Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
- Wiesz, że cię kocham, mówiłem ci to już? - Tak mi się zdaje - roześmiała się. - A ja nie dość, że cię kocham, to cię jeszcze bardzo lubię. Więc dlaczego nie potrafię być z nim do końca szczera" - pomyślała, odkładając telefon. Powinna mu powiedzieć, że tam jedzie. To byłoby uczciwe i wobec niego, i wobec samej siebie. Ale jak by zareagował? Nie pozwoliłby jej pojechać, bojąc się, że coś jej się stanie. Nie zrozumiałby jej argumentów, bo -jak powiedziała Maria - miłość jest ślepa i głucha. Najważniejszą sprawą dla Andrew było teraz bezpieczeństwo Elizabeth i bezpieczeństwo ich dziecka, a to, co chciała jutro zrobić, bezpieczne w żadnym razie nie było. Ale nie było też tak niebezpieczne, jak to przedstawiała Maria i jakby sobie Andrew wyobrażał. Miała swój dług do spłacenia, gdyby teraz tego zaniechała, ten dług ciążyłby na niej do końca życia. Rozłożyła mapę samochodową Ukrainy i jeszcze raz przestudiowała jutrzejszą trasę. Te nic niemówiące 222 nazwy miejscowości za kilkanaście godzin się zmaterializują, staną się rzeczywistością. Jaka to będzie rzeczywistość, okaże się wkrótce. Byłoby dobrze, gdyby udało jej się przebyć połowę drogi i zatrzymać w Humaniu. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, powinna zrealizować ten plan. Najchętniej wyjechałaby bardzo wcześnie, jak tylko zrobi się widno, ale wzbudziłoby to podejrzenia pani Niny. Będzie musiała doczekać do śniadania. A teraz powinna zasnąć, aby jutro być w miarę wypoczęta. Miała za sobą już dwie nieprzespane noce. Szkoda, że nie wzięła z domu proszków nasennych. Pozostawiła je w szufladce nocnej szafki, bo odkąd zaszła w ciążę, nie miała najmniejszych problemów z zasypianiem. Mogła spać wszędzie i o każdej porze. Ale teraz odczuwała ogromne napięcie i niepewność. Jechać? Nie jechać? To były rozterki szarpiące nerwy. Czuła, że ta podróż zmieni jej życie, bez względu na to, jak się zakończy. Jeżeli teraz tam nie pojedzie, już zawsze będzie sobie wyrzucała, że straciła ostatnią szansę odnalezienia Jeffa. Musi sprawdzić, czy on tam jest. Nie ma innego wyjścia. Zgasiła światło, usiłując nie myśleć o niczym. Ale sen nie nadchodził. A jednak zasnęła i, co gorsza, obudziła się bardzo późno, wskazówki zegarka wskazywały jedenastą. Miała nadzieję, że to jej zegarek źle chodzi niestety, zegar na dole w holu wskazywał tę samą godzinę. Śniadanie jadła w pośpiechu, niemal się krztusząc. Kawa była gorąca, więc kiedy pani Sanicka się odwróciła, 223 wylała ją do zlewu. Matka Andrew z pewnym zdziwieniem patrzyła na jej ubiór: wełniany golf, spodnie i sportowe buty na grubej podeszwie. Wszystko to kupiła tutaj, we Lwowie, przy okazji kompletowania ubranek dla córeczki. Kiedy wkładała nieprzemakalną kurtkę z podpinką, pani Nina spytała: - Wybieracie się z Marią na jakąś wycieczkę? - Nie... to znaczy być może... A poza tym dobrze się czuję w takim sportowym ubraniu - odpowiedziała, uciekając wzrokiem w bok. W garażu zawahała się, czy nie zdjąć wstążeczki, którą zawiązała na antenie nissana; tam, dokąd się wybierała, nie byłoby to dobrze przyjęte. Po namyśle postanowiła jednak nie zdejmować symbolu pomarańczowej rewolucji, bo mogłoby to przynieść pecha jej Liderowi. Oczywiście przeceniała swój wpływ na tok vydarzeń, ale lepiej nie kusić złego. Zajęła miejsce za kierownicą, potem wzięła głęboki oddech i przekręciła kluczyk w stacyjce. Silnik zaczął miarowo pracować, Od razu dało się wyczuć jego niezwykłą moc, jakby te wszystkie konie pod maską z niecierpliwością gotowały się do biegu. Niestety, trochę błądziła, zanim udało jej się trafić na wyjazd z miasta drogą prowadzącą przez Tarnopol, Winnicę, Humań do dalekiego celu. Kiedy już się na niej znalazła, ogarnął ją niezwykły spokój, jakby nie było tych wahań, wątpliwości, rozpaczliwych myśli. Nagle wszystko wróciło na swoje miejsce. Oto jedzie spłacić dług wobec dawnego życia i wobec człowieka, który jej w tym życiu towarzyszył. 224 Mimo że był spory mróz i koła wpadały w zamarznięte koleiny, prowadziło jej się całkiem dobrze. Zaplanowała sobie, że zatrzyma się na nocleg dopiero w Humaniu, który na mapie wyglądał na całkiem spore miasto. Przypomniała jej się wycieczka z Jeffem, wiele lat temu, w Alpach. Mieli podobny samochód terenowy, ona prowadziła, bo jej mąż doznał na nartach kontuzji kolana. Nie mógł już szaleć na stoku i w związku z tym zwiedzali okolice. W pewnej chwili droga zaczęła się zwężać i Elizabeth z przerażeniem stwierdziła, że jadą nad przepaścią. Nie było szans, żeby zawrócić, można było tylko jechać przed siebie, ale ona nie miała na to najmniejszej ochoty. Wystarczył jeden nieostrożny ruch kierownicą, aby znaleźć się tam, na dole. Zatrzymała samochód. - Nie jadę dalej - powiedziała. - Musisz, Elizabeth - odparł Jeff. - Ja ci nie pomogę, jestem kompletnym kaleką. - To był twój pomysł z tą wycieczką! - wybuch-nęła. - Mogłeś sprawdzić dokładniej mapę. - Sprawdziłem, to nie jest ślepa droga. - Ale może się dla nas okazać ostatnia! - Przekonamy się? - spytał z rozbrajającym uśmiechem. I ona się roześmiała. - Jeff, ty draniu, masz wyjątkowy talent do sprowadzania mnie na manowce! - Ale zawsze wracamy, i to oboje. Czy tym razem też wrócimy oboje?" - pomyślała z nagłym bólem. 225 Nie sprawdził się pierwszy punkt czarnego scenariusza Marii, droga była całkiem przyzwoita, dość szeroka, tyle że nieodśnieżona, ale to dla terenówki niewielka przeszkoda. Pewien dyskomfort odczuwała tylko w czasie mijania samochodów jadących z naprzeciwka. Kierowcy pędzili na złamanie karku, wcale im nie przeszkadzało, że rzuca nimi od jednego krańca drogi do drugiego, i bała się, że któryś z nich po prostują staranuje. Jakże inaczej wyglądała ich podróż z Andrew po Włoszech. Nie musieli się nigdzie śpieszyć, więc często robili przystanki po drodze. Zwiedzali zabytki, odpoczywali pod parasolami w ogródkach kafejek; kawa w małych filiżankach była mocna i aromatyczna. Niemal poczuła ten zapach... Jak daleko była od tamtych miejsc, od tamtego słońca i ciepłego wiatru. Zewsząd otaczał ją teraz zamarznięty świat, ale znalazła się tu na własne życzenie, nikt jej nie kazał wyruszać w tę podróż. Andrew i Jeff. Jakże inni byli ci dwaj mężczyźni, którzy ją kochali. Inaczej ją traktowali, innych też używali słów, mówiąc o swojej miłości. Jeff, kiedy prosił ją o rękę, zrobił tę swoją lekko ironiczną minę i wypalił: Nie nadaję się na męża ani trochę, ale bardzo chcę, abyś została moją żoną". A jak wyglądały oświadczyny Andrew? Nie mogła pamiętać, bo Andrew nigdy jej się nie oświadczył. Nie mógł, gdyż formalnie nadal była żoną Jeffa. Ale czy tylko formalnie? Czy naprawdę nie uważała się już za jego żonę? To trudne pytanie..