ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Służyłem na ochotnika, ale zdemobilizowano mnie dopiero w kwietniu. Teraz szlifuję bruki w Wilnie i szukam pracy. Kolka szczerze się mną ucieszył, bo się okazało, że mieliśmy wspólnych znajomych w Mińsku. Wkrótce siedzieliśmy w małej restauracji Berczyka. Była ona znana w mieście z dobrych potraw rybnych. Kolka zamówił dwie porcje gęsiny na zimno i karafkę wódki. Zapytałem go o powód awantury w knajpie. - Gra pan w bilard? - spytał. - Nie. Nie znam tej gry. - Więc trudno mi będzie panu wytłumaczyć, ale spróbuję. Jestem jednym z najlepszych graczy w Wilnie. Mój ojciec, jak już panu mówiłem, miał restaurację w Mińsku, a w niej były dwa bilardy. Będąc małym chłopcem próbowałem już grać. Obstawiałem bilard dokoła krzesłami i grałem chodząc po nich. Ojca to bawiło i zaczął mnie uczyć tej gry. A gdy dorosłem, grałem bardzo dobrze. Może i w Mińsku byłem jednym z najlepszych graczy. Kiedy zaś po zwolnieniu z wojska osiadłem w Wilnie, to właściwie zacząłem żyć z tej gry. Do tego doszły karty... Otóż, gram o pieniądze. Zwykle, gdy grają dobrzy gracze, kibice robią zakłady o to, kto wygra. Jeśli bardzo dobry gracz gra ze słabym, to zazwyczaj daje mu for, aby szansę wyrównać. W ten sposób zdarza się często, że dobry gracz przegrywa do słabego. Ale my, mistrzowie kija, mamy swoje kombinacje. Umawiamy się z kibicami i gramy tak, by umyślnie przegrać, gdy mamy szansę na wygraną. W tym czasie nasi kibice obstawiają graczy słabych, którzy wygrywają. - Czy to nie wygląda podejrzanie? - Otóż to - powiedział Kolka. - Trzeba być także i aktorem. Trzeba grać tak, by wyglądało, że staram się wygrać. - Lecz pan musi płacić przegraną. - Tak, ale zdarza się, że gram partię o tysiąc marek i przegrywam ją. A moi kibice wygrywają dziesięć tysięcy. Z tego otrzymuję później trzecią część albo i połowę. To zależy od umowy. - Dlaczego więc ten Kuba awanturował się? - Bo był pijany. A przyczepił się do tego, że wygrałem partię, którą trzeba było przegrać. Ale tak się złożyło, że nie mogłem jej przegrać, bo wyglądałoby to „na spusk". To znaczy umyślne przegranie. Więc moi kibice stracili dziś na jednej partii, ale zyskali na dwóch następnych. W rezultacie są wygrani. Ale Kuba uparł się po pijanemu, że on nie powinien płacić mi ze swej wygranej. On sam gracz. Średni, l niezły chłop. Doskonale gra w karty. Ale gdy się upije, jest nieznośny. - Co z nim teraz będzie? - Noc przesiedzi w areszcie. Spiszą protokół, ale na pewno sprawę „zamaże". Policja go zna. Dobrze, że nie stało się nic poważnego. Mógł przecież rozwalić łeb mnie albo knajpiarzowi. - Jednak wódka to paskudny trunek. - Słusznie! Wobec tego napijmy się. Dawno nie jadłem tak smacznej kolacji. Od wódki zaczęło wirować w głowie, ale było bardzo wesoło. Spotkanie z ziomkiem ucieszyło mnie. Wydało mi się zapowiedzią lepszej przyszłości. Kolka był dobrze wyrobiony życiowo i zaradny - może dlatego, że od dzieciństwa obcował z dorosłymi, gośćmi w restauracji swego ojca. Gdy opowiedziałem mu z goryczą, jak starałem się i staram nadal znaleźć pracę, on rzekł: - A ja nawet nie szukałem. Wiedziałem, że jak coś znajdę, to będzie to praca osła dla jakiejś świni... Sprzedali nas nasi wodzowie w Rydze. Sprzedali jak barana, by prędzej dorwać się do stanowisk, do rządzenia. A żołnierz? Cóż on ich obchodzi? Żołnierz-ochotnik to naiwniaczek, który w imię wzniosłych celów buduje dla różnych kombinatorów pałace, a dla siebie kryminał. Kiedy żołnierz był potrzebny, to była dla niego żywność, ubranie, broń. Gdy spełnił swe zadanie - nie ma dla niego nic. Idź, bohaterze, kradnij, rabuj albo głoduj! Im lepiej się opłaca walczyć ze zbrodniarzami niż ustrzec ludzi od zbrodni. Postępują tak, bo są bezmyślni. Ale na tym przegrają. Zawalą się ideały, w imię których młodzież szła walczyć. Zbankrutują wzniosłe hasła. Zostanie tylko ich hasło prawdziwe: „Co użyjem to dla nas; za sto lat nie będzie nas!". - Czemu nie zorganizują robót publicznych, aby zatrudnić wszystkich pilnie potrzebujących pracy. To przecież opłaciłoby się. Drogi tu są marne, rzeki nie uregulowane... - Po co im suszyć sobie tym głowę. Knajpy są, kabarety są. Oni wie dzą, że spryciarze i bez nich się urządzą. A niezaradni powymierają, wylądują w szpitalach i więzieniach. No i problemik samo życie rozwiąże. Rozmawiałem z Kubą długo. Zjadłem dwie porcje gęsiny. On chciał za mówić jeszcze jedną karafkę wódki, ale sprzeciwiłem się. Byłem odzwyczajony od alkoholu, czułem się mocno podpity. Kolka nie nalegał. Powiedział, że i on pije mało, bo alkohol mu szkodzi. Niedługo przed końcem kolacji Kolka powiedział, że jeśli zechcę go zobaczyć, żebym przyszedł do Czerwonego Sztralla. Tam, od strony podwórza, jest wejście boczne do sali bilardowej. Kolka gra tam wieczorami. Ale muszę udawać, że nie znamy się. Natomiast mogę podejść do niego na ulicy. Wreszcie powiedział: - Proszę uważać na mnie przed zaczęciem każdej partii. Jeśli wyjmę z kieszeni chustkę, wytrę ręce, a potem schowam ją do innej kieszeni, będzie to znak dla pana, że tę partię przegram. Zagram ją „na spusk". Wówczas niech pan idzie o zakład, z którymkolwiek kibicem, przeciw mnie. Może pan również założyć się z kilkoma kibicami. A mnie zwróci pan później moją przegraną. Natomiast z drugiej partii da mi pan, prócz mojej przegranej, połowę wygranej przez pana sumy. Ale za drugim razem musi pan iść o zakład jak najwyżej. - Będę miał pieniądze dopiero w piątek. - Dobrze. Przyjdzie pan, kiedy zechce. A ja, w odpowiednim czasie, dam panu znak. Bez tego znaku niech pan nie robi zakładów, bo kibice znają dobrze graczy i obstawiają ich prawie na pewno. Gdy skończę grę i wyjdę z bilardowej, zaczekam na pana na ulicy Tatarskiej. Ale niech pan pierwszy do mnie nie podchodzi, lecz idzie w tym kierunku, w którym ja pójdę. Potem ja do pana podejdę. - A jeśli pan wygra partię, zamiast ją przegrać? - To się może zdarzyć, ale rzadko. Niech pan nie obstawia pierwszej partii zbyt wysoko. Ale drugą partię, jeśli znów dam panu znak, na pewno przegram. Dlatego proszę grać wówczas jak najdrożej. Dam panu teraz dwa tysiące marek. Będzie to mój dodatkowy udział. A swoich pieniędzy postawi pan, ile pan chce. Wyjaśniłem Kolce trochę swą sytuację materialną. Powiedziałem, że w piątek będę miał trzy tysiące marek, a może nawet i pięć tysięcy. Oczywiście, nie wyjaśniłem mu, jak je zarobię, bo mimo „filozofii" Rewańskiego uważałem swą pracę u niego za wstrętną- może za gorszą od prostytucji. Kolka prawdopodobnie pomyślał, że dokonam jakiejś kradzieży