ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Świadczy to o pokoju, w jakim ci ludzie żyli ze swoim środowiskiem. A także o Jednookim i jego dawno zmarłym bracie. Co, do diabła, musieli tu przeskrobać? Zauważyłem, że dopóki byliśmy w dżungli z Łysolem i Astmatykiem, specjalnie unikali jakichkolwiek rozmów o swojej przeszłości, swoim wieku, albo wcześniejszej tożsamości. Jakby ktoś mógł jeszcze pamiętać coś, co dwóch nastolatków zrobiło tak dawno temu. Łysol i Astmatyk kazali nam się zatrzymać, gdy tylko opuściliśmy krainę zamieszkiwaną przez ich lud. Utrzymywali, że dotarli do granicy terytorium, które znali. (Obiecali rozejrzeć się za paroma tubylcami, którzy będą mogli poprowadzić nas dalej.) Łysol oznajmił, że zamierza wracać, niezależnie od zawartej wcześniej umowy. (Twierdził, że Astmatyk sam da sobie równie dobrze radę jako pośrednik i tłumacz.) Stało się coś, co rozwiało złudzenia Łysola. Nie chciałem się z nim kłócić. Już wcześniej powziął decyzję. Po prostu nie zapłaciłem mu pełnej obiecanej stawki. Obawiałem się, że Astmatyk będzie chciał zostać. Ten facet był drugorzędnym duchowym pobratymcem Jednookiego, gotowym do bezsensownych psot. Może coś jest w wodzie dżungli D'lock Alock. Wyjąwszy fakt, że Łysol i wszyscy pozostali, których spotkaliśmy, wydawali się zupełnie normalni. Osądziłem, że to moja magnetyczna osobowość przyciąga typy takie jak Jednooki i Astmatyk. Z pewnością czekała nas niezła zabawa. Jednooki bez zmrużenia oka pozwalał Goblinowi na wszystko, nie siląc się nawet na cień riposty. Kiedy wybuch wreszcie nastąpi, będzie czystym pięknem. - Cała rzecz powinna wyglądać odwrotnie - powiedziałem Pani, kiedy rozmyślaliśmy nad tym. - Jednooki powinien drażnić pierwszy, podczas gdy Goblin zazwyczaj leżał w zaroślach, czając się jak wąż. - Być może wszystko zmieniło się dlatego, iż przekroczyliśmy równik. Pory roku następują tu odwrotnie. Nie zrozumiałem tej uwagi, dopóki nie poświęciłem jej kilkugodzinnego namysłu. Potem zdałem sobie sprawę, że nie miała sensu. Był to jeden z jej dziwacznych, nieśmiesznych żartów. 15. SAWANNA Czekaliśmy przez sześć dni na skraju sawanny. Dwukrotnie pojawiły się bandy ciemnoskórych wojowników, by nas sobie dokładnie obejrzeć. Za pierwszym razem Astmatyk powiedział: - Nie pozwólcie im sprowadzić się z drogi. Zwracał się do Jednookiego, nie wiedząc, że nauczyłem się od nich wystarczająco dużo z ich świergotania, by śledzić przebieg rozmowy. Miałem niezły dryg do języków. Miała go większość z nas, starych weteranów. Musieliśmy nauczyć się ich tak wiele. - Jakiej drogi? - dopytywał się Jednooki. - Tej krowiej ścieżki? - Wskazał palcem szlak, który wił się w dal. - Cokolwiek znajduje się pomiędzy białymi kamieniami, stanowi drogę. Droga jest święta. Dopóki pozostaniecie na niej, będziecie bezpieczni. Na pierwszym postoju dbaliśmy o to, by nie opuszczać koła wyznaczonego przez białe kamienie. Sądziłem, że rozumiem znaczenie linii białych kamieni biegnących na południe. Handel wymaga bezpiecznych tras. Chociaż obecnie ten szlak nie wyglądał na szczególnie ruchliwy. Od czasu opuszczenia imperium, z rzadka tylko napotykaliśmy większe karawany. Kierowały się na północ. Nikt nie podążał na południe. Wyjąwszy może wędrowny pniak. Astmatyk ciągnął dalej: - W każdym razie strzeżcie się ludzi równin. Są zdradliwi. Użyją każdego możliwego do wyobrażenia pochlebstwa i podstępu, aby sprowadzić was ze szlaku. Ich kobiety są szczególnie z tego znane. Pamiętajcie: będą obserwować was przez cały czas. Opuszczenie drogi oznacza śmierć. Pani była głęboko zainteresowana tą dyskusją. Ona również wszystko rozumiała. A Goblin zażartował: - Jesteś martwy, Robaczywe Usta. - Co? - zgrzytnął zębami Jednooki. - Pierwsza para słodkich bioder, które zakołyszą się na twojej drodze, zaprowadzi cię prosto do kociołka kanibala. - Oni nie są kanibalami... - Nagły przestrach przemknął cieniem po twarzy Jednookiego. Dopiero teraz pojął, że Goblin rozumiał go, gdy rozmawiał z Astmatykiem. Popatrzył na pozostałych. Niektórzy odwrócili wzrok. Potoczył po wszystkich oszołomionym spojrzeniem. Z większym ożywieniem zaczął coś szeptać do Astmatyka. Ten zachichotał. Jego śmiech brzmiał na poły jak gdakanie kury, na poły zaś niczym krzyk pawia. Chwila śmiechu kosztowała go następny atak kaszlu. Był to niedobry kaszel. Jednooki nie przestawał mnie zadręczać prośbami: - Nie możesz zrobić czegoś dla tego faceta, Konował? Wypluwa płuca i umiera, a nas to boli. - Nic. Nie powinien się przemęczać... - Nie było powodu rozpoczynać starej śpiewki