrzegł j± w oknie na drugim piętrze. Podniósł jedn± rękę w ge¶cie po­żegnania, po czym ruszył ku Pont Street i skręcił za róg. — Cóż — powiedział David Meekin — tego możemy wykre¶lić z listy. — Z jakiego powodu? — zapytała Isabella. Meekin był zaskoczony. My¶lał, że ona zgodzi się bez sprzeciwu. — Kwalifikacje, do¶wiadczenie... — Kolor skóry? — zasugerowała. — To również — kiwn±ł głow±. — W Capricornie mógłby obj±ć stano­wisko, na którym wydawałby polecenia białym pracownikom. Może byłby zwierzchnikiem białych kobiet. Pojawiłyby się problemy. — W innych firmach należ±cych do naszej rodziny jest przynajmniej tuzin kolorowych dyrektorów — zauważyła Isabella. — Tak, wiem o tym — zgodził się Meekin pospiesznie — ale s± szefa­mi Murzynów, nie białych. 373 — Mój ojciec i mój brat bardzo chętnie promuj± Murzynów i Kolore-dów na kierownicze stanowiska. Szczególnie mój brat uważa, że jedynie zapewnienie dobrobytu i możliwo¶ci sprawowania odpowiedzialnych funk­cji dla wszystkich grup naszego społeczeństwa jest recept± na długofalowy pokój i harmonię w naszym kraju. — Zgadzam się z tym w stu procentach. — Uważam, że pan Africa to niezwykły człowiek. Zgadzam się, jest dosyć młody i brakuje mu do¶wiadczenia, aby obj±ć które¶ z wysokich sta­nowisk, ale... Meekin natychmiast zmienił taktykę. ^_/--"~ — Proponuję wpisać go na listę kandydatów na asystenta technicznego dyrektora. — Popieram tę propozycję z całego serca. Isabella obdarzyła go swym najsłodszym u¶miechem, któremu najtru­dniej było się oprzeć. Nie pomyliła się w swojej ocenie. David Meekin ba­rdzo ¶ci¶le trzymał się pewnych zas'ad, ale nie znaczyło to, że nie można czego¶ u niego wynegocjować. Wywiad z ostatnim kandydatem zakończyli o czwartej po południu. Gdy tylko Meekin udał się do hotelu „Berkeley", Isabella zatelefonowała do mat­ki. — Hotel „Lord Kitchener", dzień dobry — poznała jej głos. — Cze¶ć, Taro. Mówi Isabella — i dodała dla podkre¶lenia: — Isabella Courtney, twoja córka. — Bellu, moje dziecko. Tyle czasu. To już chyba osiem lat. My¶lałam, że zapomniała¶ o swojej starej mamie. Zawsze sprawiała, że Isabella czuła się winna i teraz także wymy¶liła sobie niezdarn± wymówkę. — Przepraszam, Taro. Życie płynie tak szybko. Jako¶ nie mam na nic czasu... — Tak, Mickey mówi mi o twoich sukcesach. Jeste¶ teraz pani± doktor Courtney i senatorem — potok słów Tary płyn±ł bez przerwy. — Bellu, jak możesz wi±zać się z t± band± rasistowskich bigotów, którzy nazywaj± sie­bie Parti± Narodow±? W cywilizowanym społeczeństwie JohnYorster już dawno zostałby zesłany na galery. — Taro, czy jest tam Ben? — przerwała jej Isabella. — Wiedziałam, że to, iż moja córka chce ze mn± porozmawiać, jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe — w jej głosie było słychać cierpienie, które musiała znosić od dawna. — Zawołam go. 374 — Halo, Bellu — odezwał się niemal natychmiast. — Musimy porozmawiać — powiedziała. — Gdzie? — zapytał. — Hatchards. — Księgarnia na Picadilly? OK. Kiedy? — Jutro o dziesi±tej rano. Ben był w dziale afrykańskiej literatury pięknej, kartkował powie¶ć Nadi-ne Gordimer. Stanęła obok niego i wyjęła z półki jak±¶ ksi±żkę na chybił trafił. — Ben, nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. — Złożyłem podanie o pracę, Bellu. Po prostu — u¶miechn±ł się. — I nie chcę rozumieć — dodała szybko. — Tylko powiedz mi, czy naprawdę masz autentyczne dokumenty na nazwisko Africa? — Tara zgłosiła moje urodziny podaj±c nazwisko pewnej pary Kolore-dów, jej przyjaciół. Nigdy nie wyszła za mojego ojca. Oczywi¶cie, ich zwi±­zek był nielegalny. Mogła zostać aresztowana za to, że kochała Mosesa Gamę i za to, że mnie urodziła. — Jego ton był beztroski, a na ustach poja­wił się nawet u¶miech