ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

CZĘŚĆ 9 Historia naturalna Póżniej Nirgal pojechał z Saxem na pół- noc, do Da Vinciego, i zatrzymał się w mieszkaniu starego przyjaciela. Pewnej nocy odwiedził ich Kojot. Było już po szczelinie czasowej, w porze, w której chyba nikomu innemu nie przyszłoby do głowy składać wizyty. Nirgal powiedział w kilku słowach, co się zdarzyło w wysokim base- nie. - Tak, no i co? - spytał Kojot. Nirgal odwrócił wzrok. Kojot poszedł do kuchni i zaczął przetrząsać lodówkę Saxa, krzycząc do salonu z pełnymi ustami: - Czego się spodziewałeś po takim wietrznym stoku? Ten świat to nie ogród, mój drogi. Sporo terenów co roku zostaje podobnie zasypanych. Za rok lub dziesięć lat nadejdzie inny wiatr i zwieje caly ten pyl z twojego wzgórza. - Do tego czasu cala roślinność umrze. - Takie jest życie. Teraz czas, żebyś się zajął czymś innym. Co robi- łeś, zanim się tam osiedliłeś? - Szukałem Hiroko. - Cholera. - Kojot pojawił się w progu, wskazując dużym kuchen- nym nożem prosto w syna. - No nie, ty też?! - Tak, ja też. - Och, daj spokój. Kiedy wreszcie dorośniesz? Hiroko nie żyje. Po- winieneś się przyzwyczaić do tej myśli. 2 gabinetu wyszedł Sax, mrugając mocno oczyma. - Ależ ona żyje - oświadczył. - No nie, znów to samo! - krzyknął Kojot. - Jesteście jak dzieci! ~ Widziałem ją podczas burzy na południowym stoku Arsia Mons. ~ Dołącz do towarzystwa głupców, człowieku. Sax zamrugal, patrząc na niego. - Co masz na myśli? - Och, przestań, cholera. Kojot wrócił do kuchni. - Slyszalem o różnych miejscach — powiedziałNirgal do Saxa. —Re- lacje są dość zgodne... - Wiem, że... - Codziennie ktoś coś mówi na jej temat! - krzyknął z kuchni Kojot. Po chwili zjawił się w salonie. - Codziennie ktoś ją spotyka! Włączcie nad- garstki. W sieci jest nawet taki plik, z którego można się dowiedzieć, gdzie ją widziano! W zeszłym tygodniu pojawiła się w dwóch różnych miejscach tej samej nocy, w Noachis i na Olympusie! Na zupełnie przeciwstawnych częściach planety! - Nie sądzę, żeby to cokolwiek znaczyło -powiedział z uporem Sax. - O tobie również mówi się takie rzeczy, a -jak widzę - wciąż żyjesz. Kojot gwałtownie potrząsnął głową. - Nie. Ja jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Wszyscy inni, którzy podobno znajdują się w dwóch różnych miejscach jednocześnie, nie żyją. To pewny znak. - Pragnąc ubiec następne stwierdzenie Saxa, krzyk- nął: - Hiroko nie żyje! Pogódźcie się z tym! Zginęła podczas ataku na Sa- bishii! Szturmowe oddziały z ZT ONZ schwytały ją, Iwao, Gene'a, Ryę i całą resztę. Żołnierze zabrali ich do pewnego pokoju, gdzie ich wykoń- czyli albo wypompowali powietrze. Takie rzeczy się zdarzały! Nadal się zdarzają! Sądzicie, że tajna policja nie zabijała dysydentów, których cia- ła znikały tak skutecznie, że nikt ich nigdy nie odnalazł? To się ciągle zda- rza! Cholera, tak się dzieje wszędzie, nawet na waszym drogocennym Marsie! Wiecie, że to prawda! Tacy są ludzie. Zabiją innych i w dodatku twierdzą, że to ich obowiązek i praca, że w taki sposób po prostu zarabia- ją na utrzymanie swoje i dzieci albo że postępują tak dla bezpieczeństwa świata... l tyle. Zabili Hiroko i wszystkich jej przyjaciół. Nirgal i Sax bez słowa patrzyli na zdenerwowanego Kojota, który drżał na całym ciele. Po chwili Sax odchrząknął. - Desmondzie... Skąd masz pewność? - Ponieważ sam szukałem! Szukałem wszędzie! Nie bylojej w żad- nej z kryjówek. Mówię wam, że nie opuściła miasta. Przecież od czasu Sa- bishii nikt naprawdę jej nie widział. Dlatego właśnie nigdy nie otrzymali- ście od niej wiadomości. Nie jest przecież potworem, zawiadomiłaby nas jakoś... - Ależ ja ją widziałem — upierał się Sax. - Powiedziałeś, że to było podczas burzy? Przypuszczam, że miałeś wówczas pewne kłopoty. I widziałeś ją zapewne przez chwilę... Pomogła ci i zniknęła na dobre? Sax zamrugał oczyma. Kojot roześmiał się zgrzytliwie. - Tak właśnie sądziłem. No cóż, w porządku. Możesz sobie dalej ro- ić co ci się żywnie podoba, ale nie mieszaj tych marzeń z rzeczywistością. Mówię ci, że Hiroko nie żyje. Nirgal spojrzał na jednego mężczyznę, potem na drugiego. Obaj mil- czeli. - Ja również jej szukałem -powiedział. A potem, widząc zwarzoną minę Saxa, dodał: - Wszystko jest możliwe. Kojot potrząsnął głową, następnie wrócił do kuchni, mamrocząc coś do siebie. Sax spojrzał Nirgalowi w oczy. - Może jeszcze raz spróbuję ją znaleźć - odezwał się młody Marsjanin. Sax pokiwał głową. - To lepsze niż uprawa roli - rzucił Kojot z kuchni. Ostatnio Harry Whitebook wynalazł metodę zwiększenia zwierzęcej tolerancji na dwutlenek węgla. Dokonał tego, wprowadzając do organizmów ssaków gen, który zawierał w sobie pewne charakterystyczne cechy krokodylej hemoglobiny. Krokodyle po- trafiły wstrzymywać pod wodą oddech na bardzo długi czas, a dwutlenek węgla, który docierał do ich krwi, rozpuszczał się w niej w jony dwuwę- glanu i wiązał z zawartymi w hemoglobinie aminokwasami; powstała mie- szanina powodowała, iż z hemoglobiny uwalniały się cząsteczki tlenu. Wysoka tolerancja na dwutlenek węgla łączyła się zatem ze zwiększoną wydajnością nadtlenienia, wspaniałą adaptacją organizmów do nowych warunków. W dodatku, jak się okazało, istniała naprawdę prosta metoda (odkąd wskazał ją Whitebook) przekazywania tej cechy ssakom - dzięki wykorzystaniu najnowszej technologii kopiowania cech: wyznaczano od- P°wiednie odcinki „naprawczej", enzymatycznej fotoliazy DNA, które - Podczas kuracji gerontologicznych - wykazywały zdolność łączenia wy- fnaczników danej cechy z nowym genomem, zmieniając lekko własności hemoglobiny osobnika. Sax należał do pierwszych osób, którym zezwolono na używanie tej metody. Sam pomysł bardzo mu się spodobał, ponieważ zapewniał w przyszłości rezygnację z masek na twarz pod gołym niebem, a Sax wie- le czasu spędzał w terenie. Poziom dwutlenku węgla w atmosferze sięgał ciągle jeszcze około czterdziestu milibarów z całkowitych pięciuset (przy poziomie morza), oprócz dwustu sześćdziesięciu milibarów azotu, stu sie- demdziesięciu milibarów tlenu i trzydziestu - rozmaitych gazów szlachet- nych. Stężenie dwutlenku węgla wciąż było zatem zbyt wysokie, aby lu- dzie bez masek filtracyjnych mogli je tolerować. Gdyby jednak Sax za- stosował na sobie metodę kopiowania cech, mógłby chodzić swobodnie po dworze i obserwować zwierzęta z tą samą cechą