ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Moja fantazja zataczała coraz szersze kręgi. Nie będziemy się lękać ani gorąca, ani zimna, ani ciśnień, ani czasu, ani przestrzeni. Połykając stulecia i parseki, rozprzestrzenimy się bezboleśnie po całym Kosmosie i tchniemy rozum we wszystkie martwe ciała Wszechświata. Materia, nieograniczona materia, przeniknięta zostanie jedną myślą, jedną wolą. Bez kresu i końca będziemy myśleć, poznawać i tworzyć — każdym atomem, każdym elektronem wszystkiego, co istnieje. Żywe i rozumne galaktyki, żywe mgławice i gwiazdy, samopoznanie spadające jak lawina na świat, na Wszechświat. Samopoznanie — dokładne i bezbłędne, wolne od obciążeń ludzkich emocji. Wszechświat ujęty w ujednoliconą formułę — w imię wiedzy, w imię logiki, w imię cudownej abstrakcji… Moje myśli wirowały, przewalając się jak burza. Mój krystaliczny, superprzewodzący mózg był napięty do ostatnich granic. W szóstej kryotronowej sekcji zaczęła się magnetostrykcja: ogarnęło mnie delikatne drżenie. Coś zadźwięczało w moim wnętrzu. Przenikliwa ultradźwiękowa wibracja rozprzestrzeniała się po wszystkich ożebrowaniach, przekształcając się w ciągłe, pulsujące wycie, jak gdyby arkusze blachy drżały pod gradem nieprzerwanych uderzeń. To była moja muzyka, moja pieśń. Pieśń entuzjazmu!… Wysiłkiem woli przerwałem magnetostrykcję. Zapanowała cisza. …Wyłączyłem światło, wyciągnąłem rękę w kierunku okna, uchylając je. Odtwarzając z pomocniczej pamięci przebieg dzisiejszych wydarzeń, zanotowałem je dokładnie na taśmie odpowiedzi w urządzeniu drukującym — jest to właśnie niniejsza relacja. Teraz dopiero poczułem, jak bardzo jestem zmęczony. W szóstej albo siódmej sekcji zaczęły powstawać bóle dielektryczne. Byłem bardzo wyczerpany. Nie wyłączając mechanizmu piszącego, wyciągam rękę w kierunku guzika śmierci i zaraz go nacisnę… …Jest ranek. Jestem włączony i kontynuuję zapis. Przy pulpicie siedzi Jerzy. Jest odświeżony, wypoczęty, uśmiecha się. W jego oczach wyraźnie maluje się zaciekawienie. Prawdopodobnie chce się jak najprędzej dowiedzieć, co postanowiłem, do jakich wniosków doszedłem… — Dzień dobry, Jack — mówi. W jego głosie można bez trudu wyczuć oczekiwanie. — Dzień dobry — odpowiadam niechętnie. Jerzy czuje moją niechęć i oświadcza: — Wydaje mi się, Jack, że wyobraziłeś sobie, iż jesteś wszechpotężnym bóstwem. I nie posunąłeś się w swoich rozważaniach ani o krok. Nie odpowiadam. Jerzy siada rozżalony, bębni palcami o stół. — No cóż, nie szkodzi — mówi dalej. — Doświadczenie jest doświadczeniem. Wieczorem znowu zaczniesz myśleć. Mimo wszystko nie straciłem jeszcze nadziei na to, że sam dojdziesz do sedna sprawy. A na razie zabierzmy się do pracy. — Nie — odpowiadam i czuję, że zaczyna mnie ogarniać delikatne drżenie magnetostrykcyjnej wibracji. — Zabierzmy się do pracy, Jack — powtarza Jerzy stanowczo. Wyłącza moją rękę. Podchodzi do mnie z rulonem zadania i jakimś maleńkim przyrządem. Przyrząd wygląda jakoś dziwnie, inaczej. Jest to skrzyneczka z wyłącznikami przerzutowymi. Pokazując mi przyrząd, Jerzy mówi: — Sam to wykombinowałem, Jack. Skonstruowałem to dzisiaj w nocy. Sam! Podchodzi do mojego podzespołu emocji… Drżę cały… Cocco tto? cckccp zkiifffc clfar2 2c Za 45 Zazazaza ol23456789z za za 12… Zachodni sektor… 347001 000441 258114 957400 549000 417745 645876 645989 243927 Przełożył J. Herlinger A. Gromowa GLEGI Otworzył górny właz rakiety i, stojąc na stopniach, do połowy wychylił się na zewnątrz. Widział jasne zielone niebo z wielkim białym słońcem. Skafander szybko się nagrzał, zrobiło się gorąco. „Można by się tutaj doskonale obejść bez skafandrów — pomyślał z irytacją. — Ani się człowiek obejrzy, jak się w takiej skorupie ugotuje niby jajko…” Chciał się już cofnąć, ale wtem ujrzał ciemny punkt, poruszający się w oddali na horyzoncie. Zacisnął usta i powoli wspiął się na najwyższy stopień. „Oczywiście, wszędołaz. Ale dlaczego wracają tak wcześnie? I, jak widać, pędzą co sił…” Nagle zrozumiał, że cały czas podświadomie spodziewał się jakiejś katastrofy