ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

– Wystarczy zadzwonić. To i tak bez znaczenia. – Fakt. Wspomniałem z kimś z rządu. Jak myślisz, kogo wybiorą? – Ministra sprawiedliwości? – Otóż to. Mojego pana i władcę, który twoim zdaniem jest zwykłą, starą babą… A starsze panie lubią towarzystwo… Kto według ciebie wyląduje w roli jego opiekunki? – Wydaje mi się, że pan byłby najlepszy do tej roli. Proszę nie zapomnieć dużego parasola, tak byście zmieścili się pod nim we dwóch. – Lunął deszcz i to tak entuzjastycznie, że wycieraczki volkswagena stały się kompletnie bezużyteczne. – Niech pan weźmie również pod uwagę to, że znajdzie się pan na posiedzeniu, którego wynik może stanowić punkt zwrotny w historii Holandii. – Wolałbym siedzieć w swoim własnym, wygodnym fotelu przy kominku – uśmiechnął się de Graaf zapalając cygaro co natychmiast spowodowało gwałtowne zmniejszenie i tak już ograniczonej widoczności. – Gdziekolwiek bym się nie znalazł to i tak będę w lepszej sytuacji niż ty. Nie sądzę, by w pałacowych piwnicach znajdowały się jakiekolwiek fotele. To wszystko mi się nie podoba, Peter. Zbyt wiele tu wątpliwości i znaków zapytania? – Przyznaję, że nie palę się do tej roboty. Ale to nasza jedyna szansa. Jest jeszcze coś, co mi się nie podoba, dlatego sprawiło mi ulgę, że pański przyjaciel zajął się moimi bliznami. Bardzo możliwe, że mają wobec mnie podejrzenia, z którymi się jak dotąd nie ujawnili. – Skąd ci to teraz przyszło do głowy? – Uwaga jednego z tych gentlemanów – profesora Spana. Powiedział, że pochodzi z Utrechtu i jest przekonany, że i bracia Agnelli są stamtąd. – No i? – Być może zapomniał pan o tym, ale Vasco – sierżant Westenbrink, również pochodzi z Utrechtu. – Niech to diabli – mruknął de Graaf pojmując implikację. – Niech to wszyscy diabli. – Rzeczywiście. Policjanci i złodzieje przeważnie się znają. Przydadzą się nam dwie informacje. Vasco spędził w Utrechcie dużo czasu, działając w podobnych warunkach jak na terenie Krakerów. To mało prawdopodobne, aby zdołali go rozpoznać. – Mało prawdopodobne to łagodne określenie tego cudu, że jeszcze żyjesz. – Wiem, co mi grozi, umiem przewidzieć najgorsze i można to nazwać skalkulowanym ryzykiem: wiem, na co mogę sobie pozwolić. Obecnie mam nawet spore szanse na sukces. – Samochód zatrzymał się przed domem de Graafa. – Cieszę się, że nie jestem hazardzistą. – De Graaf spojrzał na zegarek – Szósta siedemnaście. Jeśli będę chciał się z tobą skontaktować przez najbliższą godzinę to zastanę cię zapewne w „Trianon”? – Tylko przez następnych czterdzieści – czterdzieści pięć minut. Potem wybieram się do „La Caracha”. – Niech cię diabli! Do „La Caracha”! Myślałem, że chcesz przejrzeć plany tego detonatora? – To niepotrzebne. Wiem, jak się obsługuje zdalnie sterowane zapalniki. Trudności, jakie im przedstawiłem, miały osiągnąć dwa cele i oba osiągnąłem. Po pierwsze: przekonałem ich, że nie mają do czynienia z amatorem; po drugie: przekonałem się, że nie mają zielonego pojęcia o pirotechnice. Ta grupa jest świetnie zorganizowana we wszystkim, poza jednym: nie mają pirotechnika, co jest raczej dziwne. Oto jeden z powodów, dla których powiedziałem, że moje szanse rosną. Myślę, że oni mnie naprawdę potrzebują i dla własnego dobra mogą uznać wątpliwości za przemawiające za moją korzyść. Jednak powodem mojego optymizmu jest w gruncie rzeczy „La Caracha”. Jeśli pan pamięta, prosiłem Vasco o spotkanie w mieszkaniu Julie. Zmieniłem zdanie w tej sprawie: uznałem, że lepiej będzie, gdy i on, i ja, w tym przebraniu Daniłowa, będziemy trzymać się z dala od mieszkania Julie. Dlatego spotkamy się w „La Caracha”. Zadzwoniłem również do George’a pytając go, czy nie zechciałby pomóc mi w rozwiązaniu pewnego problemu. Zgodził się niemal natychmiast. Wygląda na to, że mój plan bardzo mu się spodobał. Oczywiście, że nie współpracuję z nim w pańskim imieniu; uznałem, że lepiej byłoby, gdyby oficjalnie pan nie wiedział o wszystkim co robię. – Rozumiem. Miałeś rację. Czasami zastanawiam się, Peter, o ilu jeszcze rzeczach mi nie powiedziałeś oficjalnie i nieoficjalnie, ale teraz nie czas na żale. To znaczy, że ty nie masz teraz na to czasu. Czy obecność tej pary zdoła w jakichś sposób zagwarantować twoją egzystencję na tym świecie? – Obaj będą na mnie uważać