Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Pozostali Amerykanie zaczęli wspinać się za nim. Molly, podjąwszy nagle decyzję, wskoczyła na siodło i popędziła konia przez wrzosowisko, skręcając w las za plebanią. W kościele było bardzo zimno. Panujący mrok rozjaśniały tylko płomyki świec i czerwona lampka sanktuarium. Zostało ich ośmiu: oprócz Devlina, Steiner i Ritter, Werner Briegel, Altmann, Jansen, kapral Becker oraz Preston. Był tam również, o czym żaden z nich nie wiedział, Arthur Seymour, który - pozostawiony własnemu losowi przez umykających z kościoła ludzi - leżał nadal ze związanymi rękami i nogami obok Sturma w mrocznej kaplicy Najświętszej Marii Panny. Udało mu się oprzeć plecami o ścianę, a teraz próbował uwolnić przeguby rąk, wbijając dziwny, pełen wściekłości wzrok w Prestona. Steiner sprawdził drzwi na wieżę i do zakrystii. Wyglądały na zamknięte. Potem zajrzał za zasłonę u stóp wieży. Liny dzwonów nie używanych od 1939 roku, biegły w górę do otworów położonej na wysokości trzydziestu stóp drewnianej podłodze. Steiner zawrócił i podszedł do swoich ludzi. - No cóż, mogę wam tylko zaproponować dalszą walkę. - To absurd! - odezwał się Preston. - Jak możemy walczyć? Oni mają ludzi i sprzęt. Kiedy zaczną na dobre, nie utrzymamy się tutaj nawet przez dziesięć minut. - To całkiem proste - stwierdził Steiner. - NIe mamy wyboru. Jak słyszeliście, zgodnie z Konwencją Genewską naraziliśmy się na poważne ryzyko nosząc brytyjskie mundury. - Walczyliśmy jako niemieccy żołnierze - upierał się Preston. - W niemieckich mundurach. Sam pan tak twierdził. - To śliska sprawa - odparł Steiner. - Nawet mając dobrego obrońcę bałbym się o swoją głowę. Lepiej teraz zginąć od kuli, niż stanąć potem przed plutonem egzekucyjnym. - NIe wiem, o co ci właściwie chodzi, Preston - odezwał się Ritter. - Ciebie i tak czeka z pewnością londyńskie więzienie w Tower. Obawiam się, że Anglicy nigdy nie darzyli szczególnymi względami zdrajców. Powieszą cię tak wysoko, że nawet kruki do ciebie nie dolecą. Preston usiadł ciężko na ławce, chwytając się rękami za głowę. Nagle zabrzmiały organy i usłyszeli wołanie Hansa Altmanna, który siedział wysoko nad stallami chóru: - To preludium do chorału Jana Sebastiana Bacha. Szczególnie stosowne w naszej sytuacji, bo nosi tytuł "Dla umierających". Popłynęła muzyka, a śpiew Altmanna wypełnił cały kościół. - "Ach wie nichtig, ach wie fluchtig"... Ach, jak zwodnicze, ach, jak krótkie są mijające dni... Nagle w jednym z okien głównej nawy trzasnęła szyba. Altmann, powalony serią z automatu, spadł z krzesła między stalle chóru. Werner odwrócił się skulony, strzelając ze stena. Jeden z Amerykanów runął z okna głową w dół i wylądował między dwoma ławkami. W tej samej chwili rozbito jeszcze kilka okien i kościół zalała lawina pocisków. Werner dostał w głowę, kiedy biegł wzdłuż południowej nawy. Upadł twarzą do ziemi, nie zdążywszy nawet krzyknąć. Z góry ktoś strzelał bez opamiętania z thompsona. Steiner podczołgał się do Wernera i odwrócił go, a potem ruszył dalej, przemykając chyłkiem na schody prezbiterium, by sprawdzić, co z Altmannem. Wrócił przez południową nawę, chowając się za ławkami, gdyż strzelanina nie ustawała. Devlin podczołgał się do niego. - Jak tam? - Altmann i Briegel nie żyją. - Ale jatka! - powiedział Irlandczyk. - Jesteśmy bez szans. Ritter dostał w nogi, a Jansen nie żyje. Steiner podczołgał się razem z nim na tył kościoła. Ritter leżał za ławkami, zawiązując sobie na udzie polowy opatrunek. Obok niego przycupnęli Preston i kapral Becker. - W porządku, Ritter? - spytał Steiner. - Zabraknie im odznaczeń dla rannych, Herr Oberst. - Ritter wyszczerzył zęby w uśmiechu, najwyraźniej jednak bardzo cierpiał. Z góry nadal strzelano, Steiner wskazał więc głową na ledwo widoczne w półmroku wejście do zakrystii i powiedział do Beckera: - Spróbuj przestrzelić te drzwi. Tutaj nie pociągniemy długo, to pewne. Becker skinął głową i nisko pochylony zniknął w półmroku za chrzcielnicą. Kiedy sten z tłumikiem zaczął strzelać, słychać było tylko ów dziwny metaliczny trzask poruszającego się rygla. Pchnięte nogą drzwi zakrystii otworzyły się na oścież. Strzelanina ustała nagle i z góry rozległo się wołanie Garveya: - Ma pan już dosyć, pułkowniku? To jest jak strzelanie do ryb w beczce i wolałbym tego nie robić, ale jeżeli nas zmusicie, wyniesiemy was stamtąd nogami do przodu. W tym momencie Preston załamał się, skoczył na równe nogi i podbiegł do chrzcielnicy. - Wychodzę! Mam już dość! - Ty draniu! - krzyknął Becker, wyskakując z półmroku sprzed drzwi zakrystii i trzasnął Prestona w skroń kolbą karabinu. U góry zaterkotał thompson