Alleluja! W samÄ porÄ dwa debile zorientowaĹy siÄ, Ĺźe sÄ dla siebie stworzeni!
Zimny, niewzruszony kapitan... Chwilę później wrócił do centrali bojowej. Doszedł do wniosku, że wystarczająco już dodał swoją osobą ducha obsłudze sonaru, a nie zdążył jej speszyć swoim nadmiernym zainteresowaniem. Kwestia wyczucia. Obrzucił pomieszczenie obojętnym wzrokiem. Kabina była zatłoczona jak irlandzki bar w dzień świętego Patryka. Zauważył, że mimo pracujących całą parą, napędzanych energią atomową klimatyzatorów wszyscy obficie się pocili. Zwłaszcza marynarze, którzy w skupieniu, na podstawie wskazań instrumentów elektronicznych sprowadzali okręt głębiej. Za ich plecami stał szef - jeden z najlepszych szefów na "Chicago". Pośrodku centrali, obok dwóch peryskopów bojowych czuwał dyżurny mat gotów w każdym momencie do ich wysunięcia. Pierwszy oficer przechadzał się po niewielkim pomieszczeniu i za każdym razem co dwanaście sekund, kiedy mijał mapę, rzucał na nią okiem. Kapitan nie mógł nikomu nic zarzucić. Ludzie, choć spięci, sumiennie wykonywali swoje zadania. - Wszystko układa się wspaniale - oznajmił tak, by każdy go usłyszał. - Warunki na powierzchni działają na naszą korzyść i nikt nas tu nie wykryje. - Centrala, sonar. - Centrala, słucham - McCafferty podniósł słuchawkę telefonu. - Słychać trzaski kadłuba. Chyba wychodzą na powierzchnię. Tak, opróżnia zbiorniki, kapitanie. 198 TOM CLANCY - Zrozumiałem. Nie spuszczać z nich oka, szefie - McCafferty odłożył słuchawkę. Zrobił trzy kroki i zatrzymał się przy mapie. - Czemu się właśnie tutaj wynurza? Nawigator wziął od marynarza papierosa i zapalił. Zazwyczaj tego nie robił. Porucznik aż parsknął na ten widok. Bosman przelotnie uśmiechnął się i nawigator obrzucił ich ponurym spojrzeniem. Potem popatrzył na kapitana. - Coś nie w porządku, sir - odezwał się cicho porucznik. - Tylko jedno - odparł dowódca. - Czemu wynurzają się w tym miejscu? - Centrala, sonar. Kapitan ponownie chwycił słuchawkę. - Kapitanie, boomer ciągle opróżnia zbiorniki. - Jeszcze coś? - Nie, ale musieli już zużyć bardzo dużo rezerwowego powietrza. - W porządku. Dziękuję, szefie - McCafferty odwiesił słuchawkę i chwilę zastanawiał się, czy to cokolwiek znaczy. - Czy robił pan już takie rzeczy? - zapytał nawigator. - Tropiłem wiele rosyjskich jednostek, ale nie tutaj. - Nasz cel rzeczywiście będzie musiał się wynurzyć, gdyż wzdłuż Wybrzeża Terskiego jest zaledwie dwadzieścia metrów głębokości - nawigator wodził palcem po mapie. - A my musimy przerwać dalszą obserwację - zgodził się McCafferty. - Mamy teraz czterdzieści mil. - Zgadza się - przytaknął nawigator. - Ale poczynając od piątej mili, zatoka zaczyna zwężać się jak komin i jest tylko jedno miejsce, w którym zanurzony okręt może się przecisnąć. Jezu, nie wiem. McCafferty przeszedł w głąb pomieszczenia i zaczął oglądać mapę. - Całą drogę z Koli przebył na głębokości peryskopowej z szybkością piętnastu węzłów. Głębokość przez ostatnie pięć godzin nie zmieniła się zasadniczo i miało tak być jeszcze przez jakąś godzinę lub dwie... a jednak wypływa na powierzchnię. Skoro więc jedyną zmianę warunków stanowi tutaj zwężenie toru wodnego, ale ciągle jeszcze pozostaje CZERWONY SZTORM 199 dwadzieścia mil... - kapitan patrzył na mapę i intensywnie myślał. Znów zgłosiła się hydrolokacja. - Tu kapitan. Co nowego, szefie? - Kolejny kontakt, sir. Pozycja jeden-dziewięć-dwa. Cel: sierra-5. Okręt nawodny, dwuśrubowy, silnik spalinowy. Brzmi jak okręt klasy Natia. Pozycja zmienna; trochę w lewo, trochę w prawo; kurs wydaje się zbieżny z kursem naszego boomera. Prędkość około dwudziestu węzłów. - A boomer? - Szybkość i położenie bez zmian, kapitanie. Skończyli wypompowywanie zbiorników, są na powierzchni. Słyszymy łomot i przyśpieszone obroty ich śrub... chwileczkę... włączył się aktywny sonar, odbijamy rewerberacje, współrzędne mniej więcej jeden-dziewięć-zero. Pochodzą prawdopodobnie z natii. Ich hydrolokator pracuje na bardzo wysokiej częstotliwości, poza zasięgiem słyszalności... dwadzieścia dwa tysiące herców. McCafferty poczuł, jak żołądek wypełnia mu lodowata kula. - Przejmuję prowadzenie okrętu. - Tak jest, kapitanie. Przejmuje pan prowadzenie - odparł Pierwszy. - Szefie, szasować balasty, dwadzieścia metrów w górę, może i wyżej, bylebyśmy się nie wynurzyli. Obserwacja! Wysunąć peryskop. - Urządzenie bezszelestnie pomknęło w górę i McCafferty, jak poprzednim razem, zlustrował okolicę, szukając cienia. - Jeszcze metr. W porządku, ciągle niczego nie widać. Co mówi wykrywacz radarów? - Obecnie siedem aktywnych źródeł radiolokacji, kapitanie. Układ na siatce taki sam jak poprzednio plus nowe źródło, współrzędne jeden-dziewięć-jeden. Pasmo India. Wygląda na kolejny Don-2. McCafferty wysunął peryskop na dwanaście stopni; maksymalna wysokość. Na powierzchni morza unosił się radziecki okręt rakietowy. Wystawał z wody dziwnie wysoko. - Joe, powiedz mi, co widzisz? - odezwał się McCafferty; potrzebna mu jeszcze czyjaś opinia. 200 TOM CLANCY - Zgadza się, to delta-III. Chyba wszystko wypompowali