ďťż
They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Podobne

an image

Alleluja! W samą porę dwa debile zorientowały się, że są dla siebie stworzeni!

Po uprzednim wielo­krotnym zapewnieniu o swoim najgłębszym dla niej szacunku, zwróciłby jej uwagę, czego oczekuje się od kobiety z jej pozycją i narzeczonej baro-neta Penwith. Czy przez resztę życia będzie musiała się naginać do jego woli? Czy nie będzie mogła zachować nawet odrobiny niezależności i szacunku dla samej siebie? To jest przecież Kornwalia. Tu samotny spa­cer po pustej plaży nie jest grzechem. Tak właśnie mu powie, jeśli, jakimś cudem, sir Edwin odkryje prawdę. Zawsze kochała plażę, zarówno jako doskonałe miejsce do zabawy, jak i do snucia marzeń w samotności. Często przychodziła tu z Seanem; rodzice dawali im pod tym względem znacznie więcej swobody, niż miała jej większość dzieci. Budowali zamki z piasku, zbierali muszle, pływali i ścigali się, wrzeszcząc przy tym i śmiejąc się do rozpuku. Czasem spo­tykali Kennetha i wtedy obydwaj chłopcy obrzucali się wyzwiskami, za­nim nauczyli się razem bawić. Były to głównie zabawy w przemytników i piratów i obejmowały walki na kije wyrzucane przez morskie fale. Chłopcy zawsze odsuwali Moirę od tych zabaw. Mogła jedynie stać na straży albo siedzieć cicho. Z czasem zaczęła podejrzewać, że te spotka­nia wcale nie były przypadkowe. Już jako mała dziewczynka podkochiwała się w Kennecie, przystoj­nym, jasnowłosym chłopcu z Dunbarton, z którym kontakty były im przez rodziców surowo zabronione. Obserwowała go, kiedy bawił się z Se­anem, wyobrażając sobie, że zwraca się do niej, zapraszając do wspól­nej gry. Jej marzenie nigdy się jednak nie spełniło. Kenneth zdawał się zupełnie jej nie dostrzegać. Zmieniło się to dopiero po paru latach. Kenneth na parę lat wyjechał z Dunbarton do szkoły. Spotkała go pod­czas wakacji, gdy samotnie spacerowała po plaży. Nie mogła sobie przy­pomnieć, gdzie wówczas był Sean. Pamiętała jedynie, że jej guwernantka została w miasteczku, gdzie miała zrobić jakieś zakupy dla jej matki. Obe­szła cypel i usiadłszy na skale, oddała się marzeniom. Kiedy podszedł do niej, odniosła wrażenie, że jej nie poznał, ale spoglądał na niąz wyraźnym uznaniem. Po chwili uśmiechnął się do niej. Po raz pierwszy. Jakże była naiwna. Zbyt naiwna, żeby nie ulec jego urokowi. Jego zainteresowanie tak bardzo jej wówczas schlebiało. I zakochała się. Bez pamięci. Szła teraz w stronę tamtego cypla, wspominając tamte chwile. Nigdy nie spodziewała się, że jej życie tak właśnie się potoczy; że zostanie starą panną i będzie zmuszona do małżeństwa z rozsądku z człowiekiem, którego z trudem znosiła. Lecz najbardziej bolało ją to, że jako dojrzała już kobieta przekonała się, iż realne życie rzadko pokrywa się z marzeniami. Mimo to musiała przyznać, że dla niej życie okażało się łaskawe. W końcu nie została bez środków do życia. Nikt jej nie krzywdził i nie obrażał. Nikt nie... Nagle zamarła z przerażenia, gdy zza wrzynającego się w głąb morza cypla wybiegł ogromny, czarny pies. Zwierzę rzuciło się ku niej, wściekle ujadając. Zawsze panicznie bała się psów. Ten bardziej przypominał jakieś potworne monstrum. Gdyby była w stanie wykonać jakikolwiek ruch, natychmiast rzuciłaby się do ucieczki. Jednak paraliżujący strach okażał się silniejszy. *5* Nelson! - Komenda wydana ostrym głosem przebiła się przez uja­danie psa. Pies uspokoił się, krążył jednak dookoła Moiry, nie przestając szczekać. - Siad! - padła komenda wydana tym samym głosem i Nelson na­tychmiast się do niej zastosował, po czym wywiesił jęzor i ciężko dy­sząc, wpatrywał się w Moirę nieruchomym wzrokiem. Moira z całych sił zacisnęła zęby, jakby tylko w ten sposób mogła powstrzymać ciało przed rozpadnięciem się na drobne kawałki. 1 cho­ciaż nie spuszczała z oczu psa, powoli zaczynało do niej docierać, do kogo należy ten głos. Dotarło również do niej, że była zupełnie sama, jak wtedy, gdy spotkała go tu po raz pierwszy. - Nie zaatakowałby. - Para wysokich, czarnych butów pojawiła się w jej polu widzenia, tak jak i dolna część obszernego płaszcza. - Nie bez mojego rozkażu. Podniosła wzrok. Stał kilka metrów od niej. Był zupełnie sam, tak jak ona. - Nie bez twojego rozkażu? - powtórzyła. - Jednak, gdybyś ten rozkaż wydał, ta bestia rozerwałaby mnie na strzępy? - Powstrzymałby cię jedynie od ataku na mnie - powiedział, a lek­ki uśmieszek, który pojawił się na jego twarzy, sprawił, że wyglądał jesz­cze bardziej butnie, niż zazwyczaj