ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

- A tymczasem w każdym londyńskim klubie nazywać mnie będą tchórzem - rzucił z goryczą George. - Rozprawię się z każdym, kto nazwie mojego oficera tchórzem - zagroził lord Cardigan. - Nie lubię Lowhursta, nigdy go nie lubiłem. To obrzydliwy facet, ale przysięgam na Boga, że jeśli któryś z was będzie się upierał, każę was obu aresztować. To nie są żarty. Surowa twarz lorda Cardigana wyrażała absolutny rozkaz i George nie miał żadnego wyboru. Ze wstrętem wysłał krótki list do swego przeciwnika i jedynie całkowite poparcie dowódcy ukoiło nieco jego rozżalenie. Podczas klubowej kolacji Lowhurst nazbyt głośno krytykował młodych dżentelmenów, którzy jedynie dużo mówią, a w decydującym momencie unikają konfrontacji. Po tym wywodzie spotkał się z płomiennym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu i komentarzem, że dżentelmenowi, który w środku krwawej wojny ukrywa się w Anglii, nie przystoi kwestionować odwagi żołnierza. Jeszcze tego samego dnia George przypisał cały ten obrzydliwy incydent Bartonowi. Coś niecoś wiedział o ciemnych interesach brata i powiązaniach z domami gry i rozpusty, ale przymykał na to oko. Zastanawiał się nad tym, co usłyszał; tajemniczą historyjkę o służącej i zaginionym psie, kiedy nagle przypomniał sobie listopadową rozmowę. Pod wpływem impulsu złapał dorożkę i udał się na Fenchurch Street, tylko po to, by się dowiedzieć, że Barton wraz z rodziną wyjechał do Bath, rzekomo w odwiedziny do matki. George nabrał podejrzeń, czując, że Barton przed czymś ucieka. Wycisnął nieco prawdy z Jacka Webba i powrócił do koszar, nie kryjąc wstrętu i pogardy dla brata, który 264 swym niegodziwym występkiem zabił w nim ostatnią nadzieję. Jego własna, gwałtowna reakcja zaskoczyła go. Przeżył dwadzieścia sześć lat, łatwo i pogodnie, w specyficznym stylu i cynizmie, ani lepiej ani gorzej niż inni młodzieńcy, aż tu nagle odkrył ku własnemu zdumieniu, że tkwią w nim głębsze uczucia, tylko nie potrafił się z nimi uporać. Na myśl, że bezdenna głupota Bartona mogła raz na zawsze zniszczyć jego wizerunek w oczach Laurel dostawał gęsiej skórki. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy, jak bardzo pokochał tę dziewczynę, wiedział, że wkrótce opuści Anglię, nie wiadomo na jak długo, a może na zawsze. Głęboko nieszczęśliwy, głowił się, jak udowodnić jej swą niewinność w tym spisku, choć duma nie pozwalała mu na przeprosiny. Nagle pewnego ranka spotkał ją przypadkowo w parku, galopującą na Lucyferze. Spostrzegła go pierwsza i przytrzymała konia. Kilka dni wcześniej dotarły do niej wieści o zatargu z lordem Lowhurstem, przemówiła więc bez ogródek. - Miałam nadzieję, że cię spotkam, George. Dziękuję ci za tak rycerską obronę. - Mógłbym zrobić znacznie więcej, aby to udowodnić - odrzekł zasmucony. - Chciałem stanąć naprzeciw tego wulgarnego bydlaka z pistoletem w dłoni, ale żołnierz nie ma wyboru. Cardigan stanowczo się temu sprzeciwił. - Tak się cieszę - dotknęła odruchowo jego dłoni. - Wiem, że jesteś wspaniałym strzelcem, ale nigdy nic nie wiadomo, a ja nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby ci się coś stało. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko, Laurel. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się. 265 - Nadal nie znam całej prawdy - ciągnął niezręcznie - ale przekonany jestem, że to sprawka Bartona. Tak mi wstyd. - To niepotrzebne - rzuciła spontanicznie. - Już po wszystkim i nie chcę do tego wracać. Ty nie miałeś z tym nic wspólnego. Byłam tego zawsze pewna. - Wdzięczny ci jestem za takie zaufanie. Od całego zajścia minął zaledwie tydzień i Jethro odszedł z jej życia prawdopodobnie na zawsze. Była zaniepokojona, zła i nieszczęśliwa. Zerknęła na towarzyszącego jej młodzieńca. Przez ostatni rok, pomyślała, George zmienił się nie do poznania. Nabrał powagi, troszczył się o innych, godny był zaufania. Poczuła do niego gorący przypływ sympatii za sposób, w jaki ją obronił, ryzykując własnym życiem za jej honor. - Słyszałam, że twój pułk już odpłynął - odezwała się. - Zgadza się. Udałem się do Płymouth, by dopilnować odprawy. Lord Cardigan nie wyjedzie do maja, a ja będę mu towarzyszył jako adiutant. Wpatrywała się gdzieś przed siebie, słysząc słowa Jethro: Lubisz go, prawda? Wystarczająco, by go poślubić? Czemu nie? To prawda, że lubiła go bardziej niż innych młodzieńców kręcących się dokoła. Nie pokochałaby nikogo bardziej niż Jethro, ale istniało jeszcze przywiązanie, i tyle łączyło ją z George'em. Oboje uwielbiali brawurę, którą ona odziedziczyła po swym zmarłym ojcu-żołnierzu, śmiało odpowiadali na wyzwania, kochali zabawę. Gdyby go poślubiła, wyjechałaby z nim na Krym, jak wiele innych młodych żon. Fanny Duberły, która wyszła za pułkowego skarbnika, wypłynęła już ze swym małżonkiem. Ogarnęło ją podniecenie. Udowodniłaby Jethro, że i ona potrafi podejmować bolesne decyzje i odważnie stawiać czoła 266 problemom. Ale nie wiedziała, od czego zacząć. Może George przestał się nią interesować? Przez chwilę jechali w milczeniu. Nie tylko jej brakło słów. George również zmagał się z głosem serca. Postępek brata odebrał mu odwagę. Spróbował więc okrężnej drogi. - Cardigan chciał poznać imię damy. - Powiedziałeś mu? - Oczywiście, że nie. Ale wspomniałem, że mam nadzieję, iż dama ta zostanie pewnego dnia moją żoną. - I co on na to? - Kazał mi się śpieszyć, bo niewiele czasu zostało na miodowy miesiąc w Paryżu. - Czy nie wspomniałeś przed chwilą, że Cardigan opuszcza Londyn w maju? - Tak. - To dopiero za miesiąc - ciągnęła poważnie Laurel. - Wystarczy, by dostać specjalne zezwolenie na ślub. Spojrzał na nią, nie wierząc własnym uszom. - Laurel, czy ty... - Czy nadal chcesz, by dama ta została twoją żoną? - Wiesz, że tak, teraz bardziej niż kiedykolwiek, ale nie śmiałem nawet marzyć. Laurel, proszę, nie żartuj sobie. Nie potrafię się z tego śmiać. - Ja się nie śmieję. - To znaczy, że to prawda... wyjdziesz za mnie?! - Jeśli tego chcesz. - Och, moja kochana! - chwycił ją za rękę. - Jesteś pewna? Czy obiecujesz? - Obiecuję